Kobieta z akordeonem

Raduza na OPPA
Anna Wilczyńska, 2 grudnia 2013
31 OPPA 2013
Fot. Anna Wilczyńska
Raduza - pieśniarka, która zaczynała od grania swoich piosenek na ulicy, dziś należy do czołówki sceny folk u naszych południowych sąsiadów. Ale bywa i u nas, ostatnio została zaproszona jako gwiazda na festiwal bardów w Warszawie.

Od wielu lat lubię twórczość Raduzy - charyzmatycznej akordeonistki, która przejmującym głosem śpiewa mądre, lecz nie zawsze wesołe teksty o życiu. Trafiłam na jej utwory dzięki znajomej koleżance z Czech. Dziesięć lat temu artystka często gościła w Polsce - m.in. z powodu nagrań z zespołem Swoją Drogą. Jakoś tak się złożyło, że nie miałam wtedy okazji zobaczyć jej na żywo, ani później, więc tym bardziej się ucieszyłam, że wreszcie ją usłyszę. Najbardziej znam jej pierwsze płyty, debiutancką "Andělové z nebe"(2001) i kolejną "...při mně stůj" (2003), więc koncert na OPPA był dla mnie pełen niespodzianek, ale od początku.

Po pierwsze Raduza wystąpiła z zespołem. Towarzyszyło jej trzech muzyków: Josef Štěpánek - gitara elektryczna; Jan Cidlinský - gitara basowa, skrzypce; David Landštof - instrumenty perkusyjne. Przyznam się, że przez pierwszych parę utworów stanowiło to dla mnie pewien szok, bo Raduzę kojarzyłam z minimalizmem i wykonaniami solo. Po drugie okazało się, że Raduza sama gra na wielu instrumentach - fortepianie, gitarze, harmonijce, a nawet... dudach. Zwłaszcza te ostatnie mi się spodobały. Po trzecie odniosłam wrażenie, że jej piosenki są już teraz mniej drapieżne niż na początku kariery. Przedtem zawartymi w nich emocjami można było dosłownie "naostrzyć brzytwę" jak np. w "Co mě to bolí". Dlatego klasyfikowałam Raduzę jako autorkę protest songów i artystkę z krainy cienia. Kolejnym zaskoczeniem było to, że dosyć dobrze mówi po polsku i ma talent do rozśmieszania ludzi.

Materiał zaprezentowany w trakcie koncertu stanowiły głównie piosenki z ostatniej płyty, "Ocelový město" (Miasto ze stali), wydanej w 2012 roku. Polska publiczność mogła usłyszeć ten program na festiwalu muzyki tradycyjnej "Rozstaje" w Krakowie w lipcu br. Od organizatora i jednocześnie konferansjera dowiedzieliśmy się, że Raduza już wcześniej była zapraszana na OPPA, ale ze względu na urlop wychowawczy dopiero teraz mogła wystąpić na tym festiwalu bardów. Dobrym pomysłem było rozdanie widzom przy wejściu tłumaczeń piosenek, gdyż o sile piosenek Raduzy stanowią teksty, a język czeski często jest bardzo "podstępny", bo podobne słowa mają przeciwstawne znaczenia.

Raduza wykonała z zespołem ok. 16 piosenek i co było bardzo miłe, zabawiała widzów swoją miłą i niepretensjonalną konferansjerką po polsku. Wiele osób na pewno odniosło wrażenie, że na co dzień jest osobą wesołą - czasem na scenie przekomarzała się z członkami zespołu. Na scenie była pełna energii, żywiołu - nawet czołowe zderzenie z mikrofonem, nie ostudziło tego żywiołu.

Usłyszeliśmy kompozycje z ostatniej płyty. Część z nich w rytmie reggae, część bardziej folk i bliska poezji śpiewanej (zwłaszcza te, w których pojawiły się skrzypce), część lekko rockowa. Jeden utwór, "O polednách" to wyraźny blues, w którym Raduza zagrała na harmonijce i bardzo przejmująco zaśpiewała, oddając emocje związane z ludzkim lękiem.

"Proszę państwa, sytuacja jest badzo poważna, bo to są dudy"- usłyszeliśmy zapowiedź kolejnego, najbardziej energicznego numeru "Hördöm", a właściwie piosenki-żartu w niestniejącym języku, podkładu do filmu fantasy. Na scenie zapanowało wtedy ostre brzmienie przypominające twórczość zespołów takich jak białoruski Stary Olsa czy łotewskie Auli. Rozbawiła publiczność historia tego, jak po suto zakrapianej imprezie z zaprzyjaźnionym zespołem folklorystycznym Raduza stała się posiadaczką tego instrumentu. Nie zdradzę, musicie wybrać się na koncert - jeśli chcecie się dowiedzieć. Trafiły się i bardziej etno-klimaty cygańskie z tamburynem.

Największą jednak burzę braw i zasłużoną owację na stojąco otrzymała Raduza za przeboje z pierwszych lat twórczości, wykonane solo na akordeonie na bis - "Jednou to pomine" i "Ať není mi líto". Chyba taką Raduzę lubię najbardziej. Nadal tak samo przechodzą ciarki po plecach, gdy śpiewa o ważnych dla każdego człowieka sprawach - miłości, śmierci, przemijaniu - odsyłam do tekstów zamieszczonych na stronie pieśniarki...

Artystka bisowała jeszcze raz z zespołem, śpiewając piosenkę w ulubionym przez nią języku cziczena, ale w końcu wieczór musiał się zakończyć. Raduza jeszcze wyszła potem do fanów, aby podpisać płyty. Udało mi się zamienić z nią kilka słów.

To był bardzo ciekawy koncert, na którym ani przez chwilę się nie nudziłam. Raduza okazała się być artystką wszechstronną, która niesamowicie rozwinęła się od czasów wydania pierwszego albumu (w 2001 r). Towarzyszący jej zespół daje nowe możliwości występu w różnych stylach muzycznych, ale nadal największym atutem Raduzy są poetyckie, refleksyjne teksty, autentyzm przekazywanych w nich emocji oraz wspaniały kontakt z publicznością. Mam nadzieję, że jeszcze do nas wróci!

 

Raduza, OPPA, 23.11.2013, Warszawa
Portal Folk24.pl był patronem medialnym wydarzenia.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu