Majówka na Trójstyku

Mimowolnie szukając etno cz.2
Witt Wilczyński, 9 maja 2014
Fot. Witt Wilczyński
Kilka majowych dni przeplatanych było zmienną pogodą, od pełnego słońca po rzęsiste opady. Był to jednak świetny czas, by skoczyć w teren poszukać etno, tym razem poza stolicą.

W lipcu 2013 mimowolnie szukaliśmy etno w niedzielne popołudnie w Warszawie. Początek maja roku 2014 przypomniał mi o tym, by tym razem zdecydowanie "hledat/hľadať" jako, że majówkę spędzaliśmy w Kolybie w Zwardoniu, miejscu, które folkowi i turystyce jest bardzo przyjazne. Leży ono w rejonie t.zw. "Trójstyku", czyli miejsca, gdzie zbiegają się granice Polski, Czech i Słowacji.

Aby uniknąć tłumów na pogranicze dotarliśmy już 30 kwietnia i bez zwłoki ruszyliśmy w teren. Tak po prostu - i podobnie jak w lipcu w Warszawie, etno samo nas znalazło. Wędrując ze Zwardonia do Rajczy droga nasza wiodła przez wieś Sól. Tutaj szczęście uśmiechnęło się do nas przy zabytkowej dzwonnicy loretańskiej - lokalny dzwonnik zgodził się otworzyć ją i pokazać od środka, demonstrując także bicie na trwogę burzową:

Dzień później ruszyliśmy po raz pierwszy w czasie tej majówki na Słowację. Siłą rzeczy przez długie Skalite, które o tej porze roku obfitowało w tzw. "mojki" (jak to miejscowi określali) czyli maiki, ustawiane przed wieloma chatami i domkami. Tradycja, która po polskiej stronie praktycznie zanikła, na Słowacji wciąż jest bardzo silna, choć głównie już w wioskach niż miastach. W Skalitem maik stał nawet przy stadionie piłkarskim klubu TJ Slovan. W Czadcy maików było już zdecydowanie mniej. Za to napis na murze, przy zamieszkałej przez Cyganów uliczce Moyzesovej (obficie tego dnia zamiatanej przez dzieci), świadczył, że na topie jest tam obecnie Beyonce... Szkoda, że czadeckie muzeum (nota bene położone przy tej samej ulicy) otwarte jest w dość chimerycznych godzinach, także tym razem musieliśmy obejść się smakiem. Samo miasto było tego dnia dość wyludnione, mimo mających odbyć się tego dnia lokalnych derbów piłkarskich między drużynami FK Czadca i Javornika z nieodległego Makova (zakończonego remisem 0:0). Długiej historii związanej z maikami wysłuchaliśmy od mieszkańca Oszczadnicy, który wracał z nami lokalnym autobusem po meczu. A że na autobus trza było czekać dobrą godzinę, to mieliśmy na to czas. Maiki stoją około miesiąca (najczęściej przed chatą, gdzie jest panna na wydaniu) i później odbywa się zakrapiana impreza, podczas której ów maik jest ścinany, a drewno wymieniane z chętnymi na nie na napoje procentowe lub inne dobra doczesne.

2 maja w Koniakowie miało miejsce Tradycyjne "Mieszanie Owiec" i pierwsze odpalenie góralskiej watry. Mieszanie owiec przed wyjściem na hale nadzorował pomysłodawca zeszłorocznego Redyku Karpackiego baca Piotr Kohut, który wedle prastarej tradycji okadzał owieczki ziołami odganiając w ten sposób złego, który mógłby szkodzić w czasie wypasu. Całości przygrywała kapela góralska. Gdy tylko ceremonia zakończyła się, spadł rzęsisty deszcz omywając szosę... Wcześniej nie odmówiliśmy sobie wizyty u trombiciarza.

3 maja przywitał nas mgłą i mżawką. Nie przeszkodziło to nam jednak w samochodowej wycieczce z włodarzem Kolyby po Słowacji śladami Janosika. W ten sposób dotarliśmy aż do Terchovej, wcześniej odwiedzając m.in. Starą Bystricę. W drodze powrotnej czekały nas atrakcje związane z drewnianą zabudową Sztefanovej, gdzie w jednej z karczm można spotkać zabytkowe, drewniane organy i zagrać na nich, racząc się następnie lokalnymi specyjałami kulinarnymi. Ze względu na panującą mgłę zrezygnowaliśmy z wjazdu kolejką na szczyty we Vratnej, ale przy skałach przypadkiem spotkani Słowacy w uznaniu za zrobienie im zdjęć zbiorowych pod skałami uraczyli nas śliwowicą. W Czadcy zostałem na kolejny mecz Mistrzostw Regionu (IV poziom rozgrywek) gdzie tym razem mecz z  MŠK Kysucké Nové Mesto obfitował w śpiewy wiernej grupki kibiców przez cały mecz, który zakończył się zwycięstwem Czadcy:

a rozgrywki w Czadcy nie były jedynymi na jakie można było się załapać w okolicach Trójstyku na początku maja w ramach turystyki stadionowej, jako, że i po polskiej stronie też się działo (np. w Rajczy czy Milówce).

Na deser poszliśmy na rzeczony Trójstyk, korzystając z faktu, że był to poniedziałek i tłumów nie było:

A następnie w Jaworzynce spotkaliśmy bardzo sympatyczną starszą panią, która ubolewała nad zanikiem tradycji maikowych po polskiej stronie. I tak wędrując górami i podziwiając różnorodność przysiółków Jaworzynki zastał nas czas powrotu do codziennej rzeczywistości. Warto jednak było pohledać etno na południowym pograniczu i naładować akumulatory przed "Nową Tradycją"!

 

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu