Jak to Jan z Jochenem

Patrykowa trasa Beltaine i Comhlan
Kamil Piotr Piotrowski, 21 marca 2011
Beltaine, Comhlan i Jochen Vogel
Fot. Wojciech Małota
W niedzielę, 20 marca występem w Słupsku zespoły Beltaine i Comhlan oraz Jochen Vogel zakończyli serię koncertów w ramach "Beltaine St. Patrick's Tour 2011", my obejrzeliśmy koncert w Tychach, mniej więcej w połowie trasy.

W ramach tegorocznej trasy "Beltaine St. Patrick's Tour 2011" zespół muzyki celtyckiej Beltaine oraz grupa taneczna Comhlan z programem "Celtic Motion Project" odwiedzili 9 miast (Oświęcim, Chrzanów, Poznań, Tychy, Grodzisk Mazowiecki, Zielona Góra, Szczecin, Koszalin i Słupsk). Tym razem do obu grup dołączył, na zaproszenie Beltaine, ich przyjaciel z Niemiec, Jochen Vogel ze swoją antyczną harfą. Stąd cały "Celtic Motion Project" został trochę zmodyfikowany.

Na koncert złożyły się utwory, które znamy oczywiście z płyt Beltaine. Comhlan zaprezentował m.in. step i sleep jiga, a gość specjalny, Jochen czarował harfą zarówno w towarzystwie pozostałych muzyków jak i solo. Niestety tego dnia wszystko się jakby przeciw niemu sprzysięgło. Najpierw pojawił się jakiś problem z brzmieniem harfy, gdy udało się go zlokalizować i gdy wydawało się, że już wszystko jest wporządku, w trakcie wykonywania w duecie z Jankiem Kubkiem, bardzo klimatycznego utworu, na harfę i instrumenty perkusyjne, znów pojawiły się jakieś problemy i utwór został przez Jochena przerwany. Zapanowała lekka nerwowość, bo program był rejestrowany na żywo. Drugie podejście i zły omen prysł. Na szczęście, bo powiem wam było czego posłuchać. To był najlepszy moim zdaniem moment koncertu. Dla takich niespodzianek warto od czasu do czasu modyfikować program. Janek nie raz już udowadniał, że jest doskonałym perkusistą i wie jak uderzyć by wprawić słuchacza w drgania, ale to jak budował nastrój, podkreślał rytmem i dźwiękami klimat utworu i w jaki sposób to robił - sprawiło, że słuchałem i patrzyłem zapominając całkowicie o tym, gdzie jestem. Jochen snuł melodię, rozsiewał brzmienie harfy po całej sali, na której zapanowała absolutna cisza, Janek uderzał. Wydawało się, że obaj grają od niechcenia, ot takie towarzyskie spotkanie dwóch przyjaciół. To było piękne łączenie źródeł, kultur i instrumentów. Prawdziwa muzyka świata.  Ciary poszły.

Nie pozostawali w tyle pozostali muzycy. Jasiu Gałczewski od czasu do czasu wychodził "przed szereg" i na gitarze albo na bouzouki zagadywał pozostałych, na co odpowiadały raz skrzypce Adama Romańskiego albo akordeon Grzegorza Chudego. Myliłby się ten, kto myśli, że Beltaine to tylko energia i żywioł. Oni potrafią żonglować nastrojami. Był oczywiście solowy popis Adama na skrzypcach, jak zawsze grającego całym sobą. Gitarzysta, Łukasz Kulesza w pewnym momencie zawędrował gdzieś na środek sceny. Widać było i czuć, że oni żyją tą muzyką, że mają w sobie pokłady energii, której trzeba dać upust. Grzegorz Chudy, lider zespołu dowcipnie prowadził konferansjerkę, rzucając anegdotami jak z rękawa, szybko zjednując sobie publiczność. Takie momenty nakręcają koncert. W tyle nie pozostawały dziewczyny z Comhlanu.

Comhlan, jeden z topowych zespołów polskiej sceny tańca irlandzkiego, tym razem trochę w skromniejszym, pięcioosobowym składzie (Zofia Bocheńska, Anna Zięcik, Małgorzata Wilczyńska, Małgorzata Majewska/Ewa Olszowska i Beata Mrózek). Tego wieczoru dziewczyny m.in. po raz pierwszy na trasie prezentowały się w nowych strojach. W niebieskim, albo morskim jak kto woli - bardzo im do twarzy. Taniec doskonale uzupełniał ten wieczór, ale jak na obchody Dnia św. Patryka... było go zdecydowanie za mało! Dziewczyny pojawiły się na scenie 4, może 5 razy, a cały koncert, razem z bisami, trwał prawie dwie godziny. Nawet nie zauważyłem kiedy minęły.

 

Portal Folk24 jest patronem medialnym wydarzenia.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu