Ostatnia podróż

Koniec cyklu "Jedna Europa Wiele Kultur”
Witt Wilczyński, 29 listopada 2011
Eva Quartet
Fot. Dariusz Anaszko/Transetnika
"Ta ostatnia niedziela" - słowa tej znanej piosenki w sposób idealny wręcz opisują kolejną edycję cyklu "Jedna Europa Wiele Kultur". Tym razem publiczność, mocą dźwięku, została przeniesiona do słonecznej Bułgarii.

Całość rozpoczęła się, zgodnie z tradycją cyklu imprez, pokazem filmowym. Obraz "Cia e tazi pesen?" poruszył bardzo ciekawy i kontrowersyjny temat na Bałkanach czyli występowanie jednej współczesnej pieśni w wielu lokalnych odmianach. Coś, co dziś spotykane jest dość powszechnie w lokalnych, przesiąkniętych nutą folk i etno-dyskoteką zespołach nie jest niczym nowym. Motyw tej samej pieśni z różnym tekstem w różnym języku na Bałkanach funkcjonował od dawna. Autorka filmu zadała sobie wiele trudu, by przebyć długą drogę z Bułgarii do Turcji i zebrać materiały często sporo ryzykując... Nie chcę opowiadać całego filmu - niemniej został on dobrany idealnie do tematyki imprezy.
Na samym koncercie Polskę reprezentowała grupa Balkan Sevdah. Przyznam, że dość dawno ich nie widziałem na żywo. Ostatnio grali czysto tradycyjnie. Tu, w Państwowym Muzeum Etnograficznym, doszło sporo elektroniki - co jest na swój sposób kontynuacją etno-dyskotekowego projektu Merak Sound, w którym udzielał się lider grupy - Marcin Zadronecki. Co prawda ostatnimi czasy Balkan Sevdah dryfuje w klimaty albańskie ale skoro tematem była Sofia - to grupa muzycznie krążyła blisko granic bułgarskich. Z zachodu, z południa - a w końcu przekroczyła granice docierając aż do samego środka Bułgarii... Końcówka ich setu to nieśmiertelne "Ederlezi". Balkan Sevdah w nowym, bardziej elektronicznym wydaniu brzmi całkiem nieźle, ciekaw jestem jak rozwiną temat.
Eva Quartet... Wiadomo, legenda związana ze światowej sławy chórem Angelite. Kunszt, nie ma niepotrzebnej nuty, nie ma skazy na dźwiękowym monolicie, doskonała maszyna. Niemniej koncert był bardzo statyczny, wręcz, powiedziałbym, akademicki. Piękne pieśni, ale wykonane bardzo chłodno, bez ducha, bez emocji. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oglądam dobrze wyreżyserowany "gabinet figur woskowych" oraz kolejne wcielenie tego, co już było. Do czterech pań z czasem dołączył dudziarz, ale szczypty "folkowego, muzycznego brudu" nie wniósł.

Nie kwestionuję kunsztu i legendy - po prostu moim zdaniem zabrakło w tym przysłowiowego "jaja" i to nie w sensie dowcipu - ale ognia i radości grania.

W podsumowaniu warto również podkreślić znakomitą frekwencję na koncercie. Ludzie przybyli tłumnie już na film rozpoczynający ten bułgarski wieczór - co naprawdę cieszy. Rozumiem, że wstęp wolny zachęcił dodatkowo do przyjścia ale tak licznej publiczności w PME nie było już dość dawno.

"Jedna Europa Wiele Kultur - Sofia", 20.11.2011, Państwowe Muzeum Etnograficzne, Warszawa

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu