Folkmetalowe plony!
Legendy w WarszawieOstatnia sobota września była przedziwna atmosferycznie, a to wychodziło słońce, a to za chwilę pojawiała się wielka, czarna chmura - ale kropił tylko mały deszcz. Jednak fanom, zgromadzonym w stołecznym Centralnym Domu Qltury, wcale to nie przeszkadzało.
Odwołany w Poznaniu "Harvest Folkmetal Fest" odbył się tylko w Warszawie, za to ze zdwojoną mocą. Na pierwszy ogień poszła lubelska formacja Black Velvet Band udowadniając, że bycie pierwszym rozgrzewaczem wieczoru na dużym gigu nie jest wcale wyrokiem śmierci. Lublinianie dali radę, mając w sobie dużo zacięcia i młodzieńczej żywiołowości. Miło mnie zaskoczyli coverem Kata "Śpisz jak kamień", wykonanym z folkmetalowym pazurem. Drugi w kolejności Rum zagrał skocznie, wesoło i żwawo, a duże brawa należały się akordeoniście - skojarzenia z Korpiklaani i Alestorm jak najbardziej celne i budujące!
Oba zespoły rozgrzały publiczność, która stopniowo zapełniała dolną salę CDQ. Większość zebranych przypuszczała, bądź była pewna, że "na trzeciego" wyjdzie Helroth - tymczasem na scenie zainstalowali się Białorusini i od pierwszych taktów pozamiatali! Litvintroll w kilka sekund złapał znakomity kontakt z publicznością, serwując materiał z nowego krążka, w tym "Lipkę Zieloną" czy "Czarną Pannę", nie zapominając o równie udanym albumie "Rock'nTroll". Ogień, energia, żywioł - tak można opisać to, co zaserwowali! Bisowanie zakończyło się folkmetalowym "Breaking the law" - po prostu nie mogli tego nie zagrać. Helroth miał przez to wysoko postawioną poprzeczkę.
Silent Stream of Godless Elegy przypomnieli mi swoje znakomite sety na czeskim festiwalu Brutal Assault i w Bielsku Białej. Mistrzowie nastroju i folk-doommetalowego grania po raz kolejny pokazali, że w energetycznym graniu melancholii są po prostu najlepsi! Ogień płynący ze sceny, przepiękny głos Hanki, współgrający z growlem Pawła i śpiewnymi dźwiękami wiolonczeli, rozbujał pod sceną rozgrzane głowy. Zespół zadedykował, siłą rzeczy, naszej publiczności utwór pt. "Tańczyłabym", który śpiewają po polsku, a kończył seta utworem "Pohanska", znanego ze wspólnego repertuaru z grupą Tomáš Kočko & Orchestr.
Gdy pod sceną zostali już tylko najwierniejsi fani folkmetalu, powyżej zainstalowła się Dalriada! Czekałem na ich koncert u nas długo - wszak w Szczecinie zagrali bez Laury. Teraz filigranowa, lecz pełna energii wokalistka rzuciła publiczności zalotne, kocie spojrzenie i pojechali! Węgierskie rytmy w połączeniu z folk/speed/thrashowymi riffami to była dźwiękowa erupcja muzycznego wulkanu! Charakterystyczny dla węgierskich pieśniarek folkowych głos Laury świetnie współgrał ze skocznym i wysokoenergetycznym czadem. "Co Laura to jednak Laura" - komentowali znajomi, z którymi byłem w zeszłym roku w Szczecinie, gdy Dalriada grała z inną wokalistką. Teraz było 100% mocy Dalriady! Zespół, mimo różnic językowych, bardzo szybko złapał więź z publicznością. W rozkładzie jazdy mieli nie tylko dwa ostatnie albumy, ale sięgnęli też do czasów, gdy grupa nazywała się jeszcze Echo of Dalriada. Koncert kończyli koło 2:40 utworem "Hajdutanc". A to nie był przecież koniec folkmetalowych atrakcji w stolicy. Niecałe półtora dnia później, w innym miejscu Warszawy, konsumowałem muzyczną "wisienkę na torcie"...
Kto w zimny, poniedziałkowy wieczór pofatygował się na Wolę, nie żałował! Kameralny Metal Cave gościł legendę rumuńskiej sceny folkmetalowej, czyli Negurę Bunget w nowym składzie. Na samym początku jednak zaprezentowała się formacja Din Brad, która na żywo lekko rozczarowała w porównaniu z płytą. Zabrzmiał zwykły, nostalgiczny neofolk. To było mniej niż pół godziny, które można potraktować jako "intro" do tego, co działo się niedługo później. Brazylijska formacja Krow przypomniała lata 90. i oldschoolowe (ale technicznie dopracowane) granie w typie Sepultury z czasów "Arise", Death z czasów "Leprosy" czy Vadera z czasów ich pierwszego video w niezapomnianym "Headbanger's Ball". Do tego perkusista grupy, który miał we krwi capoeirę i jej rytmy znakomicie podpasował się z etnicznymi elementami do starego dobrego thrash/death metalu. Po koncercie, gdy na scenie rozstawiał sprzęt Negru z załogą, pogadałem chwilę z chłopakami z Krow - i faktycznie miałem nosa z tą capoeirą, potwierdzili, że ich sekcja rytmiczna na niej bazuje.
Negura też zaczęła "z kopem", od potężnego, black-metalowego uderzenia. W kolejnym utworze sukcesywnie dołączały brzmienia z gór Transylwanii, generowane na całym spectrum ludowego, dętego instrumentarium, od fletów pasterskich, po fletnie pana i trombitę. Zespół znakomicie dozował klimat - od szybkich metalowych riffów, po etniczno-elektroniczno-bębniarską muzykę przestrzeni, z jakiej jest znany. Nowy skład sprawdził się bardzo dobrze na żywo - tym razem Negru postawił na weteranów rumuńskiej sceny rockowej i metalowej, przez co ogranie się zespołu po zmianach kadrowych przebiegło szybko i sprawnie. Zagrali około godziny, sięgając też wstecz swojej twórczości, w tym także do kultowej płyty "Om". Kończyli natomiast utworem "Dacia Hiperboreana", przenosząc malutki Metal Cave wprost na szczyt najwyższej góry rumuńskich Karpat - Moldoveanu... Na bis uderzyli jeszcze ostrzej i zebrali całkowicie zasłużone brawa!
A to przecież nie koniec folkmetalowych wrażeń w stolicy w tym roku. Przybywa Grai, przybywa Arkona, niebawem zagra także inna rosyjska potęga, choć z trochę innej bajki ale równie zacna - Aria. Nie tak dawno w stolicy grał Skyforger - też bardzo udanie. Cieszy to niezmiernie, zwłaszcza, że jeszcze kilka lat temu żeby zobaczyć folkmetalowe gigi trzeba było jeździć aż do Czech albo do Niemiec.
Harvest Folkmetal Fest, 29.09.2013, CDQ, Warszawa;
Tau European Tour vol. II, 30.09.2013, Metal Cave, Warszawa
Portal Folk24.pl był patronem medialnym obu wydarzeń