W Rzeczpospolitej Kolberga

4. Wszystkie Mazurki Świata
Witt Wilczyński, 29 kwietnia 2014
IV Wszystkie Mazurki Świata
Fot. Anna Wilczyńska
Tegoroczna edycja mazurkowego festiwalu zbiegła się z obchodami Roku Oskara Kolberga, co nie pozostało bez wpływu na program imprezy. Było długo, różnorodnie, tanecznie i ciekawie. A publiczność co roku nie zawodzi.

"Mazurki" wystartowały w wielkanocny poniedziałek, dzień później, stołeczny MCKiS gościł konkurs "Stara Tradycja" dla zespołów i wykonawców muzyki tradycyjnej. Podobnie jak w latach ubiegłych zróżnicowanie regionalne było spore, w szranki stanęła nuta i z gór, i z nizin. Konkurs rozpoczęła mazowiecka Parura, wyrosła na bazie brzmień Radomszczyzny. Moją uwagę przyciągnęli jednak goście z gór - młody heligonista Jakub Tlałka, Kapela z Orawy oraz Młoda Ziemia Suska najbardziej chwyciły mnie za serducho swoją świeżością, szczerością i energią. Ciekawie wypadły również nowohuckie góralki z zacięciem wokalnym zbliżonym do Bałkanów i śpiewów ukraińskich (grupa Hamernik). Dziewczyny wręcz wprowadziły szyby MCKiSu w wibracje. Ulubieniec publiczności, łódzka grupa DiaBuBu (w pewnym sensie i bez żadnej obrazy: akustyczne pra-discopolo), zagrali niczym rodzimi Lautarzy, grający do tańca nutkę łęczycką bez śmiertelnej powagi, za to z biglem i humorem.

W mej pamięci pozostał także projekt Joanny Sarneckiej i Macieja Harny (sanockie), wielkopolanie - Kapela Przewłockiego oraz Kapela z Kociny. Każdy z wykonawców był inny.

Jak celnie zauważył Janusz Prusinowski w czasie ogłaszania werdyktu jury, ponad 100 zgłoszonych kapel w ciągu czterech lat to nie jest "ziemia niczyja". Ciekawostką było odrzucone niestety zgłoszenie z Londynu od muzyka wykonującego mazurki na gitarze elektrycznej, chciałbym to usłyszeć kiedyś na żywo.

Po przerwie zagrała Kapela Maliszów, laureaci zeszłorocznego konkursu. Do tańca, z nieskrępowaną ludową energią, gdzie nie było granicy scena-widzowie tylko regularna, ludowa potańcówka.

Środowy wieczór upłynął na Zamku Królewskim. Dwuczęściowy koncert poświęcony był Polsce Północno-Zachodniej. W moim odczuciu Kujawy trochę rozczarowały, głównie przez zbytnią statyczność i niedopasowanie miejsca koncertu. Kapiąca złotem, dusznawa sala zamkowa zupełnie nie współgrała z tradycyjną, ludową nutą - ot przysłowiowy "wół i kareta". Druga część, rodem z Wielkopolski i rozpoczęta przez Zespół Folklorystyczny z Domachowa, była znacznie żywsza, bardziej autentyczna i z przytupem przyprawiającym o lekkie palpitacje obsługę zamku.

Poniżej fragmencik występu Biskupian z Domachowa:

Swoją drogą skojarzyło mi się ze sceną z serialu "Janosik", gdy górale najpierw grali dworsko, a potem w sposób właściwy dla siebie. Gdy jednak do głosu doszedł znów projekt rekonstruujący repertuar śpiewaczki Franciszki Ciesiołkowej, dynamika koncertu znów nieco"siadła" - chwila na oddech.

W czwartkowy wieczór, już w miejscu bardziej pasującym do fesiwalu, w Centrum Artystycznym "Sen Pszczoły" (dawna fabryka wódek Koneser), słuchacze koncertu powędrowali do "Krainy Północno-Wschodniej" Kolberga. Podobnie jak poprzedniego dnia, koncert podzielony był na dwie części. Przed widzami zaprezentowała się m.in. Wołoczebna Kompania Śpiewacza z Podlasia, śpiewaczki Weronika Zubowicz, Marta Urban-Burdalska i Julita Charytoniuk, taneczni Chłopcy z Nowoszyszek oraz Ania Broda z zespołem, rekonstruująca muzykę z Warmii i Mazur. Przyszedł czas również na gości zza granicy: fenomenalną śpiewaczkę z ukraińskiego Polesia - Dominikę Czekun z uczniami; młody zespół Mindrė z Litwy z archaicznymi pieśniami sutartines (na zdjęciu powyżej), oraz na koniec białoruskie Na Taku, grające na skoczną nutę. Po koncercie zabawa w klubie festiwalowym trwała do późnych godzin nocnych.

A tak zabrzmiała Dominika Czekun:

W piątek nastąpił dalszy ciąg eksploracji Kresów Wschodnich dawnej Rzeczpospolitej, z małym "wypadem" na południe. Przedstawienie muzyki tych ziem było trudnym zadaniem, ponieważ, jak przypomniała kuratorka koncertu, Maniucha Bikont, Kolberg upodobał sobie ten rejon i zebrał tu mnóstwo materiału.

W trakcie wieczoru wiele razy przekraczano granicę współczesnej Polski - udawaliśmy się raz na Huculszczyznę, potem na Lubelszczyznę i Rzeszowszczyznę, a elementem łączącym te światy była lira i grający na niej Andrij Ljaszuk, który wykonał pieśni z Wołynia, Podola ale i Lubelszczyzny. Perełką wieczoru był występ zespołu Huculi oraz Susanny Karpenko z repertuarem łemkowskim i bojkowskim. Trochę słabiej niż się spodziewałem wypadła muzyka podhalańska - Jan Karpiel Bułecka z zespołem Zakopiany i zaproszonym dudziarzem ze Słowacji. Brawa należały się śpiewaczce Janinie Chmiel z Janowa Lubelskiego i towarzyszącej jej Ewie Grochowskiej.

Z niesamowitą energią zagrała na sam koniec melodie żydowskie Kapela Brodów, przy których publiczność spragniona ruchu śmiało ruszyła w tany. Tańce z Brodami trwały też poza oficjalną częścią koncertu, bo zespół kontynując granie naturalnie przeniósł nas do klubu festiwalowego.

W sobotę wieczorem na Pradze ruszyła Noc Tańca, poprzedzona całodniowym targowiskiem instrumentów, które już na stałe wpisało się w program "Wszystkich Mazurków Świata", a z roku na rok pojawia się na nim coraz więcej ludowych cudeniek.

PS.

Do "Rzeczpospolitej Kolberga" dopasowała się także południowa grupa piłkarskiej IV ligi mazowieckiej. W sobotę rano, w strugach deszczu, na stadionie PKS Radość odbył się mecz, w którym miejscowi podejmowali drużynę... Oskara Przysucha!

Swoją drogą, gdyby Oskar Kolberg żył dziś, to z pewnością zbierałby i spisywał także pieśni stadionowe.

IV Festiwal "Wszystkie Mazurki Świata", 21-26.04.2014, Warszawa

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu