Kolędovo, ludovavo

Rozmowa z Jolantą Kossakowską, grupa Mosaic
Witt Wilczyński, 5 stycznia 2011
Jolanta Kossakowska
Fot. Michał Strokowski
Gra na historycznych instrumentach smyczkowych. Autorka m.in. muzyki teatralnej, filmowej. Studiowała w Instytucie Orientalistyki w Warszawie i Hamburgu. Laureatka "Złotych Gęśli". Gra też z punkową R.U.T.Ą i etnojazzowymi SufiTami.

Witaj Jolu! Mamy czas kolędowy, a wy wydaliście właśnie, krótko  po waszej pierwszej, oficjalnej płycie, także płytę kolędową. Co to za płyta?

Tak to się zbiegło w czasie. Na początku października ukazała się nasza płyta "Ludovava" a już na mikołajki w grudniu jest płyta "…a my do Betlejem". Jest to płyta koncertowa i tak naprawdę tylko dzięki temu mogła zaistnieć. Polskie Radio, które było organizatorem koncertu, zdecydowało się również nagrać go i wydać, żeby oferty kolędowej było więcej na rynku.

Co to był za koncert?

Koncert odbył się w styczniu, w studiu Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego. Był to duży koncert z możliwością zaproszenia gości, zatem zdecydowaliśmy się zaprosić dwie zupełnie różne osobistości. Jedna z nich to Weronika Grozdew (występująca z grupami Swoją Drogą i Village Kollektiv). Weronika zaproponowała nam wspaniały, bułgarski folklor. Drugą była pani Maria Bienias, przemiła osoba i wspaniała gawędziarka ze wsi Wola Korycka na Mazowszu. Bardzo charyzmatyczna postać.

I jak udało się wam te dwa folkowe światy połączyć?

Stawiamy na różnorodność. Najpierw długo szukaliśmy materiałów, które by posłużyły tak różnorodnemu koncertowi, i kolęd polskich, i kolęd z innych stron. My lubimy Południe i Wschód, więc Bułgaria sama się nasuwała. W Bułgarii jest niewielu katolików, ale istnieją bardzo piękne, bożonarodzeniowe pieśni obrzędowe. Tu z pomocą przyszła Weronika Grozdew, która jest też muzykologiem z wykształcenia i jeździła na badania folkloru do Bułgarii.

A jak podeszła do tego pani Maria? Ciekawi mnie jak do dzisiejszego folku podeszła osoba, która jest przedstawicielem starszego pokolenia?

Ja mam bardzo dobre doświadczenia z muzykami ludowymi starszego pokolenia. Bardzo często, pod względem muzycznym, są to otwarte osoby. Kiedy jedziemy gdzieś pełni wątpliwości, wyciągamy skrzypce i zaczynamy rozmawiać językiem muzycznym, to zaskakująco różnice między miastem a wsią, czy różnym rodzajem myślenia schodzą na drugi plan. Jest muzyka i ludzie są bardzo ciekawi, tego co robią inni. Są też zaskoczeni tym, jak my odbieramy muzykę tradycyjną i co staramy się z nią zrobić.

Wracając do płyty kolędowej - czy to był tylko jeden koncert, czy graliście jeszcze gdzieś potem ten materiał?

Tak, przed wigilią udało nam się jeszcze go zagrać w takim pięknym, gotyckim kościele w Koninie. Mamy w repertuarze kolędy, więc będą dalsze koncerty. Jest kilka pomysłów ale na razie nie będę jeszcze zdradzać, będą informacje na naszej stronie internetowej.

Wróćmy do płyty "Ludovava", która jest, moim zdaniem, zjawiskiem na naszej scenie muzycznej, ponieważ połączyliście na niej Orient z muzyką mazowiecką. Skąd ten pomysł?

Miło mi słyszeć, że to zjawisko. A skąd pomysł? Długo szukaliśmy takiej muzyki, którą moglibyśmy grać. Najpierw były podróże muzyczne na Wschód i wszystkie instrumenty, które sobie poprzywoziliśmy. Potem poszukiwanie repertuaru. W pewnym momencie pojawił się banalnie prosty wniosek, że skoro mieszkamy w Polsce, jesteśmy z Polski, to może warto sięgnąć po ten repertuar, który może być równie atrakcyjny jak jakikolwiek inny.

Czy mieliście na uwadze jakiś szczególny region, z którego chcieliście grać muzykę czy po prostu miała to być muzyka ludowa z Polski plus muzyka orientalna?

Najciekawszy jest Wschód, czyli Lubelszczyzna oraz Kurpie, bardzo zalesiony region, w którym przetrwało  wiele najdawniejszych, archaicznych elementów. W tę stronę idziemy.

A jak dobieraliście muzyków pod kątem stworzenia zespołu? Czy to było tak, że spotkaliście się po prostu w gronie znajomych i to było to, czy było jednak poszukiwanie?

Początkowo było kilka osób, które zajmowało się muzyką dawną i z tego środowiska się znaliśmy, Ja, Zosia i Mateusz. Dosyć szybko dołączył do nas Wojtek Lubartowicz. Później poszukiwaliśmy nowych instrumentów, nowych brzmień, dołączył do nas Sebastian Wielądek, multiinstrumentalista o szerokich horyzontach. Ostatnim był Bart Pałyga na basach, których nam coraz bardziej brakowało.

Czy graliście przed tym jak trafiliście na Mikołajki czy Nową Tradycję?

Pierwszym, dużym koncertem był koncert na „Nowej Tradycji“ w 2007 r. Wtedy jeszcze prawie nie graliśmy muzyki polskiej i nie znaleźliśmy się w gronie laureatów. Szukaliśmy dopiero naszego brzmienia i repertuaru. Później, konsekwentnie już idąc w stronę muzyki polskiej, naszych korzeni, ubarwiania ich innymi rodzajami muzyki, udało nam się wytworzyć własny styl. Posypały się jakieś nagrody, zaistniała możliwość pokazania się szerszej publiczności.

Czy graliście też zagranicą?

Graliśmy jak do tej pory tylko na Białorusi, za niedaleką granicą, ale mam nadzieję, że w nowym roku zagramy też gdzieś dalej.

Zagraliście duży koncert na warszawskim „Skrzyżowaniu Kultur“ z kapelą zagraniczną. Opowiedz o tym wydarzeniu.

Dla nas to było spore zaskoczenie, kiedy "Stołeczna Estrada" zaproponowała nam występ na Skrzyżowaniu Kultur. Do tej pory bywaliśmy na tym festiwalu z drugiej strony, czyli na warsztatach i wśród publiczności. Nagle okazało się, że da się wystąpić również na scenie. To był projekt wspólny z grupą Al Andaluz Project, czyli z muzykami z Niemiec, Hiszpanii i Maroka. To, geograficznie jak najbardziej nasze klimaty. Udało nam się wspólnie dogadać. Al Andaluz Project to muzyka średniowiecza, muzyka wielokulturowa i przez to pewnie ktoś dopatrzył się analogii pomiędzy nimi a nami i udało się taki koncert razem skleić i zagrać. Nawet z częścią wspólną, kiedy wszyscy występowaliśmy w repertuarze „polsko-al andaluzyjskim”.

Czy znaliście ich wcześniej, czy poznaliście się dopiero w Polsce?

Wcześniej znaliśmy muzyków z L'Ham de Foc, zespołu w którym Mara Aranda śpiewała przez lata. Prawdę mówiąc, to były marzenia sprzed wielu lat, żeby z L'Ham de Foc kiedyś wystąpić. W 2009 roku było to niemożliwe, bo ten zespół już nie istnieje, ale Mara Aranda nadal śpiewa, z nowym składem i też w repertuarze średniowiecznym, który jest nam nadal bliski, chociaż mało już gramy takiej muzyki.

Wróćmy do "Ludovavy". Nazwa, siłą rzeczy jest związana z Warszawą, natomiast powiedz mi proszę jak ta płyta powstawała, czy były jakieś odrzuty podczas dobierania materiału na ten krążek, czy były jakieś specjalnie komponowane utwory? Jednym słowem uchyl przed fanami rąbka tajemnicy...

To uchylam rąbka... To nie jest wszystko, co do tej pory graliśmy, musieliśmy dokonać drastycznego wyboru, bo materiału było znacznie więcej. Pozwoliliśmy sobie również na skomponowanie jednego utworu, zupełnie z niczego. Chcieliśmy utkać go z atmosfery, jaka panowała w studiu. To jest utwór "Bez listeczków", w którym zaśpiewała z nami gościnnie Weronika Grozdew. Poza tym na płycie "Ludovava" znajdują się utwory grane głównie przez nas od dłuższego czasu, pieśni i tańce... Jak to poważnie brzmi „pieśni i tańce”.

Ale nie jesteście zespołem pieśni i tańca?

Nie, jeśli chodzi o pieśni, to jeszcze nie, ale jeśli chodzi o taniec, to już znacznie gorzej u nas.

Płyta jest już w sprzedaży. Czy będziecie ją promować koncertowo? Pytam o "Ludovavę"...

Zaczęliśmy już promocję dziesiątego października. Wtedy miała miejsce premiera w Muzeum Etnograficznym w Warszawie, to był pierwszy z serii koncertów promocyjnych. Później graliśmy jeszcze w Krakowie, w Gdańsku, w Koninie, w Białymstoku a ściślej pod Białymstokiem - w pięknej miejscowości Supraśl. Planowane są też koncerty w nowym roku.

A czy myślicie o nowej płycie, mówiłaś, że nie cały materiał wszedł na „Ludovavą”, czy już wam coś świdruje co będzie dalej?

Na pewno będziemy szli dalej w stronę, którą idziemy i wiemy, że jest to słuszna droga. Nie wiemy czy jedyna, ale na pewno w interesującym nas kierunku. Mamy trochę utworów, które odpadły z „Ludovavy”, bo się po prostu nie zmieściły, ale będziemy je grać dalej. Mamy też masę pomysłów na nowe. Będziemy je prezentować w czasie koncertów, a jeśli polski przemysł fonograficzny nie padnie w międzyczasie, to uda nam się tę trzecią płytę kiedyś nagrać.

Powiedz jeszcze na koniec, gdzie was można znaleźć w sieci?

Nasza oficjalna strona internetowa to www.mosaic.art.pl 
Jesteśmy też na myspace jako etnomosaic, ponieważ zespołów o nazwie "Mosaic" jest na tyle dużo, że zastanawiamy się nad festiwalem wszystkich zespołów o tej nazwie. To jest sprawa na długie lata. I jesteśmy oczywiście na Facebooku.

Zatem trzymam kciuki, życzę sukcesu i wielkie dzięki za wywiad!
Dziękuję serdecznie!

 

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu