Chciałam tu przyjechać

Rozmowa z Loreeną McKennitt
Anna Wilczyńska, 14 marca 2012
Loreena McKennitt
Fot. Press (Quinlan Road)
Światowej sławy piosenkarka i instrumentalistka, bardzo inspirująca się swoimi irlandzkimi korzeniami. Zaangażowana również w działalność charytatywną. Jako jedynemu medium w Polsce, udzieliła nam wywiadu!

To pierwsza Pani wizyta w Polsce, ma Pani tu wielu fanów, którzy od dawna czekali na ten koncert. Co sprawiło, że w końcu zdecydowała się Pani tu przyjechać?

To dobre pytanie! Myślę, że to, co się wydarzyło, nie było spowodowane moimi osobistymi intencjami, tylko regułami rządzącymi akcją promocyjną. Mój agent musiał sprawdzić, czy w Polsce będzie możliwe zagranie koncertu, to znaczy, czy będzie wystarczające zainteresowanie. To było trochę skomplikowane i zajęło nam sporo czasu. Jednakże, jeśli chodzi o mnie osobiście, od samego początku bardzo chciałam tu przyjechać!

Przyjeżdża Pani do Polski z nową, jeszcze świeżą płytą "Troubadours on the Rhine", wydaną 26 lutego. Jaki materiał znalazł się na niej, skąd czerpała Pani do niego inspiracje?

To był tylko program dla radia, koncert był nagrywany w niemieckiej stacji radiowej w marcu 2011. Później pojawiły się propozycje, by jednak tym nagraniem podzielić się z fanami. Ten koncert stanowił część trasy promującej moje ostatnie wydawnictwo studyjne "The Wind that Shakes the Barley" . Występowałam około godziny i trzydziestu minut i tylko z dwójką muzyków. Brian Hughes zagrał na gitarze, a Caroline Lavelle na wiolonczeli.

Pani najnowsza płyta różni się nieco od poprzednich, przede wszystkim składem muzyków. Dlaczego wybrała Pani tak małe grono osób i właśnie tych muzyków do realizacji nagrania?

Po pierwsze, znam ich dobrze, bo współpracuję z Brianem i Caroline już od wielu lat. Po drugie, myślałam o samych aranżacjach, wydawało mi się, że oni będą najbardziej odpowiedni ze względu na ekspresję potrzebną do tego nagrania. Brian potrafi grać na wielu instrumentach strunowych, takich jak gitara, oud czy bouzouki. Caroline to bardzo utalentowana wiolonczelistka, przy tym bardzo emocjonalnie podchodzi do gry. Nasza współpraca układa się świetnie od wielu lat, w tym również na ostatniej płycie. Tak ogólnie wyglądała nasza koncepcja aranżacji utworów na płycie "Troubadours on the Rhine".

Jakie cechy u muzyków ceni Pani najbardziej? Co sprawia, że decyduje się Pani zaprosić kogoś do współpracy?

Przedstawiam jednocześnie klasyczne i emocjonalne podejście do tematu, balansuję między wiedzą a pasją. Przede wszystkim, tacy muzycy powinni mieć odpowiednie kompetencje i umiejętności, powinni być zawodowcami. Jednakże dla mnie również bardzo ważne jest to, czy potrafią całkowicie poświęcić się aranżacjom. Bardzo cenię sobie odmienne gatunki muzyczne, odmienne rodzaje ekspresji kulturowej. Jeśli muzyk ma takie doświadczenia, to jest to jak najbardziej wskazane i mile widziane.

Czego Pani nie lubi w swojej pracy, co Panią irytuje, co sprawia, że jest Pani zdenerwowana, zła?

Dam jeden przykład. Kiedy tworzę utwór w studio, rozwijam go, a następnie nagrywam, po jakimś czasie może się zdarzyć, że zdam sobie sprawę z tego, że mogłabym go zrealizować w trochę lepszy sposób. Niestety nie mogę już powtórzyć nagrania z wielu względów, czy to finansowych, czy braku czasu, harmonogramu nagrań itp. Wtedy jestem poirytowana i zmartwiona, bo zawsze staram się pracować najlepiej, jak tylko potrafię.

Czego Pani oczekuje po tej wizycie, czego się spodziewa? Czy słyszała już Pani coś o polskich fanach?

O, tak, słyszałam! To bardzo miłe, cieszę się, że okazało się, że tutaj mam tak dużo fanów. Koresponduję z nimi. To bardzo ludzka rzecz, że ludzie się cieszą, że są dumni z posiadania swojego ulubionego artysty lub grupy. Jeśli chodzi o podróżowanie, zachęcam do odwiedzania innych krajów, to zawsze niezapomniane przeżycie, ale ja, w czasie moich tras koncertowych, zawsze szukam ludzi. Doświadczanie innego miejsca jest zawsze dla mnie bardzo cenne. Niestety, w Polsce nie będę miała wiele czasu na zwiedzanie...

Jaki materiał pojawi się na Pani koncertach w Polsce?

Jeśli chodzi o materiał, będzie to trochę przeskakiwanie z jednego albumu na drugi, taki mały "mix" ze wszystkich moich płyt, ale ukierunkowany na celtycką historię. Polska publiczność usłyszy przede wszystkim moje utwory inspirowane tradycyjną muzyką celtycką. Na pewno będzie kilka utworów z wydanego w 2010 roku albumu "The Wind that Shakes the Barley".

Czy szykuje Pani coś specjalnego dla polskiej publiczności?

To jest moje marzenie! Stworzenie utworu, który specjalnie zadedykowałabym polskiej publiczności. Rozmawiałam nawet na ten temat z menadżerem, ale nie mam na to teraz wystarczająco dużo czasu, ponieważ zajmuję się różnymi sprawami, w tym związanymi z tą trasą. Nie dlatego, że nie chcę czegoś takiego zrobić, tylko jest to trywialna sprawa - braku czasu.

Co Pani czuje w trakcie występu, kiedy jest Pani na scenie, otoczona tak znakomitymi muzykami i słyszy Pani swoją muzykę?

Podczas koncertu muszę być dosyć skoncentrowana. Niektórzy myślą, że mam wtedy głowę w chmurach, ale tak nie jest. Chcę robić wszystko, co w mojej mocy, żeby wypaść najlepiej, poświęcić się bez reszty wszystkiemu, co robię na scenie, ponieważ publiczność przyszła zobaczyć występ najlepszej jakości. A trudno jest się skoncentrować mając głowę w chmurach! Wtedy umysł zaczyna "dryfować", co jest niebezpieczne dla dalszego rozwoju wydarzeń i przebiegu koncertu.

Dziękuję bardzo za rozmowę. Życzę miłego pobytu w Polsce!


Dzięki Michałowi Niewęgłowskiemu z firmy Inner Space Production mieliśmy okazję, jako jedyni w Polsce (sic!) porozmawiać z Loreeną przed jej przyjazdem do Polski. Rozmowa była bardzo miła choć zdecydowanie za krótka, ale i tak bardzo za tę szansę dziękujemy!!!

Portal Folk24.pl jest patronem medialnym polskiej części "Celtic Footprints Tour" Loreeny McKennitt.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu