Bhangra, Kompania, Fanfary, Tołhaje i inni

Zimowa retrospekcja folkowa
Witt Wilczyński, 16 lutego 2019
Fot. Witt Wilczyński
Zimową porą sale koncertowe i kluby nieco bardziej tętnią życiem. Nam udało się trochę tego pulsu podłapać, m.in. na koncertach muzyki tradycyjnej, folkmetalowej, bhangry, mediewalnej, brassowej i etno-jazzrockowej.

Czas zatem na prezentację!

Etnorockowa bhangra

Tym razem folkową retrospekcję zaczniemy od ciekawego festiwalu „Radio Azja”. Podczas czterech dni wydarzenia, na ośmiu koncertach można było poznać nietuzinkową sceną alternatywną m.in. z Japonii, Sri Lanki i Indii. Nam czas pozwolił na piątkowe (7.12) szaleństwa z indyjską bhangrą w wydaniu folkrockowym. Tego dnia w stołecznym klubie Pogłos – drzewiej był to CDQ, znany m.in. z hucznych małanek i innych ukraińskich imprez (czytaj też Ukraińskie Andrzejki) – zagościła wesoła ekipa RSVP Bhangra. Wyluzowani na maxa, zagrali wybuchowo-odlschoolowy mix tradycyjnej bhangry, bluesa, etno-humppy i muzyki barowo-tanecznej opartej na rock n'rollu. Ekipa, będąca indyjskim odpowiednikiem Baobab Orchestra i naszego rodzimego Meltradu nie przejmowała się specjalnie, że coś nie stroi czy, że postindustrialna sala „dudni” – grali do zabawy, z duuuużym poczuciem humoru, a ponad godzinny show mocno rozbujał pomalowane na czarno przestrzenie Pogłosu. Po krótkiej przerwie nastąpiła „gorączka parkietowa”, gdy „za gałkami” pojawił się Indian Man! Jego set didżejski był dobrze przemyślaną fuzją bhangry, hip-hopu, motywów i sampli z różnych hitów dyskotekowych, łącznie z retro-klasykami takimi jak „Billie Jean” czy „Ice Ice Baby”, ale też kultowym „Mundian to Bach Ke” – a to wszystko w etno-dyskotekowym i żywiołowo-radosnym sosie. 

Między tradycją, a poezją

W ramach ostatniego w ub. r. „Folkowego Bemowa” na scenie BCK-u zagościł Janusz Prusinowski z Kompanią. Panowie zagrali przede wszystkim dźwięki z nowego albumu „Po śladach”, świetnie krzyżując tradycyjną nutę Polski nizinnej z autorską wizją tejże zagranej z mistrzowskim sznytem. Do tego szczyptę poezji - m.in. cytat z „Sonetów Krymskich” zaprezentowanych z neofolkową otoczką, trochę niezłych fanfar i szczyptę Szkocji (skojarzenie z ÓIR jak najbardziej na miejscu), troszkę nastrojowego walczyka... W ten sposób godnie pożegnany został rok 2018.

Grunt to bunt

Rok 2019 rozkręcał się powoli. My zaczęliśmy go koncertowo w środę, 9 stycznia, od bardzo kameralnego, stołecznego przeglądu festiwalu „Rock na Bagnie”, będącego jednocześnie edycją cyklu „Grunt to bunt”.  Sam fest odbędzie się na początku lipca na plaży miejskiej w Goniądzu – a już teraz wiele kapel staje w muzyczne szranki. Czasem trafia się kapela mająca w repertuarze folk – tak było tym razem w stołecznym klubie Mechanik. Piaseczyńska Łysa Góra reprezentowała nutę heavy-folkową i to bardzo udanie!  Tego dnia publiczność stanowili głównie znajomi kapel i ich członkowie oraz obsługa baru i klubu, przez co gig rozkręcał się wolno. Jako pierwsi na scenie zagrali, bardzo wtórni brzmieniowo,  hardrockowi The Bells. Następnie powiewu świeżego powietrza dostarczyła metal-core'owa grupa Impact z bardzo dynamicznym, nieźle rapującym wokalistą. Później ta właśnie załoga rozkręcała pogo podczas seta Łysej Góry. A ten był znakomity! Pierwotnie, ze względu na czas i opóźnienie, miało być krótko – ale i tak  skończyło się jeszcze na dwóch bisach. Było przekrojowo – na początek Oj na stawu powoli oderwało ludzi od szklanic, przy trzeciej Zoriuszce zaczął się ruch pod sceną, a gdy poleciało Ripni Kalinke pogo było już całkiem dobrze rozkręcone. Lipkę zielonąSiadaj nie gadaj w dużej mierze odśpiewane były przez publiczność – a bisy to już był wulkan energii! 

Na lewym i prawym brzegu Wisły

Mimo zimnej aury, 12 stycznia w stolicy był gorący! Najpierw na lewym brzegu Wisły, w sali widowiskowej Ośrodka Kultury Ochoty tegoroczny cykl „Energia Źródeł – Folkowe OKO” otworzył reaktywowany, lubelski Odpust Zupełny. Obecny skład zespołu pokrywa się w 100% z Orkiestrą św. Mikołaja – ale muzyka i wizerunek sceniczny to trochę inna bajka. Nieortodoksyjne podejście do muzyki dawnej nadało koncertowi charakter z jednej strony kabaretu muzycznego – z drugiej świetnie rozszerzyli analitycznie brzmienia jarmarczno-kuglarskie na czasy współczesne. Rockowa sekcja rytmiczna naprawdę dobrze zgrała się z dawną liryką rycerską i szesnastowieczną poezją polską, a także folkow0-mediewalnym zacięciem – wszak to przecież niezmordowani Mikołaje! Tyle, że w kapturach, he, he... Po koncercie zespół cierpliwie odpowiadał na pytania publiczności w dyskusji moderowanej przez dziennikarza radiowej Jedynki, Adama Dobrzyńskiego.

Piękne jest koło rycerskie... brzmiało jeszcze w głowie, gdy jechaliśmy na drugi koniec Warszawy, by zdążyć na „Bałkańskiego Sylwestra” z międzynarodową obsadą DJ-ską i ponowną wizytą w Warszawie północno-rumuńskiej Fanfary Transilvania.

Na dwóch scenach Małej Warszawy (czyli dawnej Fabryki Trzciny) wrzało! DJe (m.in. Duże Pe, Balkan Valkan, Warsaw Balkan Madness i Vilcinescu) zapodawali niezniszczalne bałkańskie miksy od czałgi, turbofolku i manele, po balkanbeat i brassy. Na dużej scenie ponad dwugodzinny show ekipy Nicolae Galana (rozmowa z nim tutaj: Jesteśmy orkiestrą cygańską) spowodował, że na zewnątrz klubu topniał śnieg aż do samego Dworca Wschodniego – nie tylko od Kałasznikowa i brassowych wersji światowych hitów, ale przede wszystkim od autentycznych, cygańskich rytmów. Na koniec gigu zespół, zgodnie z bałkańską tradycją wyszedł do publiczności, robiąc długą rundę wśród tańczących. Impreza nakręcana później przez WBM i Balkana Valkana trwała do świtania i była frekwencyjnym hitem tego weekendu! Zresztą sami zobaczcie:

Bieszczadzkie impresje

Na zakończenie tego odcinka retrospekcji docieramy 27 stycznia, na koncert Tołhajów w warszawskim BOK-u. Był magią dźwięku i nastrojów, łączących w sobie poszanowanie tradycji i energię awangardy. I nic dziwnego, że sala była wypełniona po brzegi, płyta „Mama Warhola” to jedno z najważniejszych wydawnictw muzycznych rodzimego folku w 2018 roku, co potwierdza nominacja do Fryderyka (czytaj: Tołhaje powalczą o Fryderyka). Od czasu wydania krążka „Stereokarpaty” minęło już sporo czasu, bo bieszczadzcy Tołhaje nieczęsto wydają albumy – ale jak już to zrobią, to jest to muzyczny brylant najczystszej wody! W ów niedzielny, zimny wieczór na stołecznych Bielanach zagościły łemkowskie klimaty w wydaniu na wskroś folk-progrockowym i etnojazzowym. Tołhaje w znakomity sposób połączyli artrockowo-psychodeliczne brzmienie lat 70. z łemkowską nostalgią, podkreśloną przepięknym głosem Marysi i wsamplowanymi, oryginalnymi fragmentami pieśni Julii – matki Warhola. Sam pomysł wziął się z tego, że rodzina Warholów była na swój sposób sąsiadami Tołhajów – przed emigracją mieszkali około 40 kilometrów od okolicy, z której pochodzi część obecnych członków zespołu. Tę informację, między utworami, przekazała publiczności wokalistka w jednej z zapowiedzi. Sam koncert rozpoczął się jednym z najstarszych kawałków Tołhajów – transowym A w niedziela rano. Następnie zabrzmiał materiał z najnowszego krążka, łącznie z utworem Oj pid lisom:

Był też jeden kawałek z repertuaru Velvet Underground, All Tomorrow's Parties, zaśpiewany przez Marysię po angielsku i zagrany po tołhajowemu, z lirą Maćka Korby, brzmiącą jak stare, dobre Hammondy. Często też akordeon prowadził muzyczny dialog z oldschoolowym brzmieniem klawiszy i cymbałowymi solówkami Mateusza Szemraja, a saksofon naśladował didgeridoo. Tołhaje wtrącili też szczyptę folkowego humoru, m.in. czwartym utworem z nowego krążka Oj pohnała baba dida

Dzięki bisom wyklaskanym przez publiczność, zabrzmiała cała nowa płyta, choć zespół pierwotnie tego nie planował. Nie zabrakło też kilku utworów dawniejszych, w tym skocznego i świetnie fanom znanego U Stefana. Co ciekawe, Janusza Demkowicza (obecnego na koncercie duchem) tym razem zastąpił młody basista, który bardzo dobrze dał sobie radę z czterema strunami. Po koncercie chwilę jeszcze trwało spotkanie z zespołem i wspólne pogaduchy z dawno niewidzianymi znajomymi. I tylko żal, że Tołhajów można usłyszeć w stolicy tak rzadko...

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu