Folk w mediach

Czyli jak spędziłem Sylwestra
Witt Wilczyński, 9 stycznia 2011
Przed komputerem
Fot. Anna Wilczyńska
Co ma zrobić folkowiec np. w Sylwestra, jeżeli los każe mu zostać w domu, a rodzima telewizja może mieć poważne trudności w zaspokojeniu jego potrzeb muzyczno-rozrywkowych? Gdzie szukać interesujących go programów?

Następny Sylwester już za rok, niemniej temat zadany we wstępie niniejszego felietonu pozostaje aktualny. Dużo się ostatnimi czasy mówiło w środowisku folkowym o potrzebie promocji naszej muzyki. Dyskutowało o formie w jakiej folk ma szansę przetrwać, jak dotrzeć do słuchacza i tak dalej. Mądre głowy radziły, spierały się, porównywano ściśle tradycyjne granie do muzycznych misz-maszów i eksperymentów na niwie folkowej (nie mylić z mash-upami) i tak dalej, i tak dalej. Nastał Sylwester.

Kto szuka ten znajdzie

Gdy okazało się, że spędzę go z żoną w domowych pieleszach, zapragnąłem jak nigdy dotąd, obejrzeć folk w telewizji. Krajowa oferta telewizyjna zawiodła, czego się spodziewałem a pozbawiony talerza na dachu i mając podpiętą jedynie zwykłą ofertę kablówki pozostało szukać szans miłego spędzenia czasu, przy interesującej mnie i małżonkę muzyce, w internecie. Prawdziwy fan folku nie poddaje się nigdy!

Przyjemnie i folkowo

Jedna z rumuńskich stacji komercyjnych była na tyle miła, że udostępniała stream na swojej stronie internetowej (kłaniam się w pas włodarzom tejże stacji w podzięce wielkiej). Wreszcie zobaczyłem swoją ukochaną Denisę w czasie realnym a przy okazji sporo rumuńskiego folkloru z przesympatycznej działki "musica populara". Nie twierdzę, że to była rozrywka na najwyższym poziomie, rodem z klasycznej opery ale i nie taka miała być. Miało być przyjemnie i folkowo.

Marzenia o pełnym talerzu

Gdybym jednak miał talerz na dachu odpowiednio wycelowany, w odpowiedniego satelitę, to bym po pierwsze usłyszał i zobaczył znacznie więcej Denisy "na żywo" oraz znacznie więcej bałkańskiego folku. I to nie tylko na rumuńskich stacjach, ale także serbskich, bułgarskich czy macedońskich. Bałkańskie telewizje aż kipią od lokalnego folkloru w różnych odmianach i gdy tylko ma się z tym kontakt, to człowiek żałuje, że wcześniej o tym nie wiedział.

Siedź w sieci

Powyższy przykład podaję trochę z przymrużeniem oka, niemniej między lekko auto-prześmiewczymi wierszami pojawia się problem folku w mediach i jego dostępności dla odbiorcy. Ten folk, jak już zauważyłem i podkreśliłem, jest obecny i to w szerokiej ofercie. Wymaga to jednakże własnego zainwestowania w internet (to już większość ma pod strzechami). Rozgłośni internetowych, nadających folk wszelaki jest naprawdę sporo. Użyteczna jest też "wizja"czyli obraz ruchomy. "Talerz" jest, jak do tej pory, wciąż najpewniejszym rozwiązaniem i dobrze, że mamy taką możliwość. Internetowa archeologia jest czasochłonna ale często przynosi zaskakująco dobre efekty.

Jednak w temacie "folk", rozpatrywanym z punktu widzenia oferty "kablówek" jest już znacznie gorzej. Zwłaszcza dla takich dziwaków jak ja, którzy woleliby mieć na tak zwanym "kablu" np. TarafTV/EtnoTV zamiast np. FashionTV/MTV... Wygląda na to, że jak sobie sami folku nie zainstalujemy w naszych domach, to nikt za nas tego nie zrobi.

To nie koniec

Wracając do obecności folku w świadomości społecznej i wielu dyskusji z tym związanych. Czy należy w tej sytuacji ominąć media oficjalne i skupić się na tym co się kiedyś robiło - podsłuchiwaniu innych, bardziej folkowo wyrobionych nacji, w sposób "Polak (jak chce to) potrafi”? Czy też jednak "po swojsku" siąść i biadolić, że nasze media są złe, bo nie grają folku tyle, ile byśmy chcieli?

Z tymi pytaniami pozostawiam do następnego felietonu.

 

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu