Folkmetal w Lublinie
Festiwal Hellofolks! - dzień drugiNa początku sierpnia w Lublinie odbyła się już druga edycja, niezwykłego festiwalu "HelloFolks!", który nazwę swoją zawdzięcza audycji, prowadzonej od lat w lubelskim Radiu "Centrum" przez Marcina Puszkę, dyrektora artystycznego festiwalu.
Tym razem organizatorzy podzielili festiwal na dwie części - sobotnią celtycką i niedzielną słowiańską. Sobota upłynęła pod znakiem punk-folka, tego wyspiarskiego jak również kontynentalnego. Niedziela dla odmiany obfitowała w brzmienia słowiańskie, przeważnie w stylistyce folkmetalowej. Drugi dzień festiwalu rozpoczął się od występu stołecznej formacji Vecordia, która grając dość wczesną porą, doskonale rozgrzała publiczność. Nie ukrywam, że byłem pod sporym wrażeniem tej grupy. Widziałem ich już dość dawno na jednym z wielu klubowych koncertów metalowych w Warszawie, gdzie grali po prostu heavy metalowo. W Lublinie słychać było, że kroczą ścieżką melodyjnego folkmetalu i świetnie połączyli proporcje obu gatunków. Miły głos wokalistki w połączeniu ze skrzypcami i drapieżnymi, ale melodyjnymi riffami to niezaprzeczalne atuty zespołu, który okazał się być strzałem w dziesiątkę na początek "Hellofolksowej" niedzieli. Grupa, która miała de facto najgorszy czas występu, ludzie jeszcze się schodzili, trwał rozruch, bardzo dobrze sobie z tym poradziła.
Set Radogosta ze Śląska Cieszyńskiego zabrzmiał jakby grały dwa różne zespoły. Panowie po prostu wykonali materiał z obu do tej pory wydanych płyt oraz szczyptę tego co się niebawem ukaże. Grupa idzie ciekawą drogą muzyczną. Na początku prezentowali brzmienia na wskroś lokalne, jedynie w języku polskim, jednak podczas rozmowy liderzy formacji zdradzili, że nagrywają materiał anglojęzyczny, by wyjść szerzej z tematyką słowiańską w Europę. Nowy skład zaowocował nowym brzmieniem, niemniej nie wypierają się starych utworów i na koncercie można było usłyszeć zarówno "Bracia, klnijmy się na Słońce!!!" jak i "Watrę". Pod sceną największy szał był rzecz jasna przy starych numerach. Ciekaw jestem ich najnowszego materiału. To co zagrali na żywo brzmiało bardzo interesująco, słychać, że nie stoją w miejscu.
Węgrzy z formacji Bordó Sárkány, jak na mój gust byli trochę wtórni. Poprawnie zagrany medieval folk w tonie sowizdrzalskim ale bez większych odkryć. Takie zespoły już u nas gościły i to nie tylko od bratanków. W składzie - i "Turek", i "Kozak", i "Włóczykij", i "Stańczyk". Niemniej jest to nutka dobrze sprawdzająca się na plenerowych koncertach, do wyskakania i zabawy, taka też miała być. Pod koniec miłe zaskoczenie - jeden utwór w stylistyce csangó (zmieszany z medievalem wypadł bardzo ciekawie) i jedna pieśń rekrucka. Szkoda, że nie śpiewali więcej po węgiersku.
Ukraiński Tin Sonca był prawdziwą gwiazdą festiwalu. Nie ukrywam, że ich występ był głównym powodem mojej wizyty w Lublinie, nie zawiodłem się. Choć bez skrzypaczki, to jednak wypadli znakomicie! Zagrali największe hity z obu krążków. Nie zabrakło (bo nie mogło) "Jihaly Kozaki" ale także, co mnie bardzo ucieszyło, "Kozaczej mohyły". "Pieśń Czuhajstra" rozbujała amfiteatr, a kropkę nad "i" zespół postawił grając cover... Budki Suflera "Jest taki samotny dom" w świetnej, folkrockowej wersji. Kozak-rock, folkmetal - różnie określa się muzykę Tin Sonca, a oni grają swoje. Świetne połączenie rocka, folku i szczypty poezji. Bisowali żegnani gromkimi brawami, a z mej strony wielki ukłon aż do samej ziemi dla organizatorów za ściągnięcie ich na "Hellofolks!".
Żywiołak natomiast mnie rozczarował. Po zmianie składu (odejściu wokalistek) czegoś w nim brakuje. Są nowe piewice ale... Z jednej strony lider Żywiołaka zapowiadał w wywiadach odejście od stricte folkowego grania i pójście w kierunku muzyki autorskiej, z drugiej strony ten proces chyba jeszcze cały czas trwa. Show dali niezły, choć mocno hałaśliwy i lekko chaotyczny, trochę Gardzienice, trochę zabawy ludowej, trochę punkowego, antykościelnego buntu. Jest to na pewno w jakiś sposób autentyczne jak i trochę kabaretowo przerysowane. Ciekawe, ale czegoś jeszcze brakło, może nowy skład musi się dotrzeć? Paradoksalnie najlepiej wypadły proste, quasi-dyskotekowe rytmy - perkusja trochę zagłuszała wokale, przez co publiczności pozostało rytmicznie ruszać się pod sceną.
Po koncercie rozmawiałem z wieloma osobami o festiwalu - zdania pozytywne, co cieszy. "Hellofolks" jest bardzo cennym festiwalem, który w dobie lekkiego przykurzenia "Nowej Tradycji" zdecydowanie tchnie świeżością w środowisko folkowe - i to jest właśnie dobra odpowiedź na pytanie zadawane podczas dyskusji panelowych o folk. Tym większe dzięki dla Marcina Puszki!
Festiwal "HelloFolks!", 6-7.08.2011, Lublin
Portal Folk24.pl był patronem medialnym wydarzenia.