In brass we trust
Rozmowa z muzykami z grupy TsigunzJaka jest historia Cyganów znad Warty? Kto poddał pomysł i jak to się stało, że zaczęliście grać razem?
Gianni Granda Slivovitz: Pomysłodawcą jestem ja. Wszystko wynikło z wieloletniej inspiracji całą kulturą Bałkanów, nie tylko muzyką, ze szczególnym ukierunkowaniem na Romów, którzy zamieszkują te tereny. Muzyka grana przez Romów z tamtego właśnie rejonu zawsze bardzo mi się podobała. Oczywiście mają tutaj swój udział filmy Gatlifa, filmy Kusturicy... a bezpośrednim przyczynkiem do powstania zespołu była podróż, którą odbyliśmy z moimi znajomymi w 2008 roku. Odwiedzaliśmy Chorwację, Czarnogórę, Albanię, Kosowo i Serbię. Styczność z tymi ludźmi spowodowała, że stwierdziłem, że trzeba przeszczepić taką muzę na nasz grunt.
Zlatko Fetisz: Znajdujemy się w miejscu, w którym to wszystko się zaczęło (Pub Dragon - przyp. red). Okazją do spotkania była impreza w stylu bałkańskim, zorganizowana w 2008 roku w Dragonie. Na potrzeby tej imprezy powstał skład, prototyp dzisiejszego Tsigunz.
Gianni Granda Slivovitz: Skrzyknęliśmy się, popróbowaliśmy. Było mnóstwo ludzi, byli didżeje, była tancerka brzucha, i odbył się pierwszy koncert. Wtedy jeszcze mocno improwizowany, w innym składzie... Początkowo zespół działał od imprezy do imprezy, nie umieliśmy się jakoś zebrać, żeby robić próby regularnie.
Jak to się stało, że nieformalna grupa znajomych grająca co jakiś czas razem na lokalnych imprezach przekształciła się w zespół?
Gianni Granda Slivovitz: Mamy wśród nas człowieka, który jest absolutnym tytanem pracy. Tu wskazuję na naszego Zlatko (pseudonim sceniczny Michała) i właściwie to jest zasługa kolegi Michała, że próby przybrały jakąś formę i zaczęły się odbywać regularnie.
Zlatko Fetisz: Skrzyknąłem swoich znajomych z zespołu Tfaruk, z orkiestry dętej, jeszcze paru innych i skompletowałem cały skład. Idea wyszła od Łukasza, wykonanie jest moje.
Gianni Granda Slivovitz: Mamy wielkie szczęście, że udało się spotkać i skompletować ekipę, która dobrze się czuje w tym klimacie.
Naświetliliście początki powstania zespołu, opowiedzcie teraz coś o muzyce. Czy podróże na Bałkany, które odbywaliście to były tylko wycieczki turystyczne, czy tam także, u źródeł uczyliście się muzyki?
Gianni Granda Slivovitz: Tak, odbyłem tę podróż z moimi znajomymi. Zabrałem ze sobą darabukę, instrument, na którym gram, bo wiem, że bardzo często, nawet jeśli nie znamy jakiegoś wspólnego języka werbalnego, to zawsze można za pomocą rytmów świetnie się dogadać i spędzić świetny czas. Wpadaliśmy nie do najlepszej dzielnicy miasta tylko gdzieś tam na obrzeżach, gdzie Romowie się osiedlają. Pukaliśmy do drzwi ich domów z zapytaniem, czy mieszkają tu jacyś muzycy. I od razu byliśmy serdecznie witani, zapraszani, częstowani herbatą czy winem. To są bardzo uprzejmi ludzie! Otwarci i gościnni. Po wyciągnięciu instrumentu to była kwestia chwili, żeby pojawili się inni muzycy z jakimiś gitarami, z bębnami, akordeonem. Nie ważne czy była to godzina 12 w południe, czy wieczór, natychmiast zaczynało się granie i tańce. To co nam się podoba w Cyganach to ich spontaniczność. Nasze pojawienie się było tylko takim przyczynkiem, żeby znów można było pograć i poświętować, co jest fantastyczne.
Skąd, poza podróżami czerpiecie muzyczne inspiracje i jak przebiegają prace koncepcyjne?
Zlatko Fetisz: Z reguły czerpiemy z nagrań oryginalnych. Spisuję wtedy tematy ze słuchu, co w przypadku niektórych instrumentów ludowych, operujących ćwierćtonami, wymaga czasem sprowadzenia do wartości bezwzględnej, według naszego europejskiego systemu. Utwory znajdujemy w internecie, na stronach oferujących nuty, z których można korzystać legalnie. Z reguły są to aranże pisane na znacznie większe składy, w zupełnie innej konfiguracji, więc w takiej sytuacji moje zadanie polega na tym, żeby to wszystko przearanżować z dwudziestu instrumentów dętych na pięć.
Gianni Granda Slivovitz: Nie mamy zamiaru wiernie odtwarzać muzyki, którą się zajmujemy. Nie określiłbym tego jako stricte folk, czy etno. Te tradycyjne pieśni, te standardy stamtąd, które wykorzystujemy są jakby tylko bazą do zbudowania swojej interpretacji tej muzyki.
Zlatko Fetisz: Pracujemy w taki sposób, że z jakiegoś utworu bierzemy jedynie temat, a całą resztę, harmonię, przebieg formy robimy sami. Wówczas jest to nasze, autorskie opracowanie, które diametralnie różni się od oryginału.
Jak wygląda opracowywanie tradycyjnych melodii, czy w zespole panuje demokracja muzyczna, czy jest osoba, która tym zarządza, rozpisuje w nutach?
Zlatko Fetisz: Ja się tym zajmuję. Niestety w tak wielkim składzie nie da się zastosować tradycyjnie rozumanej "demokracji". Po prostu jeżeli osiem osób zaczęłoby zgłaszać swoje pomysły, nie bylibyśmy w stanie nic zrobić.
Ale można coś zgłosić do Ciebie, czy realizujesz tylko swoje pomysły muzyczne?
Zlatko Fetisz: Oczywiście, że można! Nawet trzeba!
Gianni Granda Slivovitz: Ale jest jedna zasada: zgłaszasz - rozpisujesz nuty na instrumenty.
Zlatko Fetisz: Nie ukrywam, że po prostu sprawia mi to też przyjemność. Wszyscy mamy do siebie zaufanie i czasem jeżeli zrobię coś co się nie przyjmie, nie spodoba, no to wtedy po prostu to wywalamy.
A czy macie w swoim repertuarze własne kompozycje tworzone w klimacie muzyki z Bałkanów?
Gianni Granda Slivovitz: Myślimy o tym.
Zlatko Fetisz: Pracuję nad jedną rzeczą. Na razie nie do końca panuję jeszcze nad materią, ale chcę się z tym zmierzyć.
Gianni Granda Slivovitz: Bardzo często jest tak, że temat nas inspiruje i na nim tworzymy całą strukturę. Jest utwór "Harem", który wywołuje ciarki u słuchaczy, ponieważ jest transowy, surowy i orientalny. Oryginał ma zupełnie inny wymiar: grany jest przez zurny i bębny. U nas jest to wielka, ciężka, niesamowicie transowa kompozycja. Nie wiem, czy można powiedzieć, że został wymyślony na nowo, ale wiadomo, że temat zaczerpnięty został stamtąd. Takie “cytowanie” we współczesnej muzyce, w postmodernizmie jest zupełnie naturalnym zjawiskiem.
Już w nazwie macie nawiązanie do cygańskich orkiestr dętych - fanfar, jak Wasz skład instrumentalny ma się do pierwowzoru?
Zlatko Fetisz: Fanfary, czyli klasyczne orkiestry dęte mają zazwyczaj w składzie jeden instrument perkusyjny - wielki bęben i masę instrumentów dętych - klarnety, saksofony altowe, tuby. Bardzo charakterystyczne brzmienie akompaniamentu dają sakshorny, czyli tuby tenorowe i barytonowe. Przede wszystkim instrumenty dęte blaszane. U nas jest klarnet (zamiennie z basklarnetem), trąbka, saksofon altowy i barytonowy, tuba. Do tego oczywiście wokal, perkusjonalia i regularny zestaw perkusyjny
Gianni Granda Slivovitz: Fanfary mają zdublowane instrumenty, po to, żeby te przysadziste, gęste solówki brzmiały praktycznie cały czas. Jeśli trębacz przez cały utwór gra solówkę, to w następnym nie ma problemu, żeby drugą solówkę zagrał drugi trębacz. Dlatego to wszystko może się zagęszczać i dlatego mogą grać w tak niewyobrażalnych tempach. My gramy w mniejszym składzie i troszeczkę innym instrumentarium. Też oczywiście jesteśmy super sprawni, ale choćby przez liczebność jesteśmy trochę ograniczeni względem tradycyjnych składów.
Na chwilę obecną w internecie można wysłuchać jedynie trzech waszych utworów i obejrzeć kilka filmików z koncertów. Czy planujecie nagrać płytę?
Gianni Granda Slivovitz: Absolutnie planujemy, jak najbardziej! Pracujemy nad tym. Próby i koncerty, które mamy zamiar zagrać utrwalą materiał, przybierze on formę, z której będziemy zadowoleni. Na razie nagrania zrobiliśmy własnym sumptem. To wielka zasługa Michała, który podjął się nagrania tego i przede wszystkim później masterowania. Dzięki niemu wszystko brzmi w ten sposób. Nie byliśmy w żadnym studio, nagrywaliśmy to wszystko w piwnicy na Jeżycach, gdzie mamy próby. Pełen underground! Na płytę chcielibyśmy też zrobić taką mieszankę, tak aby były jakieś zapisy koncertów, bo na pewno jest to zupełnie inny wymiar. Kiedy mamy kontakt z publicznością jest interakcja, jest taniec i mnóstwo energii.
Jakie macie najbliższe plany koncertowe? Jest też jakieś miejsce, gdzie chcielibyście wystąpić?
Gianni Granda Slivovitz: Już za kilka dni będziemy mieli okazję wystąpić 17 czerwca na poznańskim Ethno Porcie.
Macie w planach koncert w tak kultowym miejscu jak Festiwal Orkiestr Dętych w Gučy?
Zlatko Fetisz: Oczywiście, bardzo chcielibyśmy tam się pojawić. Jestem bardzo ciekaw jaki byłby odbiór naszej muzyki. W ogóle zastanawiam się jak na naszą muzykę zareagowaliby autentyczni muzycy cygańscy. Bo to trochę tak jakby do Polski, do Zakopanego przyjechało np. ośmiu Wietnamczyków, którzy przywdzialiby kierpce i wykonywali muzykę góralską.
Gianni Granda Slivovitz: Oprócz poważnych koncertów w ramach większych akcji, graliśmy również na weselu - idąc w ślady zespołów z rejonu Bałkanów. Dla nich okazjami do grania są pogrzeby, czy śluby. Tam też gra się taką muzykę na pogrzebach, jest zawsze moment do tego, żeby tę osobę powspominać, wychylić kieliszek rakiji i dlaczegóż by się przy tym nie bawić. Jest taka sławna scena, w jednym z filmów Kusturicy, gdzie zespół przechodzi pomiędzy stypą a weselem. Na stypie jeszcze nie graliśmy, natomiast na weselu tak, i nie mamy z tym żadnego problemu.
Zlatko Fetisz: Zawsze starałem się odcinać od chałturzenia po weselach, ale jeśli chodzi o Tsigunz i wykonywanie tego repertuaru na weselach, nie mam absolutnie nic przeciwko. Niestety, nie jesteśmy tylko tak wytrzymali jak Cyganie. Możemy grać maksymalnie dwie godziny, całą noc jeszcze nie.
Wracając do muzyki i inspiracji. Bałkany to szeroko rozumiany obszar, z jakich konkretnie rejonów pochodzą melodie, które opracowujecie?
Gianni Granda Slivovitz: Głównie są to utwory z Serbii, Bułgarii, Macedonii i trochę też z Turcji. Czyli tak naprawdę wszystkie rejony, które zamieszkują Romowie, bo wiadomo, że przybyli z Radżasthanu w Indiach i ta cała pielgrzymka odbywała się przez Bliski Wschód, Turcję i Bałkany i dalej do Hiszpanii.
Zlatko Fetisz: Chodzi o tę specyficzną melodykę. W tych wszystkich krajach, ale też np. w Izraelu i Indiach, operuje się przede wszystkim jedną podstawową skalą, którą w każdym z tych krajów wykorzystuje się nieco inaczej, w innym kontekście - zależy to m.in. od rytmu, metrum, harmonii oraz charakterystycznych dla danego rejonu zabiegów wykonawczych. Dla nas wspólnym mianownikiem jest ta właśnie melodyka.
Na koniec powiedzcie coś jeszcze o rozwinięciu nazwy zespołu. Jak to ostatecznie jest: Tsigunz - Turbo Balkan Groove, czy Tsigunz – Fanfara Avantura? A może jedno i drugie?
Zlatko Fetisz: Kluczowe jest słowo Tsigunz. Początkowo występowaliśmy jako Tsigunz Turbo Balkan Groove, teraz jako Tsigunz Fanfara Avantura co jest nawiązaniem do korzeni, inspiracji, ale też oddaje charakter zespołu. Fanfara jako orkiestra, a Avantura jako awantura. Z pragmatycznego punktu widzenia jest to też prostsze do zapamiętania, gdyż owe Tsigunz bywa czasem problematyczne w zapisie czy w wymowie. Ten zespół to oprócz muzyki zabawa konwencją, zamiłowanie do starych mercedesów, wszyscy mamy wąsy…
Gianni Granda Slivovitz: Oprócz Gosi, naszej wokalistki.
Zlatko Fetisz: Na koncertach rozdajemy kasety, bo to jest główny nośnik muzyki na Bałkanach.
Gianni Granda Slivovitz: Obowiązkowo też na każdym koncercie wypijamy na scenie flaszeczkę wina albo rakiji, żeby dodać animuszu ludziom, którzy tańczą, żeby oni widzieli, że my się świetnie bawimy przy tym.
Dziękuję za rozmowę!
Gianni Granda Slivovitz / Zlatko Fetisz: Dziękujemy i zapraszamy na koncerty!