Z Irlandii i znad Sanu
Z mojej półki płytowejPierwsza przesyłka dotarła pocztą z Irlandii, od znajomego songwritera i balladzisty, Brendana Monaghana. Krążek "Lovers Always Win" utrzymany jest w klimatach irlandzkiej ballady, szczypty country i bluesa - a przede wszystkim w tym, co zawiera w sobie szerokorozumiane słowo "songwriting". Płyta zagościła częściej w moim odtwarzaczu niż bym mógł się tego spodziewać! Nuta od Brendana znakomicie wpasowała się w przedzimowe nastroje melodyjnym i od lat sprawdzonym brzmieniem, do jakiego Brendan zdążył przyzwyczaić słuchaczy, a jednocześnie świetnie sprawdziła się jako alternatywa dla papki lecącej z komercyjnych rozgłośni radiowych. "Lovers Always Win" jest muzyką na wskroś "dla ludu" - nieskomplikowaną ale zacną i niebanalną, której świetnie słucha się przy pracach wszelakich, gdy za oknem szaruga, gdy coraz wcześniej zapada zmrok...
Drugą przesyłkę odebrałem prosto znad Sanu. To związany z Rokiem Kolberga bardzo ciekawy projekt Julii Doszny i Antoniego Pilcha. "Kolbergowskie pejzaże znad Sanu" to świadome sięgnięcie do spuścizny Oskara Kolberga w ujęciu na swój sposób neofolkowym. Nagranie zrobione bez żadnych efektów komputerowo nakładanych, bez obróbki studyjnej. Lutnia, która na płycie jest jedynym instrumentem, kojarzona jest bardziej z muzyką dworską i dawną. Tu tworzy akompaniament do pieśni mających swój rodowód w tradycji ludowej. Antoni Pilch, który na tej płycie gra na lutni (i śpiewa razem z Julią) poczas koncertów tego duetu zwracał uwagę słuchaczy na bardzo płynną granicę między muzyką dworską i ludową. "Odważna to teza" - przemknie przez myśl, ale słuchając tych nagrań oraz spoglądając szerzej na to, co powiedział - ma to sens.
Na pierwszy rzut oka ten krążek nie ma nic wspólnego z irlandzką przesyłką, jednak przy dokładniejszym wczuciu się w klimaty płyt podobieństwa zaczęły się nasuwać. Otóż Julia Doszna, podobnie jak Brendan Monaghan, od lat w muzyce robi swoje, bez patrzenia na trendy, mody czy listy przebojów. Julia i Brendan zawsze byli i są sobą - i są rozpoznawalni po pierwszych nutach swoich utworów. Brendan jest Irlandczykiem - sięga do muzycznej spuścizny swojego kraju po swojemu - ale świadomie. Tak, jak to czuje, tak, jak to chce zagrać. Julia podobnie - jest Łemkinią, a jej interpretacje pieśni łemkowskich są charakterystyczne dla niej, i tylko dla niej.
I Brendan, i Julia odeszli od stricte-ludowego brzmienia na rzecz własnych interpretacji. Oboje są otwarci na muzykę, oboje nie są "mainstreamem". Oboje nagrali płyty, których doskonale mi się słuchało i które na stałe zagoszczą w moich fonograficznych zbiorach.
A ja życzyłbym sobie więcej takich przesyłek w nowym roku.