Lubię podróż i nowe sytuacje

Rozmowa z Indią Czajkowską, artystką Tańców Snu, Drum Freaks
Anna Wilczyńska, 3 października 2014
India Czajkowska
Fot. S. Madejski
Pianistka, wokalistka, performerka, kompozytorka muzyki filmowej i teatralnej, zaangażowana w wiele projektów o zabarwieniu etnicznym. Od lat eksperymentuje z głosem, elektroniką i poszukuje nowych brzmień.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?

Zaczęło się dość wcześnie. Najpierw, od ósmego roku życia chodziłam do szkoły muzycznej, w klasie fortepianu. Wymyślałam też sobie pierwsze piosenki. Jednak to właściwie na etapie liceum muzycznego improwizacja i tworzenie pierwszych utworów zaczęły być moim osobistym żywiołem... Czułam, że to moja droga. Trochę buntowniczo zaczęłam się odnosić do klasycznej edukacji. Interesowały mnie bardziej moje ścieżki dźwiękowe. Chociaż spotkałam wtedy, na krótko, także  świetną, otwartą panią profesor od improwizacji fortepianowej, która wpłynęła na mnie znacząco i dała mi wsparcie dla moich działań. Była dobrym duchem w środowisku trochę schematycznej tresury szkolnej - bo tak odbierałam resztę. Miałam też pierwszego muzycznego przyjaciela, z którym graliśmy i wymyślaliśmy muzykę. Zafascynował mnie w tym czasie Mikołaj Górecki, ale też oczarował mnie kompletnie King Crimson. Zakładanie zespołów i pierwsze moje koncerty autorskie zaczęły się trochę później, na początku studiów filozoficznych. Mieliśmy trio, o dziwnej nazwie Duński Jazz. Komponowałam także na akustyczny skład z wiolonczelą i skrzypcami... Tak czy owak, moje korzenie muzyczne tkwią w muzyce klasycznej. Z perspektywy czasu cenię sobie jednak to, co przyswoiłam sobie w szkole muzycznej - to była świetna baza do dalszych samodzielnych działań.

Poruszasz się w różnych gatunkach muzycznych - ambient, jazz, etno, elektronika, rock psychodeliczny, muzyka eksperymentalna, komponujesz muzykę do filmów - w którym z nich czujesz się najlepiej?

To prawda, że spektrum moich działań muzycznych jest dość szerokie, ale w dużej mierze ta wielość to po prostu czas i zmiany, ewolucja. Mam też zdaje się taką naturę, że lubię "podróż" i nowe sytuacje. Te gatunki, które wymieniasz, mogą być jednak nieco mylące. Myślę, że moje projekty to z reguły muzyka alternatywna, niekiedy z silnym wpływem muzyki post-klasycznej i eksperymentalnej (jak np. Mermago), czasem free jazzu, ambientu i elektroniki. Projekty, do których jestem zapraszana łączą w sobie różne style, ale nie grałam nigdy np. tradycyjnego jazzu, są to raczej free-jazzowe projekty, jak duet z Davidem Kollarem, czy Tadeuszem Sudnikiem, kwartet Artrance z udziałem elektroniki, a także etno-jazzowe, jak Ensemble Elektra i Drum Freaks. Na pewno wyjątkiem wśród moich własnych projektów jest Cadyk, który był składem zdecydowanie skoncentrowanym na elementach etnicznych, tradycyjnych, muzyce żydowskiej. Był również taki czas, że intensywnie skupiłam się na tworzeniu muzyki filmowej i teatralnej. Ale jednocześnie za kulisami powstawała wtedy moja płyta solowa - "Cosmospir", album, który wynikał z tych nowych doświadczeń, eksperymentów, zarówno z głosem, jak i z elektroniką. Cenię sobie zaproszenia do projektów, w których jest jakieś nowe wyzwanie, coś odbiegającego od moich własnych kompozycji, ale nigdy nie wchodzę w przestrzeń muzyczną, która jest mi obca. Na przykład "Secretia", którą rok temu wydaliśmy z Mirrorman'em, to płyta ambientowo-trip hopowa, do której zostałam zaproszona jako wokalistka i autorka tekstów.

Nie ukrywam, że z racji profilu naszego portalu najbardziej interesują nas Twoje projekty folkowe i etniczne. Ja dowiedziałam się o Twoim istnieniu dzięki zespołowi Cadyk. Skąd u Ciebie zainteresowanie muzyką żydowską? Czy nadal kontynuujesz te fascynacje?

Wygląda na to, że wątki etniczne jako takie znacznie bardziej zajmowały mnie kiedyś niż ostatnio. Cadyk, akustyczny skład grający muzykę opartą na motywach żydowskich, sefardyjskich, klezmerskich to jeden z moich starszych projektów. Graliśmy m.in. w Teatrze Żydowskim na festiwalu, a także na zakończenie festiwalu filmowego "Motywy Żydowskie". Niestety, nie wydaliśmy wtedy płyty. Ostatnio znowu miałam okazję powrócić do tych utworów, tekstów w jidysz, na  kameralnym wystąpieniu, w ramach Festiwalu Singera. Myślę trochę rzeczywiście o powrocie do "cadykowych" nut, choć być może w nieco innej wersji. Zainteresowanie muzyką żydowską przyszło  naturalnie - czułam tę muzykę, słuchałam i zaczęłam ją aranżować, śpiewać.
To właśnie moje nagrania z Cadykiem spowodowały, że zaczęliśmy współpracować z Milo Kurtisem i Drum Freaks. Ale w Drum Freaks wątki etniczne oscylowały raczej wokół muzyki greckiej, czasem arabskiej, w połączeniu z jazzem, improwizacją. Także Ensemble Elektra z Nowego Jorku to zespół, który w ciekawy sposób wykorzystuje dość intensywne rytmy greckie we współczesnych jazzowych kompozycjach. Rok temu koncertowałam znów z tym składem, chociaż początek współpracy sięga płyty "The Book Of Time" z roku 2000. Skoro mowa o wątkach etnicznych wspomnę też o bardzo ciekawej współpracy z Bartkiem Gliniakiem, z którym studyjnie współdziałaliśmy przy muzyce do filmu "Algeria. The Nameless War".

Jak już wiemy, współpracowałaś m.in. z Milo Kurtisem przy jego etno-jazzowym Drum Freaks, oraz z Maćkiem "Korbą" Cierlińskim i Ryszardem Lateckim w projekcie Mermago. Czy mogłabyś rozwinąć ten temat?

Wkrótce po rozpoczęciu współpracy z Drum Freaks i pierwszych próbach nagraliśmy koncertową płytę w Trójce, w studio koncertowym Polskiego Radia. Jednak mówiąc szczerze, w moim odczuciu, szczególnie w odniesieniu do mojego udziału w tym projekcie, płyta ta nie do końca oddaje to, co rzeczywiście później wydarzało się muzycznie, przy okazji grania naszych tras koncertowych, m.in z Bobem Stewart'em czy Wallisem Buchanon'em. Niestety, nie nagraliśmy razem drugiej płyty. Było ciekawie - dwa lata współpracy, dobrzy muzycy np. Włodek Kiniorski, Yanina Iwański, Mateusz Pospieszalski. Występowaliśmy na wielu ciekawych festiwalach, takich jak "Jazz nad Odrą" czy "Jazz Jantar".
Trio Mermago to już zupełnie inny czas, a także styl - jakieś pięć lat po zakończeniu działań z Drum Freaks. Mermago powstało z mojej inicjatywy - zaproponowałam Maćkowi i Ryszardowi byśmy stworzyli trio, z poczuciem, że dobrze nam się razem gra, jakie wyniosłam z koncertów improwizowanych. Zorganizowałam nagranie i od tego w zasadzie się zaczęło. Mermago to bardziej eksperymentalne przestrzenie. Nasza płyta została wydana przez znany niszowy label Obuh, nie nagrywaliśmy jej jednak w urokliwym studio Wojtka Czerna, ale w Warszawie. Koncertujemy czasem także ze świetnym muzykiem Bartem Pałygą. W Mermago odcienie etniczne pojawiają się raczej jako dalekie echo, choć zarówno Bart jak i Maciek są muzykami znanymi najbardziej ze sceny folkowej, etnicznej. Ostatni utwór na płycie, "Oto nasze życie", do którego Adam Kruk nakręcił film, oparty jest na motywie starego psalmu żydowskiego.

Czy jako wokalistkę interesowały Cię techniki tradycyjnego, wiejskiego śpiewu? Przy okazji - jak rozwijasz swój warsztat?

Nigdy nie zgłębiałam techniki śpiewu wiejskiego. Czuje się bardziej "u siebie" w muzyce czerpiącej ze wschodnich motywów i technik. Jest mi to bliższe, niż rodzime zaśpiewy środkowo europejskie, choć trudno mi wyjaśnić z czego to wynika. Wokalnie jestem w zasadzie samoukiem. Mam co prawda za sobą krótki cykl świetnych lekcji śpiewu, udzielonych mi kiedyś przez Katarzynę Zachwatowicz. To dało mi bardziej świadomy techniczny, teoretyczny wgląd w sprawy emisyjne i pogłębiło to, do czego doszłam intuicyjnie. Warsztat wokalny rozwijam głównie w ramach doświadczeń,  które wynikają naturalnie z zainteresowania się czymś, pracy nad czymś. I na przykład swego czasu były to ragi indyjskie. W pewnym momencie sama dla siebie analizowałam tę technikę, sposób myślenia, budowania improwizacji, skupiając się głównie na słuchaniu, a także spisywaniu wokali Lakshmi Shankar. Graliśmy wtedy, przez jakiś czas, z pewnym składem muzykę nawiązującą do rag. Jeśli chodzi o takie etniczne inspiracje - zaintrygowały mnie też kiedyś trochę nagrania Sainkho. Później brałam udział w warsztatach Phil'a Mintona. Słuchając innych, ciekawych wokalistów poszerza się świadomość głosu i jego możliwości, co wyzwala czasem nowe podejście. Zdarzyło mi się już też prowadzić warsztaty wokalne i myślę, że będę chciała to jeszcze powtórzyć.

Czy w komponowanej przez Ciebie muzyce filmowej i teatralnej pojawiają się elementy etniczne?

Tak, oczywiście. Muzyka filmowa w ogóle wymaga sporej elastyczności, zwłaszcza jeśli jest się zarazem kompozytorem i wykonawcą. Tak było na przykład w przypadku dokumentu Mariusza Malca o misji Unicefu, "Przepustka do Życia. Sierra Leone". Nowe inspiracje, świeże pomysły, nawiązanie do muzyki afrykańskiej. Podeszłam do tego dość swobodnie, używając zarówno bębnów, jak nieco elektroniki oraz nagrałam sporo wokali. Po obejrzeniu pewna znajoma skwitowała: "No tak, ale przecież tam chyba prawie nie ma Twojej muzyki, jakieś afrykańskie głosy tylko!". Bardzo lubię w muzyce filmowej to, że uruchamia często wyobraźnię muzyczną w nowym kierunku, prowokuje do eksperymentów i grania na nowych instrumentach. Oczywiście o ile reżyser nie oczekuje ode mnie czegoś oczywistego, ale zwykle unikam tego rodzaju współpracy. Wątki muzyki żydowskiej czasem powracają także w tym kontekście, choć nie wprost, jak choćby przy spektalu Teatru TV "Cyjanek o piątej" Andrzeja Titkowa. Zabarwienie etniczne miało też to, co skomponowałam do filmu "Postcard from Kosovo", Esata Fejzy, filmu o czystkach etnicznych w Kosowie.

Trzy lata temu ukazała się Twoja pierwsza solowa płyta "Cosmopir". Co na niej znajdziemy, jakbyś do niej zachęciła słuchacza, który w ogóle nie zna Twojej muzyki?

Album "Cosmospir" ukazał się w roku 2008, wydany był przez włoski label Hic Sunt Leones. To bardzo osobista płyta, nagrywana w dużej mierze w domowym studio. Jest to muzyka przestrzenna, wyciszona, choć także bardzo emocjonalna. Dźwięki dla tych, którzy szukają głębi, czegoś niekonwencjonalnego... Była ona swego rodzaju podsumowaniem mojego eksperymentowania z głosem, elektroniką, pojawiło się sporo nowych odcieni, zainspirowanych doświadczeniami związanymi z graniem muzyki improwizowanej. Większość wokali na tej płycie zaśpiewana jest w wymyślonym języku. Instrumentarium to głównie - elektronika, wiolonczela, fortepian preparowany i bowed guitar. "Tiridoi", utwór otwierający płytę, może kojarzyć się z etniczną pieśnią - lecz nie ma takiego kraju, z którego mógłby pochodzić...

Co Cię inspiruje do tworzenia muzyki, pisania tekstów? O czym najczęściej piszesz?

Trudno powiedzieć... Wszystko, czego doświadczam, w pewnym sensie. Zwykle dźwięki przychodzą same i trzeba coś z tym zrobić, uwolnić je, nadać kształt. Czasem jest to po prostu nowe zamierzenie czysto muzyczne, lub, jak w przypadku muzyki filmowe,j zainspirowane obrazem, a czasem także osobiste przeżycia przywołują nowe dźwięki, współbrzmienia. Z tekstami podobnie. Niekiedy piszę je do już obmyślonej muzyki. A czasem, te napisane "tylko dla siebie" nagle przydają się do nowej płyty, koncertu, odkrywam je ponownie, po długim czasie. Różnica jest taka, że muzykę pisuję na zamówienie, szczególnie do filmów, a tekstów raczej nie.

Jakbyś oceniła, ile w Polsce jest fanów muzyki improwizowanej - czy istnieje jakaś scena, są jakieś festiwale, czy to tylko nisza?

Wydaje mi się, że zdecydowanie brakuje u nas festiwali z muzyką improwizowaną. Z drugiej strony, jest sporo słuchaczy, przygotowanych na odbiór takiej muzyki, jak i grających ją muzyków. Mam porównanie na przykład do Słowacji, w której sporo koncertowałam przez ostatnie dwa lata, głównie z bardzo ciekawym gitarzystą, Davidem Kollarem. Tego typu festiwali prawie tam nie ma, a nasze wystąpienia, były niekiedy zaskoczeniem dla publiczności, niezbyt obeznanej z muzyką eksperymentalną i improwizowaną, choć spotkały się z bardzo dobrym odbiorem, żywym zainteresowaniem.
Mówiąc o "muzyce improwizowanej" musimy też pamiętać, że są tu dwa podejścia nie do końca sobie przyjazne. Z jednej strony jest to dość hermetyczne środowisko tych, dla których muzyka improwizowana to głównie zjawiska atonalne i eksperymentalne. Oraz tych, którzy rozumieją to szerzej i nie dzielą muzyki na tonalną i atonalną. Ja sama należę do tej drugiej grupy i nie podzielam stanowiska, według którego "muzyka improwizowana" miałaby ograniczać się do spektrum atonalno-sonorystycznego, choć sporo grałam i na tej scenie.

Niedawno ukazała się płyta duetu Tańce Snu, który współtworzysz z Sebastianem Madejskim (Beltaine Improved, Loopus Duo). Jaka jest idea tego projektu, który na profilu fb opisany jest jako "etno-jazz/ambient/muzyka eksperymentalna"?

Nasz album "Tańce Snu" ukazał się 10.09 br i został wydany przez gdańskie wydawnictwo Zoharum. Ponad trzy lata temu założyliśmy z Sebastianem (rozmowa z nim tutaj - przyp. red.) duet, odkrywając ze sporym entuzjazmem wspólną przestrzeń muzyczną. Znaliśmy się dość długo, wcześniej jednak nasze drogi muzyczne dość mocno różniły się stylistycznie od siebie. I nagle pojawił się bardzo intrygujący, wspólny wymiar, zdecydowaliśmy się więc założyć projekt. Jakiś czas później zaprosiliśmy do koncertowania z nami gitarzystę Pawła Prochnowskiego oraz Adama Rozenmana, izraelskiego perkusjonistę oraz Daniela Zorzano, grającego na viola da gamba. W tym też składzie nagraliśmy pierwszy album Tańców Snu.
Nie nazwałabym tego etno-jazzem, choć może gdzieś padło takie określenie... Myślę, że nie jest łatwo stylistycznie określić tę muzykę. Z pewnością jest to alternatywna przestrzeń muzyczna, z elementami post-klasycznymi i ambientowo-eksperymentalnymi. Ale też pobrzmiewają tu echa muzyki dawnej, w nowym, modernistycznym podejściu i pojawiają się motywy orientalne.

Jaka jest Twoja rola w Tańcach Snu (na których grasz instrumentach, kto komponuje, kto pisze teksty)?

Oboje z Sebastianem współtworzymy tematy, aranżacje. Niektóre utwory są zainicjowane przez niego, inne bardziej wychodzą ode mnie. Generalnie pracujemy tu przede wszystkim improwizacyjnie. Większość utworów opiera się na dialogu męskiego i kobiecego głosu. Sebastian odpowiada na koncertach także za syntezatory i psałterium, czasem cymbały, ja również gram na instrumentach klawiszowych i flecie poprzecznym. Używam także wokalu przetwarzanego elektronicznie, na żywo, w niektórych utworach. Teksty są specyficzne, nietypowe, gdyż, podobnie jak w przypadku mojej solowej płyty "Cosmospir", używamy tu nieznanych języków.

Graliście już trochę koncertów, jak na Tańce Snu reagują słuchacze?

Tak, od momentu powstania dość regularnie gramy koncerty. Jest spore grono ludzi, którzy znają już ten projekt i chętnie wracają na kolejne koncerty. Reakcje są bardzo dobre, jest dużo entuzjazmu ze strony słuchaczy! Zdarzają się oczywiście niekiedy pojedyncze osoby, nie obeznane z taką muzyką, które przyznają, że są zaskoczone... Choćby nasz śpiew w wymyślonych językach jest dla niektórych czymś nowym i być może trochę niepokojącym, heh! Często po koncercie pojawiają się pytania - "co to za język?" Pojawiają się też sugestie, że jest coś "elfickiego" w brzmieniu tego naszego języka. Skład zespołu nie zawsze jest ten sam, początkowo wielokrotnie graliśmy tylko we dwójkę, ostatnio raczej w kwartecie, zwykle z Pawłem Prochnowskim i Adamem Rozenmanem, czasem także z Danielem Zorzano. Nie jest to muzyka, która jest przeznaczona do słuchania w tle baru i nasi słuchacze to raczej ludzie, którzy naprawdę są w stanie skupić się na dźwiękach i w nie zagłębić. Wymaga ona pewnego zaangażowania ze strony słuchacza.

Czy są jakieś elementy etniczne, folkowe na tej płycie? Pytam się z powodu Twoich wcześniejszych dokonań oraz dlatego, że doszły mnie słuchy, że w nagraniach uczestniczył też rodowity Meksykanin?

Zacznę od końca - tak - Daniel Zorzano jest Meksykaninem, jednakże jego gra na viola da gamba nie ma w zasadzie nic wspólnego z folkiem z tego kraju. Daniel jest świetnym muzykiem z wykształceniem klasycznym i to, co sprawiło, że zaprosiłam go do projektu, to był jego koncert muzyki dawnej. Myślę, że w naszej muzyce słychać pewne etnicznie zabarwione wokalizy, motywy, choć nie jest to coś, na czym się szczególnie koncentrujemy. Trzeci utwór na płycie na przykład ma związek z muzyką żydowską, a niekiedy pojawiają się na koncertach także jakieś wschodnie zaśpiewy, ale wszystko to jest mocno przetworzone i raczej tylko nawiązujemy do nut etnicznych.  

Dużą rolę w Twojej twórczości odgrywa połączenie muzyki z obrazem (nie wspominając o muzyce filmowej). Również podczas koncertów Tańców Snu pojawiają się wizualizacje - Twoje?

Łączenie muzyki z obrazem to dla mnie z jednej strony komponowanie pod obraz, film o czym już wspomniałam. A z drugiej strony - zdarza mi się także montować video do muzyki lub wymyślać koncepcję na klip video - jak na przykład było z "Summum", utworem z mojej płyty "Cosmospir". Zaprosiłam wtedy do współpracy Sylwię Hanff, tancerkę butoh. Powstał cały projekt mulitmedialny i specjalnie stworzone przez nas obrazy. Niektóre z tych wizji oparte są na moich impresjach video - na przykład cały klip "Lomirra" powstał w ten sposób. Jeśli chodzi o nasze koncerty z Sebastianem, to zwykle wykorzystujemy przygotowane przez niego video-art. Współpracujemy też czasem z kimś, kto tworzy wizuale analogowe lub cyfrowe.

Czy uważasz, że tworzenie muzyki to sztuka dla samej sztuki, ekspresja własnej osobowości czy priorytetem jest jednak słuchacz?

Słuchacz - tak bym sobie życzyła - to kreatywny odbiorca. W moim przekonaniu kiedy tworzy się muzykę niejako na zamówienie słuchacza, jest to jakiś przekłamany proces twórczy, bo zakłada się, że ktoś czegoś oczekuje i wtedy gdy dopasujemy się do jego gustów, projekt będzie popularny... W moim odczuciu, to nie jest szczere podejście. Autentyczne jest podążanie za tym, co naprawdę mamy w umyśle, trzymanie się własnej drogi. Może niekoniecznie - ekspresja własnej osobowości, ale pewnych idei artystycznych, które naprawdę odczuwamy jako ciekawe i poruszające. Oczywiście słuchacz jest bardzo ważny i żadnemu muzykowi nie jest obojętna reakcja publiczności. Zwłaszcza taki słuchacz jest cenny, dla kórego jego własna wrażliwość i otwartość jest ważniejsza niż zasłyszane recenzje.

Na koniec przypomnij jeszcze proszę epizod z metalową formacją Lux Occulta.

To stare dzieje. Masz zapewne na myśli płytę "The Mother And The Enemy", do której zostałam zaproszona. Zrealizowałam wokale do czterech utworów trip-hopowo industrialnych, różniących się znacznie od muzyki stricte metalowej, granej przez zespół Lux Occulta. Do tej pory uważam, że wyszły one bardzo ciekawie, spodobały się krytykom i mnóstwo ludzi pisało do mnie, pamiętając te utwory, nawet po długim czasie  i doceniając mój udział w tym projekcie. Przygoda z Lux Occultą miała charakter współpracy studyjnej, nigdy nie graliśmy razem na scenie.

Gdzie można znaleźć Twoją twórczość w sieci?

Polecam przede wszystkim moją nową stronę www.indiaczajkowska.com, gdzie zamieszczonych jest sporo utworów do odsłuchania, z koncertów i z płyt, z różnych projektów. Jest tam także dużo fragmentów mojej muzyki filmowej i teatralnej, której generalnie raczej nie ma w sieci. Na youtube oczywiście także, ale trzeba się przedrzeć przez sporą ilość przypadkowych rzeczy, panuje tam spory chaos.

Dziękuję za rozmowę!

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu