Megitza i Loopus Duo

Dwie indywidualności, dwa światy
Witt Wilczyński, 27 października 2018
Fot. Vilcin
Dwa krążki dwóch indywidualności. A nawet... trzech. Nietuzinkowe postacie, nietuzinkowe granie. Wyrazistość i własne drogi. Te dwie płyty obok siebie, to dla wielu być może na pierwszy rzut ucha co najmniej zakrzywienie czasoprzestrzeni. Na pewno?

Gdy dowiedziałem się, że liderzy Żywiołaka i Beltaine Improved postanowili połączyć siły w projekcie Loopus Duo pomyślałem, że może mieć to tylko dwa skutki - albo będzie to ich wzajemna anihilacja  albo obaj nagrają ciekawą płytę. Druga opcja zwyciężyła i dzięki temu światło słońca (i odbite księżyca też) ujrzał ich debiutancki album "Eklektus". Zgodnie z tytułem, jest to w pełni eklektyczny krążek, na którym nie brakuje wielu różnych nawiązań do słowiańskich wierzeń i demonologii ludowej. Obaj panowie - Robert Jaworski oraz Sebastian Madejski - wnieśli do projektu nie tylko swoje ego ale przede wszystkim muzyczny klimat znany z zespołów macierzystych. Dzięki temu Loopus Duo łączy duszę żywiołakową i beltaine-improved’ową. Jest tu demoniczny mrok  "brudnego" (w ludowym słowa znaczeniu) brzmienia Żywiołaka i zimnofalowego spojrzenia Beltaine Improved. To naśladujące ludowe i skandynawskie granie skrzypce Roberta, jego głos trolla oraz "anty-folkowe" mroki Sebastiana z jego wysokim charakterystycznym głosem, przechodzącym w niskie rejestry. Od "Neurotyka" i "Zambezi", po m.in. "Zjawę", "Karkonosa", "Płanetnika" mocują się tu twórczo wpływy ludowe i miejskie, zupełnie jak w symbolu ying-yang. Są tu elementy zaczerpnięte z fantastyki (Bogowie w wimanach opuścili plaże w utworze "Zambezi"), jest groteskowy horror (Kolorowa zjawa budzi się, na poduszce kot, leży od miesiąca obok zwłok - "Zjawa"), czy frazy jawnie już nawiązujące do mitologii słowiańskiej (Karkonos, Karkonos, boski pasterz, święty duch w  utworze "Karkonos").

Idąc dalej - w  "Płanetniku" panowie śpiewają Chmurniku, chmurniku, zrób Ty coś, by nam grad nie zniszczył plonów i pioruny nie budziły strachu a w "Strzydze" (stylizowanej brzmieniowo na "She Lost Control" przełamane "Isolation") prezentują tekst o widziadłach niczym z "Bestiariusza Słowiańskiego". Przebijają tu też dalekie echa tradycyjnej nuty Polski nizinnej (np. w utworze "Rzeka"), fascynacja szwedzkim folkiem ("Zdziczenie obyczajów pośmiertnych") a także stylizacje na pieśni dziadowskie ("Ptasznik") i klimaty voodoo. Swoją drogą utwór "Lalkarz" trochę przypomina znany hit "Lullaby" z repertuaru The Cure. Nie zabrakło też echa polskiej post-punkowej zimnej fali ("Las"). Płytę kończy "Zegar Cofniony" będący katharsis i wyciszający dźwięki tego albumu:

Ta muzyka chyba najlepiej sprawdza się na żywo, w małych klubach, z przyciemnionym światłem i dobrze ustawioną akustyką. Loopus Duo zdecydowanie poszedł w mroczne oblicza dawnej i współczesnej Słowiańszczyzny, zgodnie z tytułem płyty łącząc oba te światy w całkiem udaną hybrydę. Dodam, że gościnnie na płycie udzielił się nikt inny, tylko rozpoznawalny już od pierwszych dźwięków artycha, Czesław Mozil.

 Zatem jak to się ma do Megitzy i jej przekazu? Otóż ma, choć jest to nieoczywiste!

"To Ten" ma co najmniej dwa znaczenia. To dziesiąty długograj w dyskografii artystki, a jednocześnie ludowe zawołanie "Mój ci on jest". Charyzma Megitzy powoduje, że płyta cieszy serducho. To prosta, ale radosna i nietrywialna muzyka, której zadaniem jest dawać radość. To muzyka do słuchania w pracy, podczas popołudniowego biegania ze słuchawkami na uszach, jazdy rowerem czy dla rozrywki. I tak się dzieje, fani często potwierdzają, że przy dźwiękach z "To Ten" świetnie się biega czy pracuje - a na koncerty przychodzą przecież ludzie bardzo różni... Zacznijmy zatem od kawałka "Róża i mak", który w charakterystycznie radosny dla Meggie sposób łączy etnopop, tango i klimaty góralskie a i na swój sposób manele:

I od razu pytanie do Was, drodzy Czytelnicy: Wyłapaliście w tym kawałku, głęboko schowany, muzyczny cytat z "Auberge" Chrisa Rea? Jeśli nie, to posłuchajcie jeszcze raz!

Megitza pokazała, po raz któryś już z rzędu, że można przyjemną i skierowaną do szerokich mas muzykę nagrać tak, by zachować  swój własny styl i nie wywołać tym uczucia wtórności. Ta nuta nie ma programowo "cierpieć" czy "filozować" (tak jak to ma, aż za często miejsce, w polskim popie) - ta nuta ma dać radość! 

Meggie sięga też do różnych tanecznych rytmów, coraz bardziej dalekich od góralskich czy cygańskich pierwowzorów, nie omijając nawet "sunshine reggae":

I w tym kawałku połączone są symbolicznie kłopoty i nadzieja ze wskazaniem na tę drugą. Podkreślił to  dodatkowo w tym teledysku reżyser Piotr Smoleński, w scenach kolorowo ubranej Meggie śpiewającej w opuszczonej szklarni w rytmach bliskich UB40 czy Inner Circle, przełożonych na realia polskiej prowincji. A ta wcale nie musi się wstydzić tego, że leży bliżej Mławy niż Nowego Yorku.

I to jest jeden biegun tego krążka. Drugi, nieco bardziej mroczny (choć oczywiście zupełnie inaczej niż "Eklektus") zawiera kawałki autobiograficzne - "Nie Gotowi" i "Dobranoc Mamo", niosące z sobą głębsze przemyślenia. To, jak sama Meggie nam opowiedziała po jednym z warszawskich koncertów, jest to część jej życia utrwalonego w piosenkach. To opowieść o często trudnej miłości muzyków a także o przywiązaniu do tradycji, do matki - opowiedziana słowami dziewczyny, która w nastoletnim wieku opuściła kraj, szukając swojej szansy za Wielką Wodą. Dziewczyny, która wróciła stamtąd z pozytywnym bagażem doświadczeń i teraz sukcesywnie i konsekwentnie, bez względu na ulotne mody, oddaje go dziś m.in. poprzez album "To Ten".  A to jeszcze nie wszystko. W utworze "Kobieta" (na płycie już jako trzeci, najbardziej folkrockowy) pojawia się przekaz skierowany do płci pięknej z jasną informacją, żeby być sobą i realizować marzenia. I to też jest echo amerykańskiej przygody muzycznej Megitzy:

Niby sprawa oczywista - ale trochę mi brakuje w polskiej muzyce "radiowej" tego autentycznie radosnego, oddolnego przekazu. "To Ten" jest albumem niezależnym od mainstreamu, papieru kredowego kolorowo pustych czasopism czy korpo-wyścigu donikąd. I to jest właśnie najciekawsze w twórczości Megitzy!

"Eklektus" i "To Ten" są albumami z bardzo różnych światów - ale zostały nagrane przez artystów nietuzinkowych. Takich, którzy mają silne osobowości, wiedzą czego od muzyki chcą i mają jasny i niezmienny w czasie przekaz. I to ich łączy, mimo potężnej bariery między groteskową makabreską Loopus Duo i słonecznego ciepła Megitzy.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu