Telewizja mi nie grozi

Rozmowa z Marcinem Piosikiem, poznańskim dziennikarzem radiowym
Kamil Piotr Piotrowski, 14 maja 2012
Marcin Piosik
Fot. Kamil Piotrowski
Radiowiec. Od kilku lat prezentuje na antenie różne odmiany muzyki etnicznej. Jako dj empe aktywnie działa na rzecz popularyzacji etnobrzmień na imprezach w klubach. Współorganizuje również "Dragon Folk Fest".

Na początek rozmowy zacznę banalnie od pytania o początki Twojej przygody z radiem?

Zaczęła się 11 lat temu tutaj, w Radiu Afera. Można powiedzieć, że jestem wychowankiem tego radia. Co roku są tu organizowane nabory i któregoś dnia postanowiłem się na taki wybrać. Na początku to nie miało nic wspólnego z muzyką, bo zaczynałem od informacji ale z czasem doszedłem do wniosku, że warto by w swojej audycji puszczać muzykę, którą lubię.

Kiedy powstały twoje programy muzyczne?

Jakieś 3 lata temu zacząłem robić tę audycję. Początkowo był to tylko program wakacyjny. Te audycje pokazały, że rynek jest na tyle obszerny, scena się rozwija, jest pozytywny odbiór zarówno od wytwórni, artystów jak i słuchaczy, że warto to kontynuować.

Jak zdobywałeś muzykę, bo to nie była przecież muzyka popularna?

Gdy zaczynałem już miałem spore archiwum, trochę swojego materiału, pozbieranego przez lata. Z czasem udało mi się wydeptać pewne ścieżki i teraz nie mam już najmniejszego problemu ze zdobywaniem muzyki. Mam świetny kontakt z samymi artystami. Łatwiej jest niż na scenie rockowej, popularnej, gdzie kontakt z wykonawcami, promocja ich muzyki jest obwarowana umowami, nakazami. Na scenie world music jest to bardziej bezpośrednie.

W swoich audycjach nie prezentujesz czystego, źródłowego folku, ale coś z pogranicza, połączenia tradycji z nowoczesnością. Co sprawiło, że ten obszar cię zainteresował, który zespół wywarł na tobie takie wrażenie, że specjalizujesz się w tej tematyce?

Jeśli mówimy o klimatach, które u mnie się pojawiają, to jest tak, że staram się pokazać różne oblicza tej muzyki, że to nie jest tylko muzyka tradycyjna, granie akustyczne, dotykanie jednego nurtu, z którego się pochodzi. Scena world music to bardzo szerokie zjawisko, każdy może je interpretować jak chce, i moim zdaniem bardzo dobrze, bo dzięki temu ta muzyka ma szansę przetrwania. Dzięki temu, możemy też dostrzegać to, jak różny muzycznie jest to świat, śledzić, jak te kultury poprzez muzykę mogą się porozumiewać. Inspirujące dla mnie zawsze były takie składy jak np. Transglobal Underground, bo to doskonały przykład na to, jak to wygląda w praktyce. Z drugiej strony ważne jest by o tych korzeniach pamiętać. Zwłaszcza my w Europie Środkowej mamy bardzo silne źródła, przebogatą historię, tradycję. Dzięki temu naprawdę jest co pokazywać.

Pamiętasz pierwszą audycję? Co było największym problemem?

Gdy się zaczyna, problemem jest zawsze to z jakiej pozycji powinno się to robić, jak podejść do tematu. Czy słuchaczom "odkrywać Amerykę" czy prezentować tylko najciekawsze smaczki, bazując na tym, że folk istnieje gdzieś obok nas i każdy sam może z niego czerpać. Dzisiaj już jest dużo prościej, bo scena się bardzo rozwinęła, jest dużo liczących się wydarzeń i już zrodziło się środowisko ludzi otwartych na te rzeczy. Coraz mniej trzeba słuchaczom wyjaśniać - czym jest folk, czym jest muzyka świata. Oni to już wiedzą.

Słowem "wychowałeś" sobie słuchaczy?

Nie powiedziałbym, że to ja wychowałem, bo to nie do końca tak jest. Widzę jak to środowisko rośnie, jak jest coraz bardziej wyedukowane, korzysta z możliwości, ma okazje do tej wiedzy dotrzeć. Na festiwalach widać, że ta świadomość folku, muzyki świata jest coraz większa i to jest bardzo fajna sprawa. Chciałoby się, by ta nasza muzyka mogła też dotrzeć do tej szerokiej, ludzkiej świadomości, bo jednak polska scena to nie tylko Golec uOrkiestra, projekty sterowane odgórnie czy wielkie gwiazdy muzyki świata, które przyjeżdżają tu za, nie oszukujmy się, wielkie pieniądze ale także, a może przede wszystkim to, co dzieje się na naszym, lokalnym podwórku.

A co jest przyjemnego w tej pracy?

Bardzo lubię prezentować coś, co dopiero powstaje, kapele, które zaczynają. Lubię obserwować jak one się rozwijają, być z nimi od początku. Takim przykładem tej pracy może być DagaDana, z którą byliśmy tu w radiu od samego początku, na długo przed płytą, na długo przed tym zanim to jeszcze było trio.

Fajne w radiu jest też to, że to medium dynamiczne, chyba najszybsze jakie znam, bo wszędzie indziej potrzeba czasu, by to co mamy do pokazania poszło do odbiorcy, a tutaj, poprzez audycje na żywo, zdarzają się ciekawe interakcje. Na przykład gdy gramy koncerty na żywo, nigdy nie wiadomo jak to wyjdzie, bo nie ma czasu na próby. Bardzo lubię takie koncerty, tak jak sesje nagraniowe, które też robimy. To też jest fajna sprawa.

Co roku na przykład współpracujemy z festiwalem folklorystycznym "Integracje". Przyjeżdżają do nas kapele z różnych stron świata i pokazują jak świetnie potrafią się sprawdzić w takich warunkach, jak są elastyczne. Obserwuję wtedy wspaniałą rzecz - to jak te zespoły, które na co dzień grają standardy taneczne dla tancerzy, potrafią eksplodować swoją muzyką tradycyjną. Nie mogą jej zagrać na koncercie, bo tam mają określony program, a tu nagle mogą pokazać ją w naszym studiu.

Nagrania terenowe, to kolejna fantastyczna rzecz, kiedy przychodzi do nas gość, który pojechał do Afryki, nagrywał tam kapele, które nie mają szans wyjścia z muzyką poza swój światek. Nigdy nie nagrają płyty, o koncercie zagranicznym nie mówiąc. Tego typu dźwięki, takie sytuacje, ta nieprzewidywalność w pracy radiowej, to że można pokazać słuchaczom coś, czego na co dzień nie usłyszą, to właśnie najprzyjemniejsza sprawa.

Starasz się tę muzykę promować nie tylko na antenie, ale także w klubach…

Tak. To jest trochę taka moja - nie chcę powiedzieć misja, ale idea, by pokazać ludziom tę klubową stronę muzyki świata. Na Zachodzie nie jest już nowinką, raczej stałym elementem klubowego życia, u nas cały czas w powijakach. W Polsce nadal kluby podchodzą do tego jak do jeża, bo to coś nowego, ta muzyka to nie hity, nie gorąca dwudziestka. Z drugiej strony publiczność nie jest przyzwyczajona do tego, że można na bazie globalnego, elektronicznego grania budować całe imprezy, że etno nie musi być takim kwiatkiem do kożucha, ale można z tego łączenia zrobić jakąś ciekawą formę. Miałem okazję zobaczyć to na paru festiwalach i postanowiłem też spróbować tego u nas.

I jak się ma etno w klubach?

Już zaczyna się coś ruszać, już są miasta, gdzie klubowe imprezy regularnie się pojawiają, np. Warszawa przewodząca tym klimatom ze swoim bałkańskim kolektywem, bardzo prężne środowisko, w paru innych miastach też to się zaczyna dziać. Myślę, że podobnie jak ze sceną koncertową tak i to klubowe oblicze ma szansę powodzenia, bo to muzyka, która świetnie animuje wieczory, noce i może być równie dobrą formą rozrywki dla publiczności.

Jesteś etno dj-em, podobnie jak nasz redakcyjny kolega Witt. Jako dj empe grasz etno na imprezach klubowych. Powiedz mi ile takich osób jak ty i Witt jest obecnie w Polsce?

Niewiele. Ta liczba jakoś specjalnie nie rośnie, wiem, bo śledzę te imprezy. Z kilkoma osobami mam stały kontakt no i to nasze "granie" to cały czas jest nowość, wymagająca wielu zabiegów, rozmów, przekonywania właścicieli klubów, by zechcieli zapraszać takich dj-ów jak ja do poprowadzenia imprezy. W klubach na topie jest dziś reggae, hip-hop, house, etno dopiero się przebija, stąd mała liczba dj-ów. Patrząc jednak na to jak klubowa scena etno popularna jest w Niemczech, jak tam się to rozwija, nie mam wątpliwości, że i u nas niedługo tak będzie. Trzeba wychodzić sobie tylko pewne ścieżki i powoli iść do przodu.

Poznań z perspektywy Śląska jawi mi się jako stolica folku. Mocne środowisko celtyckie, mocne środowisko tańców tradycyjnych, jest nawet reprezentacja folku morskiego. Czy te światy się łączą, czy współpracują ze sobą, jak odnoszą się do twojej "misji"?

Zgadza się, są tu bardzo różne środowiska, jest parę osób bardzo aktywnych, np. Poznański Dom Tańca, czy nowy na mapie Poznania Tanner’s Irish Pub, które promują różne oblicza folku. Także niefolkowe z założenia akcje jak "Kontener Art", w ramach której etnorytmy promuje Maciej "Mustafa" Giżejewski (Nowy Folklor Afro-Polski, Republika Czadu). Czasami łączymy swoje siły, czasami robimy różne rzeczy. To jest fajne.

Jeśli chodzi o moje klimaty, to w ostatnim czasie zauważyłem, że poznańskie środowisko nam się fajnie skonsolidowało, kapele, fani, kluby, dj-e są w stałym kontakcie i na bazie koncertów, imprez, prelekcji staramy się tę etno-muzykę rozwijać w klubach. Czuje się, że robiąc coś od dołu ma się nad tym większą kontrolę, ma się wpływ na efekt końcowy.

Jak zbierasz materiały do audycji?

Internet, to dziś podstawowe źrodło informacji. Portale społecznościowe ostatnio to jest fenomen i z niego się świetnie korzysta. To do nas płyną informacje, dzięki temu nie poświęca się na szukanie wiele czasu, a poza tym jest ten bezpośredni kontakt i wykorzystuję to regularnie. Są festiwale, koncerty, bezpośrednie spotkania z artystami.

Już 11 lat działalności radiowej masz za sobą, w czym ci ta przygoda, teraz już praca, pomaga, jak podsumowałbyś ten okres? Warto było poświęcać czas radiu?

Zdecydowanie! To bardzo przyjemna sprawa, bo nie dość, że można realizować swoje pasje, to jeszcze  przekazujesz je innym. Ma się okazje na spotkania z artystami, wyjazdy na koncerty, odkrywanie nowych gatunków. Tego by nie było, gdyby nie fascynacja radiem. Zdecydowanie pozytywnie to podsumowuję i cieszę się, że tutaj w Poznaniu mam okazję coś takiego robić, a nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.

No właśnie, plany. Na razie prowadzisz dwie audycje autorskie. Przypomnijmy "Dźwiękowy Atlas" w Radiu Merkury, w każdą niedzielę oraz co poniedziałek "Etna, czyli wulkan muzyki świata" w Radiu Afera, od którego zaczynałeś, i w którym dziś rozmawiamy. Szykujesz coś jeszcze?

Na razie w planach mam tylko te dwie audycje, no i rozwijanie imprez w mieście, tych klubowych no i naszego festiwalu "Dragon Folkfestu", który narodził się w 2011 r.

Przed nami Trzecia edycja "Dragon Folkfestu". To kolejny z projektów, w który jesteś zaangażowany, opowiedz o nim coś więcej.

Pierwszą edycję, z klubem Dragon i Etnoteką zrobiliśmy dwa tygodnie przed poznańskim "Ethno Portem". Wypaliła świetnie, potem była edycja jesienna i mniej oficjalna świąteczna w grudniu, a przed nami już za chwilę wiosenna. Częścią festiwalu jest konkurs dla młodych kapel o "Złotą Fujarę", który cieszy się sporym zainteresowaniem. W maju czeka nas już druga edycja. Myślę, że "Dragon Folkfest" ma szansę przyjąć się w Poznaniu. I w tym kierunku będę starał się iść, a więc radio, festiwal i imprezy klubowe.

Masz z pewnością swoje ulubione festiwale, bywasz na takich imprezach za granicą, co mógłbyś polecić naszym czytelnikom?

To też będzie z polecenia, bo robiąc wywiady z artystami często pytam ich, gdzie im się dobrze gra. Nasi najwięksi z polskiej sceny najpierw odwiedzali te renomowane festiwale światowe a dopiero potem Polska się o nich dowiadywała. Tak dowiedziałem się o "Colours of Ostrava". Jeżdżę tam regularnie i jestem wielkim fanem tej imprezy. Perfekcyjnie zorganizowana. Nie jest to tylko festiwal etno, ale dużo szersza koncepcja, ale widać w tym pomysł. Zapraszani artyści to zawsze jakieś niespodzianki. Świetnie wyedukowana publiczność - co roku komplet, ponad 20 tysięcy ludzi - otwarta, słucha wszystkiego od elektroniki, jazzu, przez r’n’b, rocka po muzykę świata. Świetna atmosfera. Chciałbym mieć taki festiwal u siebie, średniej wielkości ale z mistrzowsko ułożonym programem wydarzeń, nie ma tam rzeczy przypadkowych.

A powiedz, nie myślałeś nigdy o pracy w telewizji, wydaje się to lepszy nośnik informacji?

To zależy. Wiemy jak wyglądają media w Polsce, czym zainteresowana jest telewizja i co oglądają Polacy, właściwie jakie programy pokazuje się rodakom, ale to też z czegoś wynika, prawda? Na razie nie mam złudzeń, że telewizja otworzy się na takie tematy jak tradycja, folk, byłoby wspaniale ale wiadomo, jaskółka w postaci "TVP Kultura" wiosny nie czyni, to jest za mało i szybko się nie zmieni.

A lokalna telewizja w Poznaniu?

Też, próbowaliśmy tam wejść z takimi tematami ale się nie udało, na razie to nie funkcjonuje. Chciałoby się by w telewizji koncerty world music dało się zobaczyć, by pokazać ludziom, że ludowość, folk, to nie tylko zespoły "Śląsk" i "Mazowsze", które kiedyś gościły na ekranie regularnie, tylko, że to bogaty, różnorodny świat. Bo nie oszukujmy się, nie każdy może bywać na trzech koncertach w tygodniu czy mieszka blisko takich ośrodków jak Poznań. Jest jak jest i m.in. z tego powodu praca w telewizji na razie mi nie grozi.

Twoje marzenia związane z pracą, muzyką?

Chciałbym, by ten rynek się rozwinął. Patrząc na przykłady Francji, Brytanii, Niemiec, czy nawet Bałkanów, wiemy jak tam wygląda scena popularna, z czego ona się bierze, to chciałoby się by u nas tego typu muzyka uzyskała status na jaki zasługuje. Byłoby super, gdyby w przeciągu kilku lat do tego doszło. Czy do tego dojdzie? Wiadomo, że zależy to od wielu czynników i potrzeba trochę czasu by ludzie się do tego przekonali, bo jesteśmy takim, a nie innym narodem i mamy swoje przyzwyczajenia.

Na koniec zapytam jeszcze o twoje radio marzeń, obraz idealnego miejsca pracy radiowca, masz takie?

Na pewno radio, które będzie alternatywą dla tego radiowego mainstreamu. Świetne przykłady starej "Radiostacji" czy "Rozgłośni Harcerskiej". Na tej ostatniej się wychowałem, słuchało się tego wtedy z zapartym tchem. Czuło się, że te audycje są przygotowywane przez tych ludzi i to wypływa z nich a nie zlecane są przez kogoś z góry. Jak najwięcej takich miejsc i tego rodzaju działalności. Choćby to było niszowe, dla 1 % słuchaczy, ale ważne by było, by w każdym dużym mieście było takie miejsce skupiające ludzi, którym chce się robić coś innego.

Dziękuję za rozmowę

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu