Marzanna i Căluşari

Dwa bieguny początku wiosny
Witt Wilczyński, 28 marca 2012
Stołeczny Marsz Powitania Wiosny
Fot. Witt Wilczyński
Czas przejścia między zimą a wiosną przyniósł pewne ożywienie w wydarzeniach kulturalnych. W Warszawie przeszedł Marsz Powitania Wiosny i zakończył się miesiąc rumuńskich teatrów. Dwa różne bieguny z folkowym łącznikiem skłoniły mnie do pewnych przemyśleń.

Druga Edycja Stołecznego Marszu Powitania Wiosny przyciągnęła na warszawską starówkę, a następnie na wiślane nadbrzeże całkiem sporą grupę widzów. Wśród nich spotkać można było muzyków, dziennikarzy, działaczy społecznych - ale i zwykłych przechodniów, których zaciekawiła kolorowa i wesoła parada odziana w dawne stroje i niosąca wielką kukłę Marzanny. Tu i ówdzie rozlegał się, dawnym zwyczajem, dźwięk bębnów i innych przeszkadzajek. Obrzędowy hałas towarzyszący ostatniej drodze Marzanny podkreślał, że wielu uczestników marszu traktuje rytualne utopienie kukły całkowicie poważnie, przywracając pierwotne znaczenie tej, bardzo ważnej w naszej kulturze ludowej tradycji.

Na wiślanym bulwarze czekała już właściwa oprawa wydarzenia. Harfiarka Barbara Karlik, delikatną nutą opartą o dawne brzmienia, uświetniła krótkie przedstawienie zorganizowane przez członków RKP (Rodzimy Kościół Polski - jeden z 4 legalnie działających w Polsce kościołów słowiańsko-pogańskich, zarejestrowany w 1995) oraz grupę Sventowie. Marzannę utopiono fachowo i nie była to dziecięca zabawa - ale wypełnienie pradawnego rytuału, wywodzącego się z czasów przedchrześcijańskich.

Parę dni później w stołecznym TR (dawny Teatr Rozmaitości) gościł Teatr Narodowy z Tîrgu Mureş (zespół "Tompa Miklos"), który swoim przedstawieniem zakończył cykl miesiąca rumuńskich teatrów w Warszawie.

Dobrze już znany w środowisku miłośników teatru współczesnego reżyser Theodor Cristian Popescu "wziął na warsztat" swego czasu kontrowersyjną sztukę Doroty Masłowskiej "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku". Pominę może ordynarny język tego dziełka, ocierający się nie o folklor uliczny, a o zwykłe chamstwo (typowy dla Masłowskiej i, co warto podkreślić, odstający jednak od rzeczywistego języka ulicy), a skupię się na samym zakończeniu. Otóż reżyser w ostatniej scenie zaprosił do współpracy Căluşari - elitarną, męską grupę tancerzy wykonującą pradawny, rytualny taniec căluş, wywodzący się z czasów rzymskich. Był to jedyny stricte rumuński motyw przedstawienia, który do wypocin Masłowskiej pasował jak pięść do oka...

Miesiąc współczesnego teatru rumuńskiego w Warszawie bezlitośnie obnażył fakt, że nie ma on nic specjalnego do zaoferowania zwykłemu człowiekowi. Oprócz opisanego przedstawienia pokazano jeszcze dwa inne, w tym niesmaczny w odbiorze "Plac Roosevelta", oparty częściowo na mocno szemranych klimatach środowisk patologicznych (taki folklor widuję dość często na mieście w wydaniu oryginalnym, ale to szczegół)...

Nie to jest jednak w moim mniemaniu aż tak istotne, gorsze dla mnie osobiście, jako sympatyka kultury tradycyjnej, jest pewne zjawisko, które wydaje mi się niepokojące. Po raz kolejny w oficjalnym teatrze zetknąłem się z bardzo niefrasobliwym podejściem do kultury ludowej. O ile uliczne teatry, same pochodzące, przynajmniej formalnie "z ludu", całkiem dobrze interpretują folklor na własne potrzeby (pisaliśmy o tym tu), to współczesny teatr, pełen hochsztaplerki, nie potrafi poradzić sobie z pięknem płynącym z tradycji.

Oprócz wspomnianego i naprawdę przedniego spektaklu Teatru Masca z Bukaresztu również ukraińskie teatry uliczne często korzystają z motywów ludowych - najbardziej w pamięci utkwiły mi wspaniałe przedstawienia lwowskiego Teatru Woskriesinnia w czasie warszawskiego festiwalu "Sztuka Ulicy" ładnych parę lat temu. Tymczasem użycie motywów ludowych we współczesnych teatrach studyjnych jest bardzo chaotyczne, wręcz traktowane jako ornament, bez logicznego uzasadnienia ani głębszego poznania. Takie podejście zaobserwowałem m.in. w pokazywanym w Warszawie w 2008 roku spektaklu "Pod jasnym niebem" Żanny Gierasimowej (kilka dni po spektaklu rozmawiałem z nią na ten temat - i nie ukrywała powierzchownego potraktowania tematyki ludowej)  czy wspomnianej "sztuce" Masłowskiej w wizji T. Popescu. Jest to, moim zdaniem, swoiste nieszanowanie tworzywa, z którym się pracuje!

Oczywiście (będę złośliwy) im więksi "tfu-tfurcy" (bez wskazywania palcami), tym bardziej dorabiają do nonszalancji i zadufania w swej genialności kilometrowe teorie w branżowych periodykach. U znawców czy nawet fascynatów folku i folkloru wywołują one co najwyżej uśmiech politowania, niemniej nieobeznanych z kulturą tradycyjną może to wprowadzać w błąd. I tu jest pies pogrzebany - nie można korzystać z ludowej symboliki bez należnych jej znaczeń, ponieważ może prowadzić to do absurdów. A takie z historii znamy aż za dobrze.

Wybrane wydarzenia:

  1. Festiwal "Sztuka Ulicy" 1998 - 2011, wybrane przedstawienia plenerowe, Warszawa
  2. spektakl "Pod jasnym niebem", reż. Żanna Gierasimowa, tekst: Iwan Turgieniew, muzyka: Roksana Vikaluk, 29.09.2008, Warszawa
  3. spektakl "Plac Roosevelta", reż. R. Afrim, tekst D. Loher, 11.03.2012, Warszawa
  4. II Stołeczny Marsz Powitania Wiosny, 18.03.2012, Warszawa
  5. spektakl "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku", reż. T.C. Popescu, tekst D. Masłowska, 22.03.2012, Warszawa

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu