Co Mazurek do Madziara?

Polsko-węgierskie hulanki
Witt Wilczyński, 11 maja 2010
Madziarzy do tańca
Fot. Witt Wilczynski
"Polak Węgier dwa bratanki" - nie jest tylko pustym sloganem. Bratamy się z Madziarami chętnie, zwłaszcza przy dobrej muzyce, tak jak w klubie "Coyote" na warszawskim Żoliborzu, w miniony weekend.

Pytanie będące jednocześnie myślą przewodnią imprezy, która odbyła się na warszawskim Żoliborzu w "Coyote Club" (a dzień wcześniej w Muzeum Etnograficznym) miało zaczepnie zachęcić do udziału w imprezie. Mnie zdecydowanie zachęciło, tym bardziej, że jedną z kapel grających była węgierska formacja Esztenás, którą pamiętałem ze świetnych koncertów w Polsce przed kilkoma laty.

Dotarliśmy z żoną do Coyota około 20:00, gdy impreza już trwała a sala wirowała. Nie był to koncert jako taki, po prostu polskie i więgierskie kapele  (Węgry: Esztenás, Tényleg; Polska: Kapela Braci Dziobaków z Woli Destymflandzkiej, Czarne Motyle, Kapela Niwińskich) grały na zmianę do tańca. Kapele bratanków grały z bitem i energią, charakterystycznie dla regionów. Największym szałem tanecznym były tańce mołdawskie oraz proste ale niesamowicie energetyczne dźwięki csangó, będące ani chybi prekursorem turbofolku i współczesnego etno-techno. Bomba!!! Esztenás dawał takiego czadu (fujarka, basy, bęben i dodatkowo lutnia), że nawet osoby, które przybyły do Coyota nie dla tańców ale po prostu na piwo lub kawę też podrygiwały przy stolikach.

Węgrzy rozkręcili także tańce korowodowe – pełna integracja, radość grania i tańca, niesamowita energia – po prostu nie sposób nie kochać tej muzyki!!! Z łezką w oku przypomniały mi się czasy, gdy jeszcze nie tak dawno za sprawą MKI (Węgierskiego Instytutu Kultury) do Polski licznie przyjeżdżały węgierskie kapele nie tylko folkowe...

Nasze kapele dla odmiany grały mazowiecki trans, ludzie wirowali w parach wprowadzeni w rodzaj tanecznej hipnozy, charakterystycznej dla nizinnej Polski środkowej. Momentami klimat przypominał nawet... tuwińskie brzmienia stepowe choć oczywiście bez śpiewu gardłowego. Kapela Czarne Motyle przycinała klimaty podwarszawskie – z biglem i przytupem. Nie zabrakło w polskiej części szczypty humoru, gdy jedna z kapel zagrała ludową wersję starego big-bitowego hitu „Walentyna”.

Impreza skończyła się już w niedzielę :)

Warszawa, Coyote Club, 8.05.2010

 

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu