Valravn w Katowicach

Tradycyjne brzmienia w elektronicznych mixach
Kamil Piotr Piotrowski, 10 lutego 2010
Valravn w Katowicach
Fot. Kamil Piotrowski
Na taką gratkę koncertową na Śląsku czasami trzeba długo czekać. Trzy świetne zespoły folkowe, których jeszcze nie miałem okazji na żywo posłuchać i to w jednym miejscu i czasie. Warto było się ruszyć!

Nie mogłem wyjść z podziwu, że na tak poważnym festiwalu jak "Ars Cameralis Silesiae Superioris" zorganizowano wieczór folkowy, i to jaki! Widocznie folk zyskuje na wartości - dobrze.

Właściwie magnesem dla mnie był koncert Żywiołaka. O ich nowej płycie "Nowa Ex-tradycja" głośno było w mediach. Częściowo za sprawą zwycięstwa w konkursie "Wirtualne Gęśle" ale przede wszystkim za sprawą wspaniałej muzyki, jaką stworzyli. O Valravn nie wiedziałem zbyt wiele, tyle co zdążyłem posłuchać w necie. Ostatni z zespołów występujących tego wieczora, Kabbalah był mi zupełnie nieznany.

Valravn zjawili się w Polsce po raz drugi, i po raz drugi wystąpili na jednej scenie z polskim Żywiołakiem. Ich przyjazd zbiegł się z promocją nowej płyty "Koder pa snor".

Pierwsze muzyczne wrażenia bardzo dobre, mocne brzmienia, rzeczywiście bogato inspirowane skandynawską muzyką ale... Valravn słynie z tego, że te tradycyjne nuty mixuje z nowoczesnymi barwami, bawi się samplami, dodaje, miesza. To broszka Christophera Juula. Na scenie zainstalował sporo elektroniki (no i centralnie Maczka ;)), założył słuchawki i "pojechał".

Uzupełniali go doskonali muzycy. Juan Pino zadbał o odpowiedni rytm, grając na bębnach i instrumentach perkusyjnych (solo na bębnie było imponujące). Martin Seeberg co rusz zmieniał skrzypce na jakiś flet, z jego małej kolekcji, albo na... drumlę. I słychać było, że grę na każdym z instrumentów opanował bardzo dobrze. Moją uwagę przyciągała jednak lewa strona sceny, gdzie spokojnie robił swoje Soren Hammerlund. Albo dźwiękami swojej liry korbowej dodawał muzyce pewnego rodzaju mistycyzmu i mocy, albo na bouzouki poddawał się żywszym rytmom, biegle wygrywając nawet najbardziej skomplikowane przebiegi.

Gwiazdą wieczoru była oczywiście wokalistka Anna Katrin Ossursdóttir Egilstrod. Ania zapowiadała każdy utwór po angielsku, więc zgromadzona publiczność (zdecydowanie zawyżałem średnią wieku) mogła poznać jego historię. A jak ona śpiewała. Solistka Valravn ma bardzo mocny głos i potrafi zrobić z niego użytek. Albo snuła delikatną opowieść, by znów niespodziewanie zaskoczyć mocą brzmienia. Jest też dobrą interpretatorką. Stworzyła w katowickim kinie Rialto wspaniały klimat. Na scenie, w kilku utworach, gościnnie wspomogła ją Maria Franz z Norwegii. Oczywiście zagrali kilka utworów z pierwszej płyty, ale to te z nowej przekonały mnie do Valravn. Tytułowy "Koder pa snor", mój ulubiony "Keeling" czy wręcz transowy "Kroppar". Zarówno teksty (oczywiście część oparta o skandynawskie legendy) jak i muzyka, to w większości twórczość własna zespołu.

Nie dziwi mnie teraz, że Żywiołak i Valravn przypadli sobie do gustu. Łączy ich bowiem bardzo wiele. Nowe płyty jednego i drugiego zespołu nie schodzą z mojego odtwarzacza, choć to nie do końca to, co koncert na żywo.

 

Dzień folkowy "Ars Cameralis Silesiae Superioris
koncert Żywiołak, Valravn, Kabbalah
Katowice, kino "Rialto" 24.11.2009 r.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu