Głosy Europy

Białoruskie Polesie w Instytucie Teatralnym
Witt Wilczyński, 4 kwietnia 2013
Spektakl Olmany Interludium
Fot. Witt Wilczynski
Na stadionie narodowym Orły męczyły się niemiłosiernie ze Zborną Ukrainy, a w kameralnym Instytucie Teatralnym odkrywało swój urok Białoruskie Polesie. Dwie poważne imprezy o wspólnym mianowniku - Wschodnia Słowiańszczyzna.

Wygrali ci, którzy wybrali Instytut Teatralny, zamiast meczu. Spektakl "Olmany Interludium", poprzedzony dokumentem o poleskiej wsi Olmany był już pokazywany kilkukrotnie, w tym po raz drugi w Warszawie. Powstał on w oparciu o nagrania i materiały zarejestrowane na Białorusi w latach 2011-2012 w ramach projektu "Głosy Europy. Tradycyjne pieśni Polesia we współczesnej kulturze - polsko-białorusko-ukraińska współpraca artystyczna". W ramach tego przedsięwzięcia zrealizowano powyższy film, spektakl oraz wydano płytę "Polesie - na skraju bagien". Prezentacja spektaklu nałożyła się na mecz polskiej reprezentacji piłkarskiej z Ukrainą oraz koncert ukraińskiej Perkalaby w CDQ - a mimo to sala Instytutu Teatralnego była dość szczelnie wypełniona. Kto przybył, miał okazję doświadczyć magii Polesia na tyle, na ile jest w stanie ją przekazać dobrze zrobiony film dokumentalny oraz żywa pieśń.

Wieś Olmany położona jest w miejscu nieprzypadkowym. Jest to teren, gdzie styka się ze sobą wiele granic - czy to państwowych (Ukraina/Białoruś) czy ludowej mistyki i codziennej walki o byt. Ten bagnisty skrawek ziemi, gdzie uchowała się archaiczna pieśń, gdzie wciąż żywe są stare legendy i obrzędowość, wymaga szacunku i od rdzennych mieszkańców, i od tych, którzy trafili tam po raz pierwszy. Uszanowany, odkrywa swe tajemnice - tak jak przed reżyserką filmu, Jagną Knittel oraz zespołem Z Lasu, w składzie którego usłyszeć można było Maniuchę Bikont z Dziczki, i Julitę Charytoniuk z Południc, i Annę Jakowską z Werchowyny, i wspomnianą Jagnę Knittel - pomysłodawczynię całego projektu.

Swego czasu pisałem o tym, że w działaniach teatralnych folk i kultura ludowa w dużej mierze traktowane są jak ornament, obdarte z pierwotnego znaczenia. W przypadku "Olmany Interludium" jest chwalebnie inaczej. To reżyser, Przemysław Wasilkowski, słuchał, co miała do powiedzenia kultura ludowa (poprzez pieśń) oraz jakie sugestie miały uczestniczki projektu, obeznane z kulturą tradycyjną Polesia. Widać było, że reżyser zwracał uwagę, jak brzmiała dana pieśń i głęboko przemyślał, w jaki sposób połączyć ją z ruchem scenicznym. Dzięki temu udało się zebrać elementy koncertu, projekcji multimedialnej, lekkich efektów pirotechnicznych i tańca w jedną, naturalną całość. Cieszy taki efekt końcowy, gdyż trudno jest przedstawić na scenie właściwy kontekst towarzyszący takiemu zjawisku kultury ludowej, jakim są pieśni tradycyjne. 

Koncerty pieśni tradycyjnych bardzo często są statyczne, zespoły po prostu stoją i śpiewają. Tym razem za śpiewem podążał ruch, obraz i ogień. Przez to, specjalnie wybrane do spektaklu najstarsze pieśni obrzędowe nabrały nowego znaczenia - ale bez pozbawiania ich pierwotnego wydźwięku. Nie zabrakło też i pieśni lirycznych, co urozmaiciło pokaz. Wyboru dokonała Jagna Knittel oraz osoby z zespołu, które wraz z nią jeździły na Polesie i zbierały materiał muzyczny, czyli Maniucha Bikont i Ewa Grochowska. Opiekę muzyczną nad spektaklem zapewniła kolejna uczestniczka projektu, etnomuzykolog i liderka białoruskiego zespołu Guda - Olga Jemieliańczyk.

Był to niewątpliwie ciekawy eksperyment, a samo wydarzenie reklamowano jako "próbę znalezienia formuły na pracę z pieśniami tradycyjnymi na scenie" -  co się w pełni udało.

"Olmany Interludium", 22.03.2013, Instytyt Teatralny, Warszawa

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu