Mamy swój folklor

Rozmowa z Małgorzatą Lewandowską, liderką formacji Goria Trio
Witt Wilczyński, 25 stycznia 2014
Goria - Małgorzata Lewandowska
Fot. Steven Poynor
Zafascynowana słowiańskimi tradycjami śpiewa, rysuje, szyje dawne stroje, tworzy animowane teledyski. Jest panią doktor biologii oraz wyznaje starych bogów. Kontakt z folklorem, jak sama mówi, miała od dziecka.

Czy pamiętasz pierwszą w życiu piosenkę, którą zaśpiewałaś?

Pamiętam nie tyle samą piosenkę, co wydarzenie - panie w naszym przedszkolu zorganizowały małe przedstawienie dla rodziców, w trakcie którego śpiewałam przebrana za królową śniegu. Miałam białą suknię oraz koronę, a kiedy zaczęłam śpiewać moja mama się popłakała. Ponoć ze szczęścia i dumy, i w tę wersję będę wierzyła. Pamiętam także piosenkę o Winnetou, z którą panie przedszkolanki wysłały mnie na konkurs piosenki dziecięcej. Niestety doznałam wtedy pierwszego i jedynego tak silnego ataku tremy - wyszłam pierwszy raz w życiu na prawdziwą scenę, a ta wydała mi się wówczas niewyobrażalnie ogromna, do tego częściowo oślepiały mnie światła, zza których widziałam przepastną czerń z cieniami ludzi. Nikt nie przekonałby mnie wtedy, że to zwykła sala kinowo-widowiskowa. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa i nawet nie potrafię sobie przypomnieć, czy zeszłam ze sceny sama, czy ktoś mnie odprowadził.

A pierwszą folkową?

Krakowiaczek jeden miał koników siedem… A na poważnie, mój pierwszy kontakt z folklorem  polegał nie na śpiewaniu, a na tańczeniu. Jako dzieci zostałyśmy zapisane z siostrą bliźniaczką przez rodziców do zespołu "Małe Podlasie" w Siedlcach, gdzie próbowano nas nauczyć polskich tańców. Siostrzyca była zdecydowanie bardziej utalentowana jeżeli chodzi o zapamiętywanie kroków i strzelanie hołubców. Mnie motywowało głównie to, aby dostać bajecznie piękny, jak mi się wtedy wydawało, strój ludowy. Potem nastąpiła fascynacja mojej siostry i sporej ilości znajomych muzyką i kulturą celtycką. Faktycznie tej muzyki po prostu ciężko nie lubić, chociaż gdzieś na dnie mojej głowy zawsze kołatało się, że przecież my też mamy swój folklor i dziedzictwo, które wcale nie jest gorsze.

Zanim powstał projekt Goria Trio udzielałaś się w różnych innych zespołach, i rockowych, i folkowych. Czy pamiętasz jeszcze te czasy?

Nie tylko rockowych i folkowych, był jeszcze króciutki epizod w lekko reggującym zespole oraz eksperymentalnym chórze bractwa rycerskiego, ha, ha! Pierwszy zespół, do którego należałam znajdował się przy ośrodku kultury. Poznałam tam fantastyczne dziewczyny, ale też nabawiłam się problemów z głosem, które później dosyć długo się za mną ciągnęły. Byłam jedynym sopranem w grupie więc aby pasować musiałam udawać alt. Potem nastąpiła moja fascynacja jazzem i nauka w szkole wokalnej przy Ośrodku Kultury Ochota, gdzie miałyśmy z dziewczynami zespół śpiewający a cappella, co dało mi całkiem niezłe podstawy do śpiewania folkloru na głosy. Szkoły tej niestety nie ukończyłam z powodów finansowych oraz nieszczęsnych guzków śpiewaczych, których nabawiłam się zbyt długo udając alt. Był także zespół wykonujący covery New Model Army, z którego nic nie wypaliło, ale zostały mi za to fajne wspomnienia po próbach, imprezach, jeździe za NMA po Polsce w trakcie ich trasy koncertowej, dwóch kumpli i szczur o imieniu Justin. Potem założyłam z innym kumplem, tym razem ze studiów, zespół wykonujący rockowe i folkowe covery. Zespół rozrastał się i zaczęliśmy grać koncerty, jednak w pewnym momencie dowiedziałam się, że już do niego nie należę, razem ze skrzypaczką. Do tej pory nie wiem dlaczego, przypuszczam, iż chodziło o to, że chciałam abyśmy spróbowali tworzyć własną muzykę, podczas gdy męska część wolała grać wyłącznie muzykę innych wykonawców. Ten epizod na dłuższy czas wyłączył moją chęć bycia w jakimkolwiek zespole. Z czasem pojawiła się we mnie ciekawość dotycząca muzyki ludowej i fascynacja folklorem oraz białym śpiewem i w konsekwencji współzałożenie Grupy WiD. Udało mi się także przez moment współpracować z Sebastianem Madejskim nad moim autorskim mini-projektem.

Pamiętasz swój pierwszy kontakt z rodzimowierstwem? Pytam, bo chcę nawiązać do śpiewu obrzędowego...

Jak to bywa we współczesnym świecie, pierwszy kontakt  miał miejsce w Internecie. Szukałam informacji dotyczących wierzeń słowiańskich i trafiłam na stronę RKP, a następnie RBI. W ten sposób poznałam m. in. Żercę, który oprowadził nas po Wrocławiu, kiedy byliśmy tam na warsztatach organizowanych przez Fundację OVO. Dzięki forum RBI spotkałam również ciebie i twoją żonę Anię, dzięki którym poznałam innych rodzimowierców w Warszawie, np. Magdę i Żywię. Założyliśmy także zespół pieśni obrzędowych i Grupę WiD.

Z rodzimą wiarą i prowadzeniem świąt łączą się pieśni obrzędowe. Te zachowały się szczątkowo. Jak wyszukiwałyście te najbardziej odpowiednie?

Przesłuchując od deski do deski kolekcję Muzyka Źródeł, a także chodząc na różnego typu warsztaty. W pewnym momencie zaczęliśmy także lekko modyfikować istniejące pieśni, bądź tworzyć własne.
Dodatkowo Ania, będąca dyplomowaną etnolożką oraz mająca zdecydowanie dłuższe doświadczenie z muzyką tradycyjną i folkową niż ja, była i jest nieocenionym źródłem wiedzy.

Pamiętasz, które warsztaty dały ci najwięcej jeśli chodzi o kształtowanie głosu?

Na pewno najbardziej przełomowymi dla mnie warsztatami jeżeli chodzi o śpiew biały były pierwsze, w których brałam udział, organizowane przez Fundację OVO. Tematyką był bałkański wielogłos i inspiracje tym nurtem można usłyszeć w „Rzece”. Znamienność tych warsztatów polegała na tym, że miałam wrażenie, iż wreszcie "wróciłam do siebie" - nie musiałam nikogo udawać, mogłam się wykrzyczeć tak jak wtedy, kiedy nie musiałam śpiewać by było ładnie.

W sumie każde warsztaty czy lekcje z nauczycielami emisji, w których brałam udział coś mi dały, nie zależnie od tego czy były bardziej jazzowe, czy raczej folkowe. Np. na zajęciach z Tadeuszem Konadorem przygotowujących Grupę WiD do Nowej Tradycji dowiedziałam się, że w trakcie śpiewania za bardzo wysuwam żuchwę do przodu, ha, ha!. Od tego czasu staram się to kontrolować.

Goria Trio to nietypowe połączenie folku, rodzimowierstwa i poezji. Skąd pomysł na taki właśnie skład, brzmienie i repertuar?

Będzie długo... Po części był on skutkiem przemyśleń, a po części impulsu. Po jednych z warsztatów z Moniką Mamińską-Domagalską wróciłam do domu i puściłam bliskim śpiewane białym głosem Wyjdzi miesiądzu. Byłam zauroczona tą piosenką od kiedy usłyszałam ją po raz pierwszy, jednak absolutnie nikt z rodziny i znajomych nie potrafił zrozumieć mojej fascynacji. Nawet siostra bliźniaczka, która przeważnie we wszystkim mnie wspierała, nie wiedziała o co mi chodzi. Pomyślałam wówczas, że chciałabym umieć "przetłumaczyć" urok tej pieśni na język bardziej do nich trafiający, i tak powstał zarys wersji, która znalazła się na płycie. Później spotkałam multiinstrumentalistkę Katarzynę Garncarek, a następnie wiolonczelistkę Agatę Kurzyk. Dziewczyny dodały do mojej interpretacji wokalnej swój talent oraz wrażliwość, i całość wreszcie nabrała realnego kształtu. Podobnie stało się z Nasieje ja jarej ruty.

Grób w sercu powstał ponad 10 lat temu i był pierwszą piosenką, którą napisałam spośród tych znajdujących się na płycie. Większość czasu przeleżał w szufladzie, aż do momentu poznania Kahy, która go posłuchała, zagrała i numer był już gotowy. Podobnie stało się z otwierającym płytę Mokoszy poświeconym słowiańskiej bogini płodności, Różnicami, Rzeką, czy Słowa w mojej głowie. Tekst Grobu, chociaż opowiada o emocjonalnym radzeniu sobie z byłym partnerem, bazuje na słowiańskim sposobie unieszkodliwiania wampirów. Czasami takie widma z przeszłości prześladują i wysysają energię porównywalnie do krwiopijcy. Później w pracy poznałam Agatę i projekt rozwinął się jeszcze bardziej, chociaż z mojej winy zajęło to więcej czasu niż brałyśmy pod uwagę.
W początkowych planach na płycie miały się też znaleźć elementy śpiewane białym głosem, ale zostałam przegłosowana i chyba dobrze, ponieważ dzięki temu całość jest bardziej spójna.
Zabrzmi odrobinę patetycznie, ale … w trakcie tworzenia tej płyty wartości takie jak nasze dziedzictwo kulturowe i przyjaźń były wartościami nadrzędnymi w stosunku do różnic religijnych/światopoglądowych. Ja jestem rodzimowierczynią, natomiast dziewczyny nie, pomimo to udało nam się razem stworzyć muzykę, która, mam nadzieję, dotyka słowiańskiej duszy i ogólnoludzkiej wrażliwości.

Ujmując to jak najkrócej, ta płyta odzwierciedla fascynację folklorem, religią przodków (Słowiańszczyzną) i naturą w czystej postaci.

Opowiedz o nagrywaniu tego materiału i o warstwie tekstowej, ile tu jest folkloru, a ile własnej twórczości?

Jak już wspomniałam na płycie znajdują się dwie piosenki ludowe w naszej interpretacji. Większość pozostałych tekstów jest napisana przeze mnie, poza Odchodzące w noc słońce, którego tekst powstał we współpracy z poetką Agnieszką Wielgopolan. Pisząc czerpałam zarówno z mitologii słowiańskiej jak i folkloru, w którym można znaleźć praktycznie wszystko - miłość, zdradę, radość, pierwsze zauroczenie, nauki rodzicielki, tracenie wianka, nieślubne dzieci, morderstwa z wyrachowania i te pod wpływem uczuć, naturę, cykl roczny, zwyczaje czy życie codzienne, przyprawione specyficzną poetyką i często swojskim poczuciem humoru. Uff..

Pierwsze przymiarki do tego projektu miały miejsce ponad cztery lata temu. Udało nam się wówczas dobrze nagrać cztery utwory, trzy znajdowały się w stanie "rozgrzebania". Ponieważ nie poznałam jeszcze wtedy Agnieszki Wielgopolan, więc wspomnianego Odchodzącego w noc słońca nawet nie było w planach. W pewnym momencie dostałam propozycję rocznego wyjazdu za granicę. Uznałyśmy - rok nie wyrok. Jednak ten rok przeciągnął się do teraz. W pewnym momencie, jak to bywa w życiu, nie miałam pracy i pomyślałam, że jak nie teraz to już nigdy. Skontaktowałam się z dziewczynami, i na szczęście, pomimo początkowych wątpliwości, one także były otwarte na kontynuację projektu. Potem wszystko potoczyło się trochę jak na wariackich papierach, ustalanie tekstów, muzyki,  zaledwie dwie próby w pełnym składzie i dogranie pozostałych utworów. Dziewczyny były naprawdę niesamowite, z boku to mogło wyglądać troszeczkę jak kółko samouwielbienia (wzajemnej adoracji), ale jeszcze nigdy wcześniej nie udało mi się z nikim innym, w ciągu tylko dwóch prób w pełnym składzie, ustalić wszystkiego i utrwalić na tyle, by wejść do studia i nagrać cały materiał w ciągu trzech krótkich popołudni. Byłam w szoku, bo planowałam na nagrania przynajmniej pełen tydzień.
Przy okazji chciałabym podziękować bratu za cierpliwe goszczenie mnie w trakcie tego okresu.

Jak powstawały i czym były inspirowane twoje teledyski?

Tekstami piosenek. Powstawały powoli.

Płyta trafiła jako bonus do jednego z nielicznych na naszym rynku magazynów poświęconych tematyce rodzimowierczej - Gniazda. Skąd ten pomysł?

To był mój pomysł. Przede wszystkim zależało mi aby ta muzyka żyła - była słuchana, a płyty trafiły także do ludzi spoza kręgu moich znajomych, jednak takich, którym być może łatwiej będzie zauważyć pewne odniesienia np. do Mokoszy, Nawii, Strzyboga, rytuałów pogrzebowych, puszczania wianków...

A jakie są twoje prywatne inspiracje muzyczne, czego słuchasz na co dzień?

Wszystkiego co mi się spodoba, ostatnio przede wszystkim znajomych.

A czy masz swoją mistrzynię wokalną?

Po warsztatach z Ewą Wróbel-Kacprowicz z Werchowyny zakochałam się  w jej głosie i umiejętnościach. Poza tym prześladuje mnie The Diva Dance z filmu Piąty element. Też bym tak chciała, heh... 

Czy Goria Trio planuje koncerty, czy jest to projekt studyjny?

Jest to projekt studyjny. Przede wszystkim ze względu na dzielące nas setki kilometrów, a także liczne zobowiązania dziewczyn (nie dziwię się, są genialne). I tak niesamowicie się cieszę, że udało nam się zrealizować aż tyle.

Gdzie was zatem można znaleźć w internecie?

Na Facebooku pod nazwą Goria Trio i w serwisie Soundcloud.

Dziękuję za rozmowę.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu