Lubimy szalone połączenia

Rozmowa z Piotrem Majczyną, muzykiem Čači Vorby
Witt Wilczyński, 24 listopada 2010
Piotr Majczyna
Fot. R. Bultowicz
Piotr Majczyna, kiedyś w Odpuście Zupełnym, Orkiestrze św. Mikołaja. Współpracował z Jahiar Group, Swoją Drogą i Się Gra Trio. Dziś w Čači Vorbie. Absolwent prawa i wielki miłośnik bałkańskich i wschodnich klimatów.

Przypomnij proszę, na wstępie, jak powstała grupa Čači Vorba?

Čači Vorba powstała dokładnie 5 lat temu. Na przełomie listopada i grudnia będziemy obchodzić pierwszą tak okrągłą rocznicę naszej wspólnej pracy pod tą nazwą. Zanim jednak ochrzciliśmy się cygańskim zwrotem, który, jak stwierdziliśmy, fajnie oddaje romski sposób odbioru pieśni i muzyki w ogóle, graliśmy przez kilka lat bez nazwy, nieformalnie. Na ulicy, dla znajomych, czy po prostu dla siebie. Najpierw we dwójkę - Marysia Natanson (śpiew, skrzypce) i ja (instr. strunowe). Później kolejno w trio z Robertem Brzozowskim (kontrabas), kwartecie z Bartkiem Stańczykiem (akordeon), kwintecie z Asią Ulatowską (altówka węgierska), a wreszcie w sekstecie z naszym lwowskim perkusistą Lubomyrem Iszczukiem. Na poważnie zaczęliśmy się zajmować zespołem myśląc o udziale w konkursie festiwalu "Nowa Tradycja" w 2006 r. Dostaliśmy wtedy nagrodę II stopnia, zaczęliśmy regularnie koncertować. W ciągu tych pięciu lat skład zmienił się i obecnie gramy w układzie: Maria Natanson, Robert Brzozowski, Piotr Majczyna, Lubomyr Iszczuk oraz Paweł Sójka (akordeon). Ostatnio coraz częściej koncertuje z nami rosyjski klarnecista Mitya Gerasimov, którego poznaliśmy w styczniu, podczas najbardziej zwariowanego w moim życiu jam session w kijowskiej bani. Być może za jakiś czas oficjalnie powrócimy do formuły sekstetu.

Płyta "Szczera Mowa", którą wydaliście niedawno w Niemczech, odniosła właśnie wielki sukces na tamtejszym, niełatwym przecież rynku?

Z naszym niemieckim wydawcą, berlińskim Oriente Musik, współpracujemy od niespełna roku, a w zasadzie nawet od 5 miesięcy, licząc od daty ukazania się reedycji "Szczerej Mowy". Stawiamy więc pierwsze kroki na zachodnim rynku fonograficznym. "German Record Critics' Award" (Nagroda Stowarzyszenia Niemieckich Krytyków Fonograficznych) dla naszego debiutu płytowego jest czymś, czego zupełnie się nie spodziewaliśmy. Rozpoczęliśmy współpracę z zachodnim wydawcą od reedycji płyty, która ukazała się w Polsce w 2008 r. Od początku jednak mieliśmy na uwadze drugą płytę, nad którą pracujemy w studiu od maja. Reedycja debiutu miała stanowić coś w rodzaju preludium i testu zarazem. Wyszło w sumie bardzo zabawnie. Można powiedzieć, że żyjemy już nowym materiałem. Nagrywamy, myślimy o tytule płyty, o okładce, o ostatnich poprawkach w aranżacjach i nagle dowiadujemy się o sukcesie płyty, którą nagrywaliśmy dokładnie 3 lata temu. Oczywiście czujemy się również bardzo szczęśliwi. Trudno wyobrazić sobie lepszy start na zachodnim rynku i lepsze podsumowanie pierwszych 5 lat naszej działalności.

Bardzo często spotykam się z opiniami o romskości Maryśki, nawet u nas na Folk24.pl w komentarzach do artykułu o waszym koncercie z Mahala Rai Banda to się pojawiło. Jak to jest?

Rzeczywiście, takie pytanie pada często po koncertach, czasami również pod adresem całego zespołu. Zdarza się nawet, że pytają o to Romowie. Niekiedy bywa z tym naprawdę zabawnie. Żaden z muzyków Čači Vorba nie jest Romem. Biorąc pod uwagę muzykę jaką wykonujemy, odbieramy tego typu pytania jako oznakę tego, że wypadliśmy na scenie przekonująco.

To, że inspirujecie się w dużej mierze nutą cygańską jest oczywiste, zatem zapytam – czy jest to tylko ta prawdziwa "lautareasca" czy sięgacie też w rejony muzyki oficjalnie "wyklętej", takiej jak manele, czałga czy turbofolk?

Słuchamy bardzo różnej muzyki - z różnych stron świata, z miast i wsi; starych mistrzów i młodych eksperymentatorów. Tak samo jest z muzyką cygańską i bałkańską. Interesuje nas wszystko, co dzieje się na tym polu, szczególnie wśród romskich wykonawców, którzy wypracowali również swój elektroniczny styl - "kjuczek".  Lubimy szalone połączenia i myślę, że będzie się można o tym przekonać słuchając naszej drugiej płyty. Rzeczywiście bułgarska "czałga" czy rumuńskie "manele" mają u nas przypiętą etykietkę bałkańskiego "disco polo". W moim przekonaniu jest to jednak rażąco niesprawiedliwe porównanie, biorąc pod uwagę stopień odnoszenia się tych gatunków do muzyki tradycyjnej. Mówiąc krótko, chciałbym doczekać czasów, w których będziemy mogli odnaleźć w naszym rodzimym „disco polo” continuum tradycji w tak zaawansowanym stopniu w jakim istnieje ono na Bałkanach. Z drugiej strony ekstremalnie rozrywkowa, popowa otoczka manele pozostawiać może duży niesmak. To wielki, stylistyczny wór, w którym obok ambitniejszych produkcji, które w zaskakujący sposób łączą to co stare i nowe, nie brak również kiczu, żenujących gestów powszechnie spotykanych we współczesnej popkulturze. W naszych muzycznych poszukiwaniach mamy więc i tu kilku swoich faworytów, ale jest spora "plejada" wykonawców, których omijamy szerokim łukiem.

Oprócz koncertów w Polsce grywacie też za granicą. Opowiedz o tym, jak tam was ludzie odbierają, jakie są komentarze, czy różni się to od grania u nas?

Trudno generalizować. Każdy kraj ma swoją specyfikę. Na początku tego roku odbyliśmy dużą trasę po Ukrainie, objeżdżając niemal cały kraj dookoła. W lecie zagraliśmy też dodatkowo kilka koncertów we Lwowie, a w pamięci pozostaje nam również szalony występ w 2009 r. na festivalu "ArtPole". Uwielbiamy tamtejszą publiczność. Mam wrażenie, że ludzie w tym kraju odczuwają duży głód różnorodnej muzyki etnicznej i że dajemy im to, czego właśnie potrzebują. To wspaniałe uczucie. Jesteśmy również zaskoczeni wysoką rangą, jaką nadaje się wydarzeniom folkowym na Ukrainie. Koncerty klubowe odbywają się zawsze w prestiżowych miejscach. To daje naprawdę dużo do myślenia na temat polskiej sceny klubowej. Oprócz Ukrainy w tym roku zagraliśmy również na Sycylii, w berlińskich klubach (premiera niemieckiej reedycji "Szczerej Mowy" w lipcu), na Słowacji oraz na budapeszteńskim "Sziget Festival". Szczególnie ten ostatni koncert utkwił mi w pamięci. Musieliśmy sprostać zadaniu podtrzymania gorącej atmosfery rozkręconej przez występujące przed nami wykopowe kapele cygańskie z Węgier, w czasie, gdy na kilku lub nawet kilunastu scenach odbywało się jednocześnie wiele różnorodnych koncertów.

Wracając do płyty - czy jest ona zbiorem luźnych kawałków wynikających z waszych fascynacji muzycznych - czy folkowym koncept albumem?

I jedno i drugie. "Szczera Mowa" zamykała pierwszy, 3-letni okres naszej działalności. Materiał jaki nagraliśmy w studiu "Rogalów Analogowy" powstawał więc stosunkowo długo, bardziej z naturalnej potrzeby grania niż nagrywania. A więc nie kryje się za nim jakaś szczególna myśl przewodnia, plan utworów, dokładnie przemyślana koncepcja aranżacji. Nagraliśmy sporo utworów, które wówczas wykonywaliśmy i wybraliśmy 45 minut najspójniej brzmiącej muzyki. Z drugiej strony specyfika nagrywania całego materiału techniką analogową, w maksymalnie dużych podgrupach osób naraz i w dosyć krótkim czasie daje tej płycie, moim zdaniem, bardzo spójne brzmienie.

Do niemieckiej reedycji dodaliśmy również dwa koncertowe bonus tracki zarejestrowane półtora roku temu w Studiu Koncertowym Radia Lublin. Jest to próbka tego, jak ewoluowała nasza muzyka już po polskiej premierze płyty w 2008 r.

Czy mieliście kontakt z odbiorcami z Bałkanów, zwłaszcza z Cyganami? Jak oni reagowali na to, że Polacy grają ich muzykę? Czy mieliście kontakt z tamtejszymi folkowymi wirtuozami?

To pytanie zahacza tak naprawdę o szerszy temat - naszą rolę w muzyce. Nie wyrastamy przecież bezpośrednio z tradycji muzycznych, jakimi się inspirujemy. Każdy z nas odnalazł swoją fascynację muzyką Karpat i Bałkanów w swój własny sposób na jakimś określonym etapie życia. Tak naprawdę cały czas uczymy się tej muzyki. Indywidualnie i od siebie nawzajem. To taki nieustający i fascynujący proces. Mamy naturę szperaczy. Lubimy wgryzać się głębiej w niuanse muzyki etnicznej, w maniery wykonawcze, sposób grania i śpiewania, czucia i rozumienia muzyki innych kultur. Nasza praca to ciągłe poszukiwanie równowagi między potrzebą wyrażania nas samych, zabawy muzyką, mieszania stylów a zachowaniem tego co piękne i najbardziej wartościowe w źródłach na jakich się opieramy. Staramy się uciekać od powierzchowności w tym co gramy i śpiewamy.

Z drugiej strony nigdy nie pretendowaliśmy do roli kontynuatorów tradycyjnej muzyki romskiej, czy muzyki etnicznej w ogóle. Zostawiamy tą niezwykle ważną rolę tym, którzy bezpośrednio wyrastają z tych tradycji. Często zdarza nam się rozmawiać z Romami podczas naszych koncertów. Cieszy nas fakt, że jesteśmy zapraszani przez festiwale romskie i mamy przyjemność występować obok zespołów cygańskich. Również na nie-romskich imprezach dosyć często spotykamy romskich słuchaczy, którzy dobrze reagują na naszą muzykę. Ich opinie na temat naszej muzyki są dla nas bardzo ważnym punktem odniesienia w tym, czym się zajmujemy. Myślę, że już dawno pozbyliśmy się kompleksu wykonawcy wykorzystującego "cudze" motywy muzyczne. Byliśmy kompletnie zaskoczeni, gdy po koncercie na "Sziget Festival" romski cymbalista z Węgier, Kalman Balogh zaproponował nam współpracę. Mamy nadzieję, że w nadchodzącym roku szybko podejmiemy ten temat. Mamy też pomysł na serię koncertów z gościnnym udziałem zaprzyjaźnionych romskich muzyków z różnych krajów.

Na koniec powiedz gdzie was znaleźć w sieci, strona, facebook, te sprawy?

Nasza strona internetowa to: www.cacivorba.pl. Zapraszamy również na nasze profile: www.myspace.com/cacivorba oraz www.facebook.com/cacivorba. Za jakiś czas podzielimy się z internautami próbkami muzyki z naszej drugiej płyty. W zasadzie kończymy już rejestrację materiału. Nakręciliśmy również teledysk do jednego z nowych utworów, a więc za kilka tygodni pierwsza odsłona tego, nad czym pracowaliśmy przez ostatnie kilka miesięcy.

Wielkie dzięki za wywiad i do rychłego spotkania na koncertach!

Dziękuję. Do rychłego!

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu