Z pustyni i z dżungli

Jubileusz Sublime Frequencies
Jakub Winerowicz, 8 sierpnia 2013
Logo Sublime Frequencies
Fot. Sublime Frequencies
W tym roku swój jubileusz obchodzi jedna z najciekawszych oficyn fonograficznych na świecie. Jako, że w Polsce pozostaje ona cały czas prawie w ogóle nie znana, pozwolę sobie przybliżyć pokrótce historię i działalność Sublime Frequencies.

Mówi wam coś nazwa Sun City Girls? To nieistniejące już trio z Phoenix pozostawiło po sobie arcybogaty dorobek obejmujący oficjalnie około stu pozycji wydanych na kasetach, analogach i kompaktach. Muzyka tworzona przez grupę stanowiła awangardową mieszankę rocka, psychodelii, bluesa, improwizacji, folku i różnych innych odjazdów. Założycielami SCG byli potomkowie libańskich emigrantów, bracia Richard i Alan Bishopowie.

Obok muzyki, ezoteryki czy zjawisk paranormalnych, wspólną pasją braci były podróże. Podczas dalekich wypraw często nagrywali filmy oraz muzykę w terenie. W połowie lat 90. podobne zainteresowania doprowadziły Bishopów do Hishama Mayeta. Ten urodzony w Trypolisie półlibijczyk, z wykształcenia był historykiem sztuki, a z zamiłowania antropologiem, etnomuzykologiem i filmowcem. Cała trójka, począwszy od przełomu millenijnego zaczęła organizować w Seattle pokazy swoich filmów z wojaży. Początkowo robili to jedynie dla siebie i znajomych. Jednak pod koniec 2003 roku postanowili swoją działalność sformalizować i wydawać obok filmów, płyty z muzyką poznaną i zdobytą podczas podróży. Wzorem takich wytwórni jak Ocora czy Nonesuch Explorer, Bishopowie i Mayet zaczęli przybliżać zachodniemu odbiorcy muzyczne tradycje egzotycznych kultur. Tak właśnie powstała Sublime Frequencies. Warto również dodać, że od początku do bliskich współpracowników oficyny należał trzeci z członków Sun City Girls, perkusista Charles Gocher, którego śmierć w 2007 roku zaważyła o rozwiązaniu grupy. Trzy lata wcześniej Rich opuścił kolegów z SF i zajął się solowymi przedsięwzięciami. Od tego czasu wytwórnia prowadzona jest przez tandem Alan Bishop - Hisham Mayet.

Pierwszymi pozycjami, jakie ukazały się nakładem SF były składanki wydawane na płytach kompaktowych. Muzyka popularna i folkowa z Jawy, Sumatry, Birmy, Kambodży, zgrywana ze starych kaset magnetofonowych nabytych podczas wycieczek. Tradycja ta kontynuowana jest zresztą do dziś - lwią część oferty SF stanowią kompilacje. Wydawnictwa te zawierają nagrania jakich próżno szukać w katalogach innych wytwórni o podobnym profilu. Pakistańskie grupy surf rockowe, protoplaści algierskiej rai czy psychodela z Ameryki Łacińskiej, to tylko pierwsze z brzegu przykłady muzyki z lat 60. i 70. jaką oferuje Sublime Frequencies. Na płytach tych, zachodni pop miesza się z lokalnymi tradycjami, elektryczne gitary akompaniują ludowym pieśniom, a dźwięki etnicznych instrumentów przeplatają się z automatami perkusyjnymi. Krótko mówiąc, wydawnictwa te, znakomicie dokumentują wzajemne przenikanie się muzycznych światów już od niemal pięciu dekad.

Bardzo ciekawym i oryginalnym pomysłem są płyty w całości wypełnione fragmentami audycji radiowych. Alan Bishop nigdy nie ukrywał swoich zainteresowań technikami cut-up. Metody te, opracowane przez Williama S. Burroughsa i Briona Gysina, a polegające na cięciu słów/obrazów i składaniu ich następnie przypadkowo w całość, były potężną inspiracją do powstawania radiowych kolaży. Strzępy komunikatów, reklam, gadki dj-ów, fragmenty słuchowisk, rozmów ze słuchaczami no i oczywiście muzyka, mniej lub bardziej popularna - wszystko to usłyszymy na płytach z niezwykłej serii SF. Wśród tych perełek znalazła się nawet kompilacja z Korei Północnej zawierająca masowe pieśni sławiące armię, ojczyznę i, ma się rozumieć, ukochanego wodza.

Z czasem, w ofercie oficyny zaczęły pojawiać się też duże, czarne płyty. Na pierwszy ogień poszła saharyjska Group Doueh. Był to jednocześnie pierwszy album w katalogu niebędący składanką. SF najpierw wypuszcza około 1000 egzemplarzy danego tytułu na winylu (choć późniejsze krążki afrykańskich grup gitarowych wyszły w nakładzie przekraczającym 1500 sztuk!). Przy dużym popycie (wszystkie wczesne longplaye firmowane logiem SF zostały wysprzedane na pniu), ten sam materiał wydawany jest następnie na CD. Ostatnio w ofercie firmy pojawiły się też single.

Wreszcie filmy. Obecne, co chyba nie powinno dziwić, od początku w ofercie wytwórni. Te kręcone z ręki, pozbawione zazwyczaj komentarzy, surowe dokumenty doskonale uzupełniają wydawnictwa muzyczne. I tak: zrealizowany przez Mayeta "Pałac wiatrów", to rozgrywająca się w egzotycznych plenerach Afryki Zachodniej poetycka opowieść o podróży do źródeł muzyki. Zresztą, filmy wydawane przez SF to temat na osobny artykuł. Od początku terenem muzycznych zainteresowań Sublime Frequencies są kraje Afryki Północnej i Zachodniej, Azji Południowo-Wschodniej i Bliskiego Wschodu czyli, mówiąc najkrócej, Trzeci Świat.

To właśnie wydawnictwa spółki Bishop – Mayet przybliżyły zachodnim słuchaczom takie style jak tajski molam czy iracki choubi. Jednak największym odkryciem oficyny z Seattle jest Omar Souleyman. Ten, pochodzący z Syrii, wąsaty jegomość w ciemnych okularach w swoim kraju jest od dawna dobrze znany. Jego dyskografia liczy ponoć około pół tysiąca tytułów wydanych na kasetach. Styl reprezentowany przez Omara zwie się dabke (syryjska muzyka pop z silnymi wpływami folkowymi). Nie znajdziemy tu jednak komputerów ani wygładzonych brzmień. Są za to prymitywne syntezatory wygrywające tradycyjne melodie, toporne bity i instrumenty ludowe. Otwierający debiutancką w barwach SF składankę, utwór "Leh Jani", to muzyczna bomba eksplodująca każdorazowo przy naciśnięciu przycisku "play". Omar występował już na uznanych festiwalach w Świecie Zachodnim, a jego sceniczne oblicze dokumentuje, wydana na CD i LP koncertówka "Haflat Gharbia (The Western Concerts)".

Staraniem SF podobne trasy odbyła (dotarła również do Polski), wspomniana wcześniej Group Doueh. Ta rodzinna orkiestra dowodzona przez Salmou "Doueha" Baamara istnieje już od ponad trzydziestu lat ale gdyby nie Hisham Mayet mało kto wiedziałby o jej istnieniu. Wywodząca się z ludu Sahrawi, z Sahary Zachodniej, Group Doueh to hybryda z jakich słynie amerykańska oficyna. Elektryczne gitary i surowa elektronika plus korzenne wokale i hipnotyczne bębny. Jednym z najbardziej niesamowitych utworów grupy jest "Tazit Kalifa", pochodzący z drugiej płyty wydanej nakładem SF. Dwudziestominutowy, psychodeliczny trans z rozjechaną gitarą i głosem szybującym wysoko nad gorącą pustynią. Prawdziwa, dźwiękowa fatamorgana.

Równie ciekawymi zespołami w ofercie wytwórni są tuareskie Group Inerane i Group Bombino. W tym przypadku nie można mówić o muzyce z pominięciem kontekstu społeczno-politycznego. Tuaregowie to koczowniczy lud rozrzucony po terytoriach pięciu państw Zachodniej i Północnej Afryki. Co jakiś czas niepokorni nomadzi inicjują w krajach tych powstania, w których udział biorą również członkowie obu zespołów. Podczas jednego z buntów zginął Adi Mohammed, gitarzysta Group Inerane. Po rebelii w Nigrze (2007), władze tego kraju zabroniły Tuaregom używania gitar. Od tego czasu lider Group Bombino, Omara Moctar, przebywa na wygnaniu w Burkina Faso i wydaje solowe płyty. Albumy obu formacji (nagrywane dodajmy w partyzanckich warunkach) ukazują się w serii "Guitars from Agadez" (Agadez, to leżące w Nigrze, święte miasto Tuaregów). Muzyka wypełniająca te krążki to pełne bólu i buntu połączenie rockowej energii i afrykańskiej transowości. Teksty zaś poruszają tematy uniwersalne: wolność, godność, nadzieja. Korzenny blues w najczystszej formie.

Działalność Sublime Frequencies to całkowicie odmienne spojrzenie na muzykę świata. Nie ma tu miejsca na (nierzadkie w ofercie wydawnictw world music) wysterylizowane produkcje, spychające korzenne wibracje na dalszy plan i skrojone na miarę uszu zachodnich słuchaczy. Podobnie jest z drugą stroną medalu. Zaledwie kilka pozycji z katalogu oficyny to płyty wypełnione autentycznym, rdzennym brzmieniem różnych grup etnicznych. Muzyka w ujęciu SF przypomina bowiem rzekę. Jej źródło jest cały czas żywe i niezmienne ale z biegiem meandruje ona, rozlewa się, łączy z innymi nurtami.

Dźwiękowe pocztówki z charakterystycznym logo przedstawiającym spłaszczony glob, to obraz świata ery informacji i jego kultury, której najbardziej chyba charakterystycznymi cechami są fragmentaryzacja i zmiana (patrz: radiowe mixy). To świat, który z jednej strony coraz bardziej się ujednolica, z drugiej zaś coraz mocniej odwołuje się do lokalnych tradycji.

Misja SF jest oczywista. Działalność wytwórni wpisuje się raczej w nurt poszukiwań etnomuzykologicznych, niż stanowi część przemysłu fonograficznego. Alan Bishop zapytany o niewielkie nakłady płyt mówi, że woli lokować pieniądze w kolejnych muzycznych eskapadach i jest zdumiony cenami, jakie tytuły z jego wytwórni osiągają na portalach internetowych. Z kolei na zarzuty dotyczące nieodprowadzania tantiem odpowiada, że chętnie płaciłby wykonawcom ale... nie może ich znaleźć.

Obaj szefowie oficyny w podróżach spędzają większość miesięcy w roku. Alan w samej Tajlandii był już przeszło trzydzieści razy, a oprócz pięknych krajobrazów widział też sterty niszczejących taśm, być może z rewelacyjnym zapisem. Te, które ocalały, są przez Mayeta i Bishopa oraz ich współpracowników bardzo pieczołowicie sortowane i selekcjonowane.

Wystarczy parę razy rzucić uchem na propozycję Sublime Frequencies by stwierdzić, że oficyna z Seattle z powodzeniem zastępuje kilka ministerstw kultury razem wziętych. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od wspólnych spotkań garstki przyjaciół, którzy chcieli podzielić się ze znajomymi swoimi pasjami.

 

PS. Ostatnimi czasy SF udostępnił olbrzymią większość swoich wydawnictw w plikach mp3. Są one do nabycia na stronie wytwórni. Płyty z charakterystycznym logo (zdjęcie powyżej) można kupić również poprzez polskie strony internetowe. Kompakty są wprawdzie przeszło dwukrotnie droższe niż średnia krajowa ale cóż... za przyjemności też czasem trzeba płacić.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu