Jak odmienić Nową Hutę

czyli Carrantuohill i Reelandia
Monika Turska, 4 lutego 2010
Touch of Ireland w Krakowie
Fot. Monika Turska
Touch of Ireland - barwny projekt łączący bogactwo irlandzkich rytmów z tańcem tak mocno zakorzenionym w tradycjach Zielonej Wyspy. O dziwo, na Zieloną Wyspę przenieśli nas przedstawiciele Czarnego Śląska.

Skąd Pomysł? 

Sama idea odkrywczą nie jest, bo nie Carrantouhill pierwszy i nie jedyny wybrał taki sposób aranżowania irlandzkiego brzmienia z dynamiką tańca i wdziękiem tancerek, lecz w przypadku „Touch of Ireland“ pomysł  zrodził się jako uświetnienie 20-lecia zespołu i trwa niezmiennie od 3 lat. Ponad 100 występów zaowocowało poczuciem swobody na scenie i bogatym repertuarem, który pozwolił wyeksponować najbardziej charakterystyczne elementy tańca irlandzkiego: kobiecy slip jig; radosne, mieszane układy tańczone w klimatach irlandzkiego ceili; pokazy solo, które męska część publiczności witała gorącymi owacjami i wreszcie najgłośniejszy taniec sezonu: step irlandzki, do którego zaprezentowania musiano specjalnie nagłaśniać scenę Nowohuckiego Centrum Kultury.

Show

W przedstawieniu istotną rolę gra światło, które świetnie współgra z klimatem utworów i bardzo malowniczo buduje napięcie w widzach. Twórcy natomiast ewidentnie wydają się być zwolennikami dymów, ponieważ skutecznie zasnuli nimi scenę do tego stopnia, że konferansjer, Robert Kasprzycki stojąc na brzegu sceny, zwracał się do nas per „O Wielka Mgło, Która Wypełniasz Mi Świat czuję się jak w Teatrze Starym. Ja Gustaw Konrad w jednej osobie, przede mną dym a za mną Dziady”. Gościnnie wraz z Robertem Kasprzyckim wystąpiła Katarzyna Sobek, która swym dźwięcznym głosem zaczerpnęła bogato z repertuaru Bogini Irlandzkiego Śpiewu - Loreeny McKennitt.

Samo przedstawienie podzielone jest na dwa, 45 minutowe sety, podczas których wykonywane są takie szlagiery jak „St’Ann’s Reel”, „Treble Jig”, „Grobla Olbrzyma” oraz ukochane przez wszystkich „Uważnie Panowie”, wykonane przez Roberta Kasprzyckiego z chóralnym wspomaganiem zebranej widowni. Przedstawienie dorównuje zamysłem projektowi "Celtic Motion Project" zespołu Beltaine, choć zauważa się też duże różnice w sposobie malowania obrazu dźwiękiem, światłem i ruchem. Mimo tak wielu lat spędzonych na scenie muzycy wciąż cieszą się swoją muzyką, i podobnie jak ich młodsi koledzy ze sceny, wkładają w nią mnóstwo serca. Niemniej jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że w niektórych momentach, nie czułam tego magicznego zespolenia tańca z muzyką. Jak gdyby muzyka „na żywo“ niewiele różniła się od muzyki odtwarzanej z głośników. A przecież nie o to w koncercie szło…

Podsumowując

Przedstawienie zdecydowanie lepiej odbiera się na dużej scenie, w plenerze, gdzie nie czuć zimy i czterech ścian, gdzie muzyka może płynąć wokół nas, otaczać i tulić, dopingować i oszałamiać. Gdzie zespół będzie brał żywy udział w tworzeniu klimatu sceny, gdzie widać będzie rozmazany smyczek, mknący po skrzypcach i klawisze niknące pod palcami, nie zaś zespół wtulony za kotarę, wciśnięty do rożku, by tylko zagrać nutki, by dziewczętom tańczyło się rytmicznie.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu