YAPA za nami

Pofestiwalowa refleksja jurora
Tomasz Borkowski, 28 marca 2010
Publiczność Yapy 2010
Fot. Tomasz Jurek
W Łodzi po raz 35 odbył się Ogólnopolski Studencki Przegląd Piosenki Turystycznej YAPA. Ten zasłużony dla muzyki szlaków festiwal wciąż wyznacza standardy dla innych tego typu imprez.

Poziom konkursu Yapy 2010 nie wskazywał na zrazu wieszczony przez wielu z niepokojem, później odnotowywany ze smutkiem,  a następnie wspominany z rozczarowaniem już od lat kryzys gatunku. Niezależnie od tego, którą z kontrowersyjnych nazw – w rodzaju „poezji śpiewanej” czy „piosenki turystycznej” - ten gatunek określić, ogół wykonawców prezentował jednak całkiem wysoki standard wykonawczy, choć do tematów spornych należało, czy wyższy niż w roku ubiegłym, czy też przeciwnie. Oczywiście, jak na każdym tego typu festiwalu, znaleźli się wykonawcy stanowiący głównie „ciekawostki”, stanowiący pożywkę dla spontanicznych reakcji publiczności, ale niekoniecznie dostarczający wysokiej klasy doznań artystycznych - jedni zostali za swą charyzmę docenieni przez jury i publiczność, dla innych próg akceptacji okazał się zbyt wysoki. Co ciekawe, podobnie jak rok temu, dały się w konkursie zauważyć zespoły, których twórczość - acz technicznie bardzo dobra – daleko odbiegała od gatunkowej tematyki, jaką zwykliśmy wiązać z Yapą. Ponownie pojawili się także wykonawcy bardzo doświadczeni, których miejsce widzieć by należało bardziej wśród „gwiazd” przeglądu niż uczestników konkursu. Takim był choćby zespół QSZ, który zdobył pierwsze miejsce ex aequo z młodym zespołem Chwila Nieuwagi. Jury nie odnotowało jednak w tym roku żadnego scenicznego zjawiska ani artystycznej osobowości, które wybijałyby się ponad pozostałe w stopniu porównywalnym do zeszłorocznej zwyciężczyni Grand Prix, Basi Beuth. W dość zgodnie sformułowanym werdykcie, jurorzy uhonorowali tym razem ponadto zespoły Rozdwojenie Jaźni (II nagroda) oraz Myśli Rozczochrane Wiatrem Zapisane (miejsce III).

Konkursu podsumowanie

Warto odnotować, że większość zespołów konkursowych posługiwała się nader rozbudowanym instrumentarium - w tym roku szczególnie dała się na przykład zauważyć zwiększona obecność instrumentów dętych. Zjawisko to budziło wśród uczestników Yapy skrajne opinie - z jednej strony doceniano rosnący profesjonalizm wykonawców, z drugiej wyrażano obawy, na ile Yapa pozostaje jeszcze w tej sytuacji de facto przeglądem piosenki turystycznej, jak to zapisano w jej pełnej nazwie, skoro coraz bardziej rozbudowanych aranżacji nie da się już zbyt łatwo przenieść do warunków „ogniskowych” czy „schroniskowych”. Na ile są to obawy uzasadnione, można dyskutować. Znacznie bardziej jednoznaczną ocenę można natomiast wyrazić względem poziomu literackiego piosenek. Po pierwsze, znaczna część wykonawców konkursowych poszła w tym roku na łatwiznę, opierając swoje utwory muzyczne na dorobku uznanych lub, co gorsza, tylko znanych poetów, a nawet sięgając po covery z turystycznej klasyki i nie usiłując pokusić się o autorski repertuar. Wcale nie lepsza ocena należy się tym, którzy pod tym względem na łatwiznę nie poszli; poziom zdecydowanej większości tekstów autorskich pozostawiał wiele do życzenia, choć zdarzyło się kilka pozytywnych wyjątków. Być może jednak należy to zapisać na karb tyleż rozpowszechnionego, co nieuzasadnionego przekonania, że piosenka to głównie muzyka, zaś teksty można traktować po macoszemu.

Trochę o koncertach nocnych

Zespoły występujące w koncertach nocnych nie zawiodły oczekiwań. Poza ulubieńcami łódzkiej publiczności, na stałe wpisującymi się już w coroczny program Yapy, pojawiło się też kilku „dinozaurów”, EKT Gdynia, Jurek Bożyk, Andrzej Koczewski, Grupa R, Leszek Kopeć, Leonard Luther czy Grzmiąca Półlitrówa. Wymienieni - czy to w uwspółcześnionym, czy też tradycyjnym aranżu, pokazali młodszej części widowni zarazem klasykę jak i klasę. Świetnie i absolutnie nie gorzej niż klasycy zaprezentowali się też młodsi lub nieco rzadziej występujący na Yapie wykonawcy: Słodki Całus Od Buby, Tomek Jarmużewski z zespołem, Dom o Zielonych Progach, Ze Starej Szuflady, Saskia, Siudma Góra czy Na Bani. Tu szczególnie warto podkreślić koncert Siudmej Góry, która miała podczas festiwalu oficjalną premierę swojej pierwszej, dobrze przyjętej płyty pt. „Daleko do gwiazd”.

Słowo na koniec

Trzeba podkreślić, że Yapa od dłuższego już czasu wyznacza standardy w zakresie organizacji tego typu imprez. Choć przygotowywana głównie wysiłkiem wolontariuszy, stanowiących jednak obecnie bardzo liczny zespół, podzielony na precyzyjnie wyspecjalizowane grupy, bez trudu spełnia wyśrubowane wymagania dotyczące imprez masowych, nie tracąc przy tym - co dotknęło niejeden inny festiwal - „klimatu” i nadal zachowując przede wszystkim charakter wspólnej zabawy. Zarówno - jak zwykle liczna i żywiołowo reagująca nawet o 5:00 rano - publiczność zgromadzona na sali koncertowej, jak internauci mający możliwość śledzić to wydarzenie w domach, mimo nielicznych acz nieuniknionych w takim przedsięwzięciu usterek, mogli obserwować pokaz pełnego profesjonalizmu, począwszy od warunków technicznych występów, na ich znakomitej oprawie scenograficznej kończąc. Tę Yapę można bez żadnej przesady uznać za bardzo udaną.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu