Indyjski etno-mix

Koniec trasy Layatharangi
Witt Wilczyński, 26 października 2010
Layatharanga
Fot. Witt Wilczynski
Warszawski koncert indyjskiej formacji perkusyjnej Layatharanga był ostatnim z trasy koncertowej, promującej ich najnowszy krążek "Anandam", wydany w Polsce. Lider, Giridhar Udupa, przybył z najlepszą grupą hinduskich muzyków.

Koncert grupy Layatharanga pokazał w jak ciekawy sposób można połączyć tradycyjne granie z nowoczesnym zacięciem, bez utraty kontaktu i z rzeczywistością i z tym, co przez wieki wyrosło w tradycji. Muzyka karnatycka, stanowiąca spoiwo brzmienia grupy, była jednocześnie bazą do improwizacji podchodzących pod etno-jazz z elementami muzyki popularnej. Salomon, klawiszowiec grupy,  jest jednym z twórców muzyki do filmów bollywoodzkich. Nie przeszkadzało mu to we wkomponowaniu się w tradycyjne brzmienia.

Największe chyba wrażenie robiło połączenie gry na instrumentach perkusyjnych z "bitboxem" czyli deklamacją przez muzyków konkretnych sylab przypisanych konkretnym uderzeniom w bęben o określonym dźwięku. Muzycy w Indiach przypisują każdemu dźwiękowi wydawanemu przez bęben konkretną sylabę - to trochę jak zapis nutowy (pomaga to także w nauce gry). Na koncertach albo uderzają w bębny, albo deklamują sylaby albo robią jedno i drugie.

Lider grupy, Giridhar Udupa próbował nauczyć publiczność relatywnie najprostszych układów dźwięków i częściowo się to udało. Muzyka Layatharangi wymyka się zaszufladkowaniu, bo grupę stanowią młodzi ludzie otwarci na nowości, którzy jednocześnie doskonale opanowali warsztat klasyczny. Słychać to było przez cały czas koncertu.

Ponad półtorej godziny upłynęło w klimacie od etno-ambientu z tłem klubowym przez indyjski etno-jazz grany na tradycyjnych instrumentach aż do bitboxowych wokaliz z elektronicznym podkładem klawiszowym. Panowie z jednej strony bawili się dźwiękiem, z drugiej ta improwizacja była starannie zaplanowana i zagrana według południowoindyjskich prawideł, przez co brzmienie było pełne. Cóż, taką muzę najlepiej zagrają tamtejsi mistrzowie, którzy oprócz techniki włożyli w to także radość grania.

To była niełatwa muzyka, niemniej wciągała i została przyjęta bardzo ciepło. Tym większe ukłony należą się Miguelowi Czachowskiemu za ich odkrycie, wydanie płyty i promocję w Polsce. Trafność tej decyzji potwierdziły długie, gorące brawa, licznej jak na niedzielny wieczór, publiczności w PME. Takiej muzy brakuje na naszym rynku a koncert oraz ożywiony ruch po koncercie w zaimprowizowanym sklepiku płytowym pokazał, że można i że warto!


Layatharanga, Państwowe Muzeum Etnograficzne, 24.10.2010, Warszawa

Portal Folk24.pl był patronem medialnym tego koncertu.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu