Subiektywne podsumowanie

Czego słuchałem w 2012 r.
Witt Wilczyński, 2 stycznia 2013
Płyty 2012
Fot. Witt Wilczynski
Rok 2012 nie szczędził nam nowości płytowych z różnych, pozamainstreamowych gatunków muzycznych. Folk nie był tu odosobniony, a ja sam miałem dość poważne rozterki, który z albumów wybrać jako ten najlepszy.

Prawdą jest, że gdyby wszyscy słuchali tego samego, to by było straszliwie nudno. Dlatego wybór płyty roku, czy to dla macierzystego portalu, czy dla zaprzyjaźnionego portalu z innej działki muzycznej (np. z metalu) jest wyborem na wskroś przyjemnym, ale bynajmniej niełatwym. Co było zatem odkryciem, co miło zaskoczyło a co rozczarowało?  Wziąłem kartkę papieru, długopis i wypisałem czarno na białym tytuły, które w jakikolwiek sposób zwróciły moją uwagę w minionym roku. Okazało się, że jest to ponad 60 albumów, z czego gros to te, które są albo folkowe, albo zawierają pewien pierwiastek folku. Większość to wydawnictwa europejskie, ale nie tylko.

Wśród zespołów (tych związanych w jakiś sposób z folkiem, od folkmetalu i ethnojazzu po turbofolk i manele) na owej kartce znalazły się m.in. Alne, Dordeduh, Kapela Drewutnia, Hedningarna, Kapela Ze Wsi Warszawa, Dalriada, Sarakina, Žrec, Radogost, Percival, Dziczka a z wykonawców m.in. Megitza, Maria Pomianowska, Nancy Ajram, Maria, Lucie Redlova, Dragana Mirković czy Şuşanu.

Porównanie tej muzycznej twórczości ze sobą było czynnością co najmniej karkołomną, bo niemożliwym praktycznie jest obiektywny wybór między krążkiem manele a folkmetalowym, czy etnojazzem a paganfolkiem. W tej sytuacji wymieniam po prostu alfabetycznie poniżej najciekawsze moim zdaniem, okraszone kilkoma słowami komentarza, płyty, po które warto sięgnąć.

Nancy Ajram "Super Nancy" - Płyta skierowana do najmłodszego słuchacza, jest to już drugi krążek w karierze libańskiej gwiazdy popfolku skierowany do dzieci i z dziećmi nagrany. Przyjemna i prosta nuta, do której nawet będąc dorosłym wraca się chętnie.

Alne "Alne" - udany debiut nie-debiutantów. Przemyślane dźwięki, doskonale dobrane teksty, słowem - nowa jakość na polskiej scenie folkmetalowej!

Bumtralala "Krówki są z marca" - chylę czoła za ekwilibrystykę słowną i świetne połączenie folku z poezją.

Dalriada "Napisten Hava" - to konsekwentna kontynuacja "Ìgèret", spójna folkmetalowa pozycja, ekstraklasa węgierskiego grania, doskonałe proporcje folk/metal. 100% folkmetalu w folkmetalu.

Din Brad "Dor" - neofolkowy projekt Negru, lidera rumuńskiej formacji Negură Bunget, doskonale uzupełniający twórczość macierzystą grupy. Mrok, nastrój i nostalgia w mistrzowskim wydaniu.

Dordeduh "Dar de Duh" Mrok, nastrój, nostalgia - to kwintesencja tego krążka. Echa dawnej Dacii i nieszablonowe połączenia folku z atmosferycznym black metalem. Zespół nagrywał ten materiał ponad dwa lata, ale warto było poczekać.

Donatan "Równonoc" - duży Szacunek przez duże "Sz" za karkołomnie odważne połączenie hip-hopu z folkmetalem. W mej opinii dużo, dużo ciekawszy eksperyment muzyczny od dźwięków proponowanych przez R.U.T.Ę.

Dziczka "Kolędy z Podlasia" - prawdziwa perełka w całym ogromie płyt kolędowych! Znakomicie dobrany repertuar z wielu kolęd sięgających tradycji przedchrześcijańskich jak i tych cerkiewnych.

Eluveitie "Helvetios" - nie jestem co prawda fanem tej grupy ale płyta miło zaskoczyła zdecydowanie dojrzalszym niż poprzednie krążki brzmieniem. Może się kiedyś jednak do nich przekonam? Czas pokaże.

Feuerschwanz "Walhalligalli" - przaśne, niemieckie granie z pogranicza folkmetalu i medieval-rocka, dużo sowizdrzalskiej nuty podążającej drogą wyznaczoną przez Corvus Corax i In Extremo.

Folk Stone "Il Convine" - włoska wersja nurtu zbudowanego przez Corvus Corax i In Extremo, czego muzycy nie ukrywali. W wydaniu południowym równie energetyczna i melodyjna, miłe zaskoczenie i potwierdzenie, że Włosi w metalu mają dużo ciekawego do powiedzenia i zagrania.

Grensir "Ethnomia" - ciekawe, krajowe połączenie neofolku z elektroniką oraz folku słowiańskiego i celtyckiego.

Harpyie "Blindflug" - podobnie jak Feuerschwanz, choć ostrzej ale z nieco słabszym wokalem. Niemniej zacne!

Hedningarna "&" - po 13 latach milczenia trzeba było solidnie wsłuchać się w ten materiał. Pierwsze wrażenia to osłabienie mocy, kolejne - że jednak dali radę.

Iwan Kupała "Rodina" - Rosjanie na fali wznoszącej, zdecydowanie bardziej rozbudowane granie niż do tej pory, mniej dyskoteki, więcej ethno-beatu. Iwan Kupała dryfuje w stronę World Music opartego na słowiańskich rytmach, podbarwionych muzyką szeroko rozumianego Wschodu - i jest to dobry dryf.

Kapela Drewutnia "Ej, Bida, Bida" - lublinianie przekroczyli muzyczne granice szeroko rozumianej Łemkowszczyzny i zagrali także nutę śląską w swój własny, charakterystyczny sposób. Konsekwentnie podążają swoją drogą, czy był to udany eksperyment, czas pokaże, niemniej w brzmieniu łemkowskim nadal znakomici. Płyta została nagrana 100% analogowo w Obuhu, co nadało jej charakterystycznego brzmienia z dawnych lat.

Kapela Ze Wsi Warszawa "Nord" - zmiana składu, swoisty powrót do korzeni grupy i znakomici goście. W rzeczy samej północne brzmienie!

Korpiklaani "Manala" - leśny klan wrócił do normy, szybko, skocznie, spójnie. Fińska wersja krążka moim zdaniem lepsza od angielskiej, język rodzimy w twórczości "Korpów" jest jednak bardzo ważny.

Laburinthos "Laburinthos" - pięcioutworowy mini-nalbum rumuńskiego projektu "wyprodukowanego" przez Hupogrammos'a z Dordeduh, który ukazał się we Włoszech. W tych pięciu kawałkach zawarte jednak zostały dźwięki, które wymykają się jednoznacznemu określeniu. To muzyczna awangarda (w dobrym słowa znaczeniu) oparta na rocku, folku, neofolku, gotyku i nastrojowej psychodelii. Bije na głowę nowy krążek Theriona... 

LLVME "Yia de Nuesu" - kataloński duet w rozwijającym się powoli ale skutecznie natarciu folkmetalowym, kolosalny skok jakościowy w porównaniu z poprzednim krążkiem "Fogiera de Suenos" z 2010. Wciąż poszukują, często jeszcze folk obok metalu zamiast "z" - ale kilka numerów wyśmienitych. Ciekaw jestem kolejnego krążka.

Maria "XIII" - to udany powrót po urlopie macierzyńskim jednej z gwiazd bułgarskiej czałgi. Brzmienie z pogranicza folku, popu i lokalnej sceny dyskotekowej powstałe we współpracy bułgarsko-rumuńskiej.

Megitza "Megitza" i "Legenda" - to po prostu dwa oblicza Megitzy - to bardziej góralskie i to bardziej etno-światowe. Nowa jakość na naszej scenie folkowej, fajnie byłoby, gdyby Megitza stała się u nas równorzędną konkurencją (w mediach, bo muzycznie przecież jest!) dla np. Zakopower czy Future Folk.

Dragana Mirković "20" - mam wrażenie, że Dragana wręcz śmieje się z upływającego czasu, który nijak jej nie tyka! Popularna jeszcze w byłej Jugosławii do dziś pozostaje jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd turbofolku. Nowy, dwudziesty już w karierze wokalistki album to kwintesencja Dragany i doskonałe proporcje między folkiem, turbofolkiem, rockiem i dyskoteką. I wciąż świetny głos!

Percival "Sława!" - płyta była dodatkiem do Wolina, potem do hip-hop folkowej "Równonocy" Donatana (o której mowa wyżej) , ciężko ją już zdobyć - a jest naprawdę niezłą pozycją w naszym folkowym nurcie tzw. "rodzimych Bałkanów".

Maria Pomianowska "Tekla Bądarzewska, Zapomniany Dźwięk" - piękny ukłon Marii Pomianowskiej, ważnej persony sceny folkowej w stronę muzyki miejskiej. To dźwięki saloników, kamienic, granica pomiędzy drobną szlachtą a mieszczaństwem centrum miasta i jego najbliższych okolic. Dla mnie, który swe korzenie w większości ma, bądź co bądź miejskie, płyta jest ważnym zaakcentowaniem tego faktu. Tego, że środowisko folkowe odkopuje z mroków niepamięci nie tylko oberki i mazurki. Także muzykę miejską. Poza tym, płyta jest potwierdzeniem tego, co często podkreślam w prywatnych rozmowach: "Tak zwanego smęta też trza umieć zagrać tak, żeby był porywający". Tu tak właśnie jest.

Różni wykonawcy "Pszczyńska Folk Regeneracja" - nie jestem fanem składanek różnej maści, czy to kompilacji z cyklu "Najwięsze Hity" czy też zestawień różnych zespołów, uważając, że nie są skierowane do mnie. "Pszczyńska Folk Regeneracja" jest jednak chlubnym wyjątkiem. To NIE JEST kolejna próba sprzedania jeszcze raz tego samego materiału w nowym opakowaniu ale znakomita akcja konsolidująca lokalne środowisko muzyczne. Do tego dobór utworów jest bardzo dobry - zrobiony z pasją i bez przymusu. Szacon !!!

Radogost "The Dark Side of The Forest" - anglojęzyczny album, który wzbudził kontrowersje właśnie tym faktem. Radogost, pozostając na granicy folku i metalu, nagrywając album z tekstami angielskimi wyszedł z lokalnej sceny z inicjatywą zapoznania słuchaczy w Europie z mitologią Słowian poprzez metal. Pomysł to zacny - a i płyta nagrana na przyzwoitym poziomie.

Lucie Redlová "Křižovatka" - pojęcie "folk" w Czechach jest trochę inne niż u nas, bliższe zachodniej scenie "songwriterskiej". Dlatego też solowa płyta Luci została tam zakwalifikowana do folku. U nas byłaby raczej rockiem alternatywnym. Niezależnie od tego płyta jest bardzo ciekawa, tekstowo stanowi koncept album a muzycznie - połączenie poezji śpiewanej, bluesa i rocka.

Sarakina "Dance of Fire" - warto było poczekać te 4 lata! Jacek Grekow zaprosił do współpracy Peyo Peeva, mistrza gadułki z Bułgarii. Album jest wypadkową muzyki autorskiej, folkowej i etno-jazzu opartego na nucie bułgarskiej. Własne kompozycje Jacka stanowią o tym, że jest on, na swój sposób, Bela Bartókiem muzyki bułgarskiej. Świetna płyta!

Şuşanu "Manelistic" - bardzo miłe zaskoczenie ze strony jednej z najbardziej charyzmatycznych postaci rumuńskiego manele i raggatonu! Wreszcie solowy i  dopracowany krążek z potężną dawką imprezowych brzmień. Na płycie zebrane są także różne nurty manele, od typowego, dyskotekowego brzmienia z najnowszymi trendami nurtu - po połączenia z nutką lautarską.

Światogor/Wojnar "Tym, co z Ziemi Lecha" - reedycja starego, folkmetalowego materiału uzupełniona o nowe kawałki i praktycznie nagrana od nowa. Dzięki temu materiał zyskał na świeżości.

Theodor Bastard "Oikoumene" - nazywani, nie bez przesady, rosyjskim Dead Can Dance, poszli w stronę Muzyki Świata nie odcinając się od wschodnioeuropejskich brzmień. "Oikoumene" to niesamowity mix surowych śpiewów, klubowych brzmień i szeroko rozumianego etno i neofolku. Do tego udany koncert promujący album w Warszawie.

Thundercraft "Totentanz" - ukraińscy metalowcy postawili na eksperyment łączący tradycyjne ukraińskie brzmienia z industrialnym i postindustrialnym brzmieniem metalu. I to był dobry ruch, okazało się, że te pozornie sprzeczne światy można wspólnie zaaranżować z korzyścią dla muzyki.

Tomaš Kočko Orchestra "Cestou na jih" - Morawiacy podążają obraną ścieżką. Ten krążek jest kolejnym krokiem po "Hodovnicach" i "Goduli", gdzie korzystając ze spuścizny kulturowej Moraw i Europy Środkowej Tomaš Kočko tworzy nową rodzimowierczą i rodzimokulturową muzykę, spoglądając w przyszłość.

Yejku "Etnomiasto" - gdyby cały pop, grany w komercyjnych rozgłośniach miał brzmieć tak jak płyta śląskiej grupy Yejku, to ja bardzo poproszę, żeby tak właśnie było!

Žrec "Paměti" - morawscy folkmetalowcy od poprzedniego krążka wydanego w 2008 roku przeszli niesamowite przeobrażenie muzyczne. I, co ważne, to nie jest rewolucja, a naturalna ewolucja. W 2008 roku był to blackmetal z domieszką folku - dziś jest to folk/blackmetal oparty o przemyślane połączenia folkowo-metalowe. Nie ukrywam, że było to dla mnie naprawdę miłym zaskoczeniem.

Miejmy nadzieję, że nadchodzący 2013 rok będzie równie owocny w ciekawe wydawnictwa płytowe a my wszyscy spotykać będziemy się często na koncertach i festiwalach folkowych!

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu