Potańcujmy jeszcze

7 Karpacki Korowód w Bielsku-Białej
Anita Janukiewicz, 27 lipca 2013
7 Karpacki Korowód
Fot. Tomasz Zawiślak
W połowie lipca, już siódmy raz mieliśmy przyjemność uczestniczyć w Karpackim Korowodzie - jedynej w Beskidzie Śląskim i Żywieckim imprezie na wzór słowackich, węgierskich, czy też rumuńskich "Domów Tańca".

Zupełnie niespodziewanie impreza taneczno-muzyczna, będąca na początku spotkaniem przyjaciół (Anita Janukiewicz, Gosia Filary, Monika Hejduk, Marcin Krywult, Tomasz Zawiślak) przeistoczyła się w cykliczne wydarzenie. Podróżując od miejsca do miejsca (poprzednie edycje odbywały się m.in. w klubie "Cafe Biba" czy też kawiarni "Pod Sceną" w Bielsku-Białej, ale także we Wrocławiu, w klubie "Łykend", "Dymek z Papierosa" i klubo-kawiarni "Mleczarnia"), trafiliśmy w końcu do klubu "Sephia House" w Bielsku-Białej, który ugościł nas niezwykle domowym klimatem. Do tańca i słuchania zapraszała Gosia Filary (instruktorka tańca oraz pedagog od folkloru, dbający, aby najmłodsze pokolenie grało i śpiewało na ludową nutę) oraz Kuba Gołdyn (kontrabasista, wokalista, z zamiłowania pasjonat folkloru). Stało się już tradycją, że ich głosy prowadzą przez gąszcz nazwisk występujących osób i pojawiających się na scenie instrumentów.

Na początek

Korowód rozpoczęła Kapela Grapa: Tomasz "Buli" Iwanow, Maciek Zyrek, Krzysztof Pawlus, Marcin Golec. Muzykanci powiadają, że ten kto nie grał z Bulim, nigdy nie grał naprawdę. Tak czy inaczej był to najlepszy wybór na poczatek imprezy. Spora część publiczności bez wahania ruszyła do tańca i bez zbędnego przeciągania Korowód uznaliśmy za otwarty.

Jako druga zagrała kapela w składzie Magda Fijak, Kamil Wojtyła, Maciek Płowucha, Jakub Hulbój, a gościnnie: Dawid Stasica oraz Anna Kupczak. Można rzec, że była to klasyka gatunku. Każdy z muzyków goszczących na scenie ma za sobą długą drogę przez muzyczny świat Karpat. Kapela podarowała słuchaczom to, co w kulturze Karpat jest najpiękniejsze, cały dobytek przekazywany z dziada-pradziada.

Energia z egzotyką

Po nich na scenie pojawiła się Bacoofka. Skład to Karolina Prochot, Piotrek Gawron, Kuba Waluś, Staszek Dudek, i znów gościnnie: Dominik Blaszczyk, Alicja Cader. Młodzi ludzie pokazali ile w nich drzemie góralskiej zadziorności. Karolina tryskająca energią, w sposób niekontrolowany, zaraża optymizmem. Za to Kapela Besquidians, choć w okrojonym składzie: Wojtek Golec, Marcin Żupański i Marcin Pokusa, w melodie z rodzinnych stron wplotła troszke egzotyki. Zawisło w powietrzu niewypowiedziane pytanie - co by było, gdyby skład był pełny? Bogate doświadczenie muzyków zostało ubrane w skrojone na miarę aranże, co sprawiło, że zaczarowani słuchacze przerywali bezruch dopiero, gdy przyszedł czas na oklaski, nagradzając nimi muzyków z niezwykłym zapałem.

Pod nogę i magicznie

Nie po raz pierwszy mieliśmy okazję gościć kapelę Zbójnicy (Monika Hejduk, Piotr Kuziemka, Przemek Brodka, Piotrek Bezymski, a gościnnie: Karolina Prochot i Dominika Błaszczyk). Po raz pierwszy natomiast dali tak niezwykły pokaz swoich możliwości. Zagrali "pod nogę", bezbłędnie wyczuwając potrzeby tancerzy. Na parkiecie pogubiono w szalonym tańcu nogi i ręce, spod ścian ruszyły nawet najwytrwalsze szeregi nie tańczących "bo tak".

Miłym dla ucha zaskoczeniem okazał się występ kapeli Tekla Klebetnica. Perfekcyjnie wykonane solówki w słowackich melodiach zaczarowały publiczność i sprawiły, że oniemieli nawet muzyczni niedowiarkowie. Ania Adamowska, Zygmunt Czupryn oraz Staszek Dudek pokazali prawdziwą klasę i perfekcjonizm w podejściu do muzyki.

Kupą mościapanny i mościpanowie

Po tym występie muzykanci ruszyli na scenę gromadnie - zabrakło dla nich krzeseł, potem miejsca, wreszcie mikrofonów. Co oczywiście nikomu nie przeszkodziło w graniu, słuchaniu ani też tańczeniu. Pojawił się najbardziej znany skład jam session, a w nim m.in. Kuba Waluś, Wojtek Golec, Kuba Gołdyn, Piotrek Gawron, Marcin Pokusa, Karolina Prochot, Gosia Gatlik, Asia Fuczik, Tomek Zawiślak, Maja Janukiewicz i wiele, wiele innych. Jeśli kto z imienia i nazwiska nie został wymieniony niech się nie obraża, bo w gęstwinie smyczków, gdy parkiet zlewał się ze sceną, czasem ciężko było odróżnić kto gra, a kto tańczy. Wszystkich tańczących (a w ciągu nocy przewinęło się przez parkiet blisko dwieście osób!) z nazwiska wymienić nie sposób.

Nie samym tańcem

Przez cały czas trwania koncertu można było posilić się różnorakim trunkiem przy barze, potańczyć lub też udać się w jeden z wielu zacisznych kątów lokalu, by tam, w spokoju, oddać się rozmowie z dawno niewidzianymi znajomymi.

Mimo, że impreza trwała do rana (my lokal opuściliśmy grubo po godzinie piątej) pozostał niedosyt i niecierpliwie czekamy na następną edycję. Liczymy też, że tak jak podczas szóstego Korowodu, uda się zorganizować towarzyszące mu warsztaty tańców. Jedno jest pewne - już dziś zapraszamy wszystkich serdecznie na kolejny, ósmy Korowód Karpacki. Bo choć data jeszcze nie jest znana, to zapewniamy, że nie trzeba będzie na niego długo czekać.

Szczegóły znajdziecie na naszej stronie.

Współpraca redakcyjna Monika Hejduk

 

7 Korowód Karpacki, 12.07.2013, Sephia House, Bielsko-Biała

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu