Przed Trzecią

Beltaine, Rialto i muzyka z "Tríú"
Kamil Piotr Piotrowski, 30 kwietnia 2010
Beltaine w Rialto
Fot. Kamil Piotrowski
Trzy tygodnie przed oficjalną premierą trzeciego albumu Beltaine - „Tríú”, fani zespołu mogli usłyszeć większość z nagranego na niej materiału. Przedpremierowy koncert odbył się w katowickim Kinoteatrze „Rialto”.

Bardzo mnie ciekawiło jak daleko odeszli muzycy śląskiej grupy Beltaine od tradycyjnego irlandzkiego czy bretońskiego grania. Ten trend nie jest dla mnie niespodzianką, bo to chyba utarta już droga wśród zespołów inspirujących się muzyką krain celtyckich. Na palcach jednej ręki, a może nawet jednego palca, pokazać można tych, którzy grają tak samo przez naście, dziesiąt lat. To normalne, że muzyk poszukuje wciąż nowych inspiracji, zwłaszcza w czasach, gdy podróż na drugi koniec świata, to kwestia... dobrego lotniczego połączenia.

W wywiadzie dla Folk24 Łukasz Kulesza "odgrażał się", że ta płyta będzie "bardziej nowoczesna, bardziej fusion" - poszedłem więc sprawdzić co to znaczy.

Kinoteatr "Rialto" to bardzo przyjemne miejsce, w sam raz dla takich marudnych gości jak ja. Z przodu, pod sceną dużo miejsca i dla tańczących i dla fotografujących, z tyłu stoliki, miejsca siedzące, z których bez większych problemów można podziwiać artystów. Tłum bawiący się z przodu aż tak nie przeszkadza.

A tłum ci był. Ponad 100 osób żywiołowo reagowało na to, co Grzegorz Chudy i kompanija zaserwowali nam ze sceny. Oczywiście były melodie z płyt "Rockhill" i "Koncentrad", w zmienionych rzecz jasna aranżacjach, ale, ale... my nie zebraliśmy się tu przecież dla przyjemności.

Z nowej płyty zespół przedstawił 9 utworów, nie usłyszeliśmy tylko dwóch. Zabrakło "NoGarryNo" i "Just for fun". Zagrali:

  1. Influenza
  2. Johny's not here
  3. Mad Song
  4. Hop-hip
  5. Farewell to Milltown
  6. Pardon Spezed
  7. Hoodoo's Lament
  8. Łódź by night
  9. Tisa

Pierwsze wrażenia były takie. Rzeczywiście daleko tu do klimatów "Rockhill", ale jeśli słuchało się "Koncentradu" to wielkiego zaskoczenia po odsłuchaniu nowego materiału być nie powinno. No oczywiście na płycie będzie trochę inaczej niż na koncercie, i to przedpremierowym, ale ani przez moment nie miałem wątpliwości, skąd ten zespół się wziął, skąd wyszedł. Nawet w "heavymetaloceltolatinodisco", jak przedstawił Grzegorz Chudy pierwszy utwór "Influanza", celtyckie pochodzenie wyłazi na wierzch ;). Tematy znane z Zielonej Wyspy, Szkocji czy Bretanii są tu podstawą, pewną bazą do pokazania czegoś innego, na przykład innych rytmów. Dużo ich w tych nowych utworach. Ale to nie może zaskakiwać. Od jakiegoś już czasu słychać na polskiej scenie celtyckiej "ucieczki" w różne świata strony (na szczęście zdarzają się już i powroty). Beltaine na razie jest na etapie "uciekania" i eksperymentowania. Słychać to już na poprzedniej płycie.

Z wysłuchanych utworów moim faworytem zostaje "Mad song". Zawsze uważałem, że lider Beltaine ma najbardziej "celtycki" głos, jaki słyszałem w Polsce. W tym utworze znowu to słychać. Bardzo energetyczny był dla mnie "Johny's not here". Beltaine potrafi zagrać z kopyta, nie od dziś.

Dużo się działo w aranżach. Bogate instrumentarium i twórcze podejście do znanych nam motywów lub własnych kompozycji może się podobać... a może i nie.

Słowem materiał z nowej płyty to taki przegląd od tradycji do nowoczesności, z dźwiękami, przywiezionymi z dalekich krain, ale z wyraźnym wskazaniem źródeł.

Dla niecierpliwych i nieobecnych na "przedpremierze" zespół przygotował małe co nieco - posłuchajcie.

 

Kinoteatr "Rialto", Katowice, 23.04.2010

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu