Bez ludzi nie ma jubli

Milenium okiem naczelnego
Kamil Piotr Piotrowski, 17 października 2012
Plakat Folk24.pl
Fot. Monika Turska/Wojciech Małota
Jak ten czas pędzi! Dokładnie 16 października, o godzinie 20:01 minął tysięczny dzień odkąd pojawił się Folk24.pl. Gdy startowaliśmy wierzyliśmy, że robimy fajną rzecz, ale efekt przerósł nasze oczekiwania i nadal nas zaskakuje.

Jak większość z was pamięta, a może i nie, bo 1000 dni to szmat czasu, ruszyliśmy 20.01.2010 o godz: 20:01:20:10 (czasu folkowego ;D). Pamiętam jak dziś tę ekscytację, gdy po kilku miesiącach prac projektowych, testów, poprawek nacisnęliśmy ten magiczny guzik "start!". Się działo...

Na pomysł uruchomienia portalu folkowego wpadłem gdzieś na początku 2008 r. Nie bardzo tylko wiedziałem jak go nazwać, co fajniejsze domeny były już pozajmowane. Gdy na nowopowstałym Szanty24.pl przeczytałem w artykule Jolanty Gackiej coś w stylu: "nie będziemy się tu wgłębiać w tematy folkowe, bo nie jesteśmy Folk24" (mniej więcej), następnego dnia domena Folk24.pl należała już do mnie. Tak niechcący Jola stała się matką chrzestną portalu, którego wizja już się krystalizowała.

Pomysł nabrał kształtów podczas wypadu z Robertem Derdą (fotografem i designerem) na festiwal "Interceltic" w bretońskim Lorient. Obaj pracowaliśmy wówczas w jednej z warszawskich agencji reklamowych i obaj rozpoczynaliśmy przygodę z muzyką celtycką (ja do tego momentu żeglowałem głównie po akwenach szantowych). Festiwal w Lorient, pierwsza tak duża impreza, na której byłem, odkrył przed nami bogactwo muzyki "krain celtyckich" (oczywiście słuchałem jej dużo, ale odbiór jej na żywo w takiej ilości to było coś zupełnie innego). Byłem tym światem tak pochłonięty, że pierwszą rzeczą, którą chciałem zrobić po powrocie, to podzielić się zdjęciami i wrażeniami z innymi. Takie już zboczenie zawodowe. Niestety..., nie bardzo było gdzie.

Po powrocie wpadliśmy w wir pracy i dopiero mój powrót na Śląsk, odnowienie współpracy z Wojtkiem Małotą (z którym zaczynaliśmy w Szantymaniak.pl) sprawiło, że sprawa nabrała tempa. Był co prawda jeszcze jeden element, który dodawał nam motywacji, ale z perspektywy 1000 dni wydaje się dziś mało istotny - może przy innej okazji.

W ciągu 2009 roku wizja portalu rozwinęła się z opcji "tylko celtyckiej" (dlatego projekt graficzny portalu nawiązuje głównie do ornamentyki celtyckiej) do "folk szeroko rozumiany", bo już wtedy czuliśmy, że nasza scena folkowa będzie się rozwijać, że pojawią się na niej nowe "wątki" (world music podbijało świat, w PL rósł folkmetal), a i stare nabiorą nowej mocy (rozkręcały się - dosłownie ;) - Domy Tańca, pojwiały się nowe imprezy, stare zmieniały oblicze). A i nasza polska scena celtycka, prawdę mówiąc, trochę kulała w tamtym czasie.

Tym pierwszym miesiącom pracy towarzyszyło niesamowite uczucie "odkrywania" - nowych światów, środowisk, festiwali, ludzi i przede wszystkim muzyki. Poznawaliśmy polską scenę folkową od zera i trochę z dystansu (najwięcej działo się w Warszawie i Poznaniu, a my byliśmy... na Śląsku, totalnej folkowej dziurze - nie licząc szant i... "Celtów"). Ale ten dystans chyba pozwolił nam trochę okrzepnąć, wdrożyć się w temat. Mogliśmy ogarniać to całe bogactwo, krok po kroku.

Zanim odpaliliśmy Folk24.pl i sami nie zaczęliśmy zdobywać informacji, wiedzę o folku czerpaliśmy z istniejących już serwisów etno.serpent - prowadzonego przed Darka Anaszko, Folk.pl - Tadeusza i Jana Konadorów, czy folkowa.art.pl - Rafała Chojnackiego (z którym także znałem się z Szantymaniaka). Wszystkie były dla nas źródłem informacji, ale na wszystkich też czegoś brakowało, jeden brylował w njusach, na innym sprawdzaliśmy koncerty, a na jeszcze innym czytaliśmy recenzje płyt. Te, jak wiele innych muzycznych serwisów, stały się dla nas inspiracją, do tego - jaki portal chcemy stworzyć (a jakiego nie).

Dlatego w początkowym okresie działalności uważnie śledziliśmy jak zareaguje "konkurencja" na nasze pomysły, czy pojawienie się nowego gracza jakoś na nich wpłynie. Chyba wpłynęło, bo wkrótce parę zmian zaobserwowaliśmy u wszystkich (kilka takich, na które sami nie wpadliśmy - fajnie mieć "konkurencję"... zdrową).

Pamiętam jak dziś

te emocje związane z oczekiwaniem na odpalenie serwisu - ja z Wojtkiem na Śląsku, Robert w Warszawie (siła netu!). Pierwsze podglądanie statystyk. I ta ulga, że wszystko działa, że nie było żadnej wpadki technicznej, (pierwsza poważna awaria portalu zdarzyła nam się wczoraj :D), że ludzie zaglądają. Pierwszego dnia odwiedziło nas aż 108 osób, i uznaliśmy to za sukces, bo nie było żadnej reklamy, ot maile do znajomych. Po roku zajrzało do nas 34 tysiące czytelników, w kolejnym już 73, dziś w miesiącu czyta nas średnio 10 tysięcy osób, ale w sieci nic nie jest dane raz na zawsze. Szybko - co pokazał nam dobitnie przykład innego podobnego serwisu - można wszystko stracić.

Wystarczy tylko przestać się starać.

Na początku naszego, małego milenium cieszyliśmy się jak dzieci, gdy udało się opublikować tekst choć raz w tygodniu, później apetyty rosły, tematów przybywało. Mieliśmy wrażenie, że scena folkowa rośnie razem z nami - no kosmos niemal - im bardziej wgłąb, tym większy. W ciągu tych tysiąca dni portal nam się zmieniał. Wprowadziliśmy w niektórych artykułach wersje dwu-trzyjęzyczne, odpaliliśmy z wielkim hukiem profil na Facebooku (po weekendzie mieliśmy już kilka tysięcy fanów!), wreszcie dodaliśmy sklep. Wojtek z uporem maniaka wprowadzał nowe "zabawki" w panelu zarządzającym. Nie będzie żadną przesadą, gdy powiem, że dzięki niemu mamy jeden z najnowocześniejszych dziś paneli do zarządzania treścią i sklepem (myślę, że niejeden duży wydawca mógłby nam pozazdrościć). Ale też kilka działów musieliśmy zamknąć, nadal szukamy recenzenta płytowego i kompletnie nie wypaliła nam opcja "społecznościowa" (gdy pracowaliśmy nad portalem Facebook w PL dopiero stawał się popularny), ale jeszcze się nie poddajemy.

Na koncie mamy już patronowanie dużym wydarzeniom, takim jak m.in. koncerty Moi Brennan, Loreeny McKennitt, Lord of the Dance, Balkan Beat Box, zorganizowaliśmy sami kilka koncertów, udzieliło nam wywiadów paru "ważnych", wydaliśmy pierwszą płytę i mamy już festiwal, mały ale własny.

Ważnym dla mnie momentem było przejęcie domeny szanty24.pl i reaktywacja, upadającego już od jakiegoś czasu serwisu, od którego... prawie wszystko się zaczęło. Ot, historia zatoczyła koło.

Jak to w życiu bywa, z kilku pomysłów musieliśmy się też niestety wycofać. Jednym z nich było wydawanie profesjonalnego magazynu o muzyce folkowej, do którego robiliśmy już kilka podejść, ale jak na razie pozostaje on w sferze "do zrobienia". Na jakiś czas odłożyliśmy też działalność impresaryjną, ale powoli do niej będziemy wracać, bo uważamy, że polskie zespoły warto i należy promować, gdzie się tylko da. Mamy jeszcze wiele innych pomysłów i marzeń na kolejne tysiącdniówki. Zorientowaliśmy się, że niektórych nie uda nam się wdrożyć jako "firma", w tym roku powołaliśmy więc do życia Fundację Folk24.

Ale czego byśmy nie zrobili, nie zamarzyli, nie wdrożyli nie miałoby to żadnego znaczenia, gdyby nie ludzie, do których jakoś mamy szczęście. Szybko dołączyli do nas Ewelina, Basia, Witt, Ania, pojawiało się też mnóstwo osób chcących coś od siebie napisać. Dziś na liście autorów, współpracowników, widnieje ponad 50 nazwisk, wszyscy wsparli nas bezpłatnie! Z niektórymi współpracujemy do dziś, dla innych byliśmy tylko portem przystankowym - wszystkich bardzo sobie cenimy i mamy nadzieję, że jeszcze u nas zacumują.

Od samego początku działalności bardzo wspierał nas Wojtek Ossowski, człowiek-instytucja polskiego folku. Zapraszał do radia, opowiadał o nas w audycjach, pozdrawiał z eteru. Podobnie Darek Anaszko. Dzielili się wiedzą, doświadczeniem i materiałami, mówili o nas, pisali, promowali, mimo, że właściwie jesteśmy dla nich "konkurencją". Wielką radością, i przede wszystkim honorem, były ich pierwsze u nas teksty (a czekaliśmy na to ponad 900 dni). Mam nadzieję, że ta nasza współpraca, za którą z tego miejsca bardzo dziękuję - nadal będzie się rozwijać. Życzliwi nam od początku byli także Bogdan Wita, Maciek Szajkowski, załoga Galerii Folkowej (Paulina, Tadeusz, Jan), czy wreszcie nasi tegoroczni "wspierający" - Krzysiek Kubański z Agencji Fiesta (podróż z nim do Budapesztu to było coś!) oraz Kasia Adamska i Aldona Zawada ze Stołecznej Estrady (które nam zaufały i wytrzymały z nami na Skrzyżowaniu Kultur prawie tydzień!). "Szacun!".

Korzystając z okazji, koleżankom i kolegom z redakcji, naszym autorom, wszystkim zaangażowanym w tworzenie muzyki folkowej, jej promocję, tym, którzy jej słuchają i przede wszystkim czytają nasz portal - dziękuję za te pierwsze tysiąc dni, oby kolejne, sprawiały nam i wam wiele satysfakcji, w tym dalszym pchaniu wózka z napisem Folk24.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu