Dbam tylko o muzykę

Rozmowa z Bálintem Tárkány Kovácsem, liderem i muzykiem Tárkány Művek
Anna Wilczyńska, 11 grudnia 2012
Bálint Tárkány Kovács
Fot. Andras Vas
Bálint Tárkány Kovács zaczął naukę gry na cymbałach, gdy miał 7 lat. Absolwent Akademii Muzycznej im. F. Liszta. Twórca i lider etno-jazzowego Tárkány Művek - nagrodzonego prestiżową nagrodą Junior Prima Award.

Opowiedz mi o początkach grupy, jak to wszystko się zaczęło...

Założyliśmy zespół cztery i pół roku temu w Budapeszcie. Studiowałem tam na Akademii Muzycznej im. F. Liszta. Tam poznałem przyszłych członków zespołu - wokalistkę, Juliannę Paár i Gergő Kovátsa (saksofon, flet, instrumenty dęte). Wcześniej byłem w jednym zespole z kontrabasistą Andrásem Bognárem. Dołączył do nas też Endre Papp (altówka). Zaczęliśmy razem grywać i tak się to zaczęło...

Jesteś założycielem i liderem grupy, powiedz, jak wpadłeś na pomysł połączenia tradycyjnej muzyki węgierskiej, jazzu i chanson?

Bo po prostu ją lubię, chciałem tego spróbować, miałem ją w głowie. Mogę przytoczyć sto teorii dlaczego to gramy, ale wolę powiedzieć, że dlatego, że ją lubię i uważam za interesującą.

Jak mógłbyś opisać jednym słowem muzykę, którą gracie?

Nie potrafię.

A mógłbyś przynajmniej spróbować?

Nie lubię dzielić muzyki na kategorie, zwłaszcza nasza muzyka umyka wszelkim kategoriom. Z Mozartem wszystko jest jasne, łatwo jest zaklasyfikować jego muzykę. Kiedy mówimy o połączeniach, fuzji, można mówić o kategoriach, ale żadna nie jest dobra. Gramy muzykę, dla której jeszcze nie wymyślono kategorii, muzykę, której nie da się zaklasyfikować. Dziennikarze zwykle piszą: tradycyjna muzyka węgierska, jazz, chanson, muzyka barowa, improwizowana - to są słowa, których używają, aby opisać naszą muzykę.

Czy zgodziłbyś się z określeniem, że gracie muzykę świata?

Jest problem z tym określeniem. Dwadzieścia lat temu szefowie wydawnictw muzycznych zebrali się na konferencji poświęconej muzyce i muzykę, której nie byli w stanie przypisać do żadnej ze swoich anglosaskich kategorii, nazwali "inną". Potem starali się znaleźć ładniejsze określenie i wymyślili frazę "muzyka świata". Z tej perspektywy, tradycyjna muzyka węgierska, muzyka fusion, którą tworzymy i polska muzyka tradycyjna znajdują się w tej samej kategorii. World music to nie styl, to kategoria, to wyrażenie określające "inną muzykę" z anglosaskiej perspektywy. Powiedziałbym, że to bardzo ignoranckie sformułowanie, i też trochę szowinistyczne.

Do tej pory wydaliście jeden album. W Polsce nie znamy jeszcze Waszej muzyki, więc czy mógłbyś powiedzieć parę słów, jaki materiał na nim znajdziemy. Czy to album tematyczny?

Płyta nazywa się "Arcomba az arcod vésted"- po angielsku "You Etched Your Face In Mine". To nie jest album tematyczny, nie ma jednej myśli przewodniej, przewijającej się przez cały materiał. To zbiór różnych piosenek, najczęściej o miłości, zwłaszcza o jednej dziewczynie - mojej żonie. Teksty zawarte na płycie są również w wersji angielskiej, więc każdy będzie mógł je zrozumieć. Do każdej piosenki jest też ilustracja graficzna. Jaką muzykę możemy znaleźć na tym albumie - już o tym mówiliśmy, nie będę się powtarzał.

Czy teksty są stricte tradycyjne, wzięte z folkloru czy piszecie własne teksty, tylko inspirowane folklorem?

Lubimy stwarzać kontrast między różnymi odmiennymi wymiarami muzyki. Przykładowo, jeżeli wykorzystamy jazzowy standard, staramy się, aby brzmiał jak piosenka ludowa i zamieszczamy w nim tradycyjny tekst. Całość brzmi jak współczesna, nowoczesna melodia, ale teksty wydają się być starsze. To stwarza ten kontrast - nowoczesna harmonia, melodia contra staroświeckie słowa piosenki.

Mam nadzieję, że ludzie będą zdawać sobie sprawę, że kultura nowoczesna i tradycyjna mówią o tym samym: teksty starych piosenek mówią o tym samym, o czym mówią współczesne piosenki, używają tylko odmiennych słów i stylu. Kiedy pracujemy nad tradycyjną melodią, to ja najczęściej piszę słowa, co jest już zjawiskiem współczesnym. Zaklasyfikowałbym je do kategorii rock alternatywny. Potem przychodzi tradycyjna melodia, która brzmi starodawnie, a której słowa są współczesne, i znowu tworzy się kontrast, nowe skojarzenia, nowe zrozumienie. Mam nadzieję, że to bardziej łączy melodię z tekstem i przybliża słuchaczowi zrozumienie podobieństw między kulturą współczesną i tradycyjną.

Mówiłeś, że piszesz teksty. O czym one są?

Kiedy piszę teksty, używam środków poetyckich, które spotykane są w tradycyjnych pieśniach ludowych, ale poza tym dotyczą moich własnych uczuć i doświadczeń. Czasem nie zmieniamy w ogóle tradycyjnych tekstów.

Nie słyszałam jeszcze Waszego albumu, ale wiem, że tradycyjna muzyka węgierska jest zróżnicowana w zależności od regionu. Czy jest jakiś specyficzny region, z którego czerpiecie inspiracje?

Odpowiedź na to będzie trudna, ale to jest dobre pytanie! Tak, to prawda, tradycyjna muzyka węgierska różni się w zależności od regionu. Ale ja nie mam żadnych preferencji pod tym względem. Kiedy pracuję, wykorzystuję melodie, które lubię i nie interesuje mnie ich geograficzne pochodzenie. Badanie tego powinno być zadaniem dla folklorystów. Dbam tylko o muzykę samą w sobie. Kiedy rozmawiamy o regionach, powinienem powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy - wykorzystujemy nie tylko utwory z węgierskich regionów, lecz mamy również jeden utwór rumuński. Właściwie trudno określić, czy jest rumuński, węgierski czy romski... To dlatego, że pochodzi z Transylwanii, gdzie jest mieszanka etniczna i każda z powyższych grup etnicznych ma tę pieśń w swoim repertuarze.

Występowaliście do tej pory już wiele razy. Jak wasza muzyka odbierana jest na Węgrzech?

Mam nadzieję, że ludzie ją lubią. Na Węgrzech jest jeden problem - mamy bardzo wrażliwą tożsamość narodową. Nie wiem, czy Wy, Polacy, cierpicie na coś podobnego? Tożsamość narodowa w moim kraju jest bardzo drażliwą kwestią. Tradycyjna muzyka ludowa stanowi jej element. Jeśli ktoś jej dotknie, ludzie mogą zareagować w dziwny sposób. Niektórzy ludzie lubią to, co robimy, a niektórzy nie, ponieważ ich zdaniem nie powinniśmy zmieniać "świętej i wspaniałej muzyki wielkiego węgierskiego narodu". Ale najczęściej reakcje są pozytywne. Mógłbym o tym dłużej opowiadać, ale to długa historia, która prowadziłaby nas do innego dialogu na temat mediów, dlaczego nie można zaistnieć w tzw. "mainstreamie". Ale mówię - tak, mamy dużo koncertów, ludzie lubią naszą muzykę, jesteśmy szczęśliwymi muzykami z Węgier...

Co z odbiorem Waszej muzyki poza granicami Węgier?

Do tej pory byliśmy tylko w Polsce, Rumunii i na Słowacji. W tych dwóch ostatnich krajach jest łatwo, bo gramy dla lokalnej mniejszości węgierskiej, czyli nie ma żadnej różnicy, czujemy się jak w domu. Kiedy przyjeżdżamy do Polski, tu jest inaczej - nikt nie rozumie słów, a wtedy muzyka traci dużo ze swojego znaczenia. Kiedy słowa w piosence są ważne, a piosenka jest długa i nie rozumiesz ani słowa, czasem mówisz: "O, to jest nudne".

Jakie są Twoje wrażenia po koncertach w Warszawie w październiku 2011 i w czerwcu b.r.?

Było wspaniale! Mam wrażenie, że Polacy nadal lubią Węgrów - mam nadzieję, że jest to prawda. Reakcje były dobre. Chciałbym porozmawiać z Polakami czy podobał się im nasz występ...
Wczoraj (3 czerwca 2012 - przyp.red.), koncert został odwołany z powodu złej pogody i przeniesiony na inne miejsce. To był wspaniały koncert w klubie, ludzie naprawdę polubili naszą muzykę i byli mili. W zeszłym roku graliśmy w czasie Węgierskiej Kawalkady, to jeden z festiwali darmowych, w trakcie którego ludzie chodzą, zatrzymują się i słuchają przez chwilę, potem idą dalej, coś zjedzą i wypiją piwo. Ale było bardzo miło grać na tej Kawalkadzie.

W Polsce, w przeciwieństwie do Węgier, nie mamy długiej tradycji wydziałów muzyki tradycyjnej na uniwersytetach. Jak wygląda taka edukacja?

Wielka szkoda, że w ojczyźnie Beli Bartoka and Zoltána Kodálya musieliśmy czekać aż sto lat, aby mieć muzykę tradycyjną wykładaną w naszej Akademii. Nawet pierwsza podstawowa szkoła muzyki tradycyjnej powstała dopiero w 1992 r. w Budapeszcie. Od tego momentu zaczęto tworzyć struktury edukacyjne. Ale ta historia ma swój początek wcześniej, od ruchu amatorskich domów tańca - táncház. W latach 70 przyjeżdżały amatorskie zespoły folkowe i tańczyły razem dla zabawy, a nie po to, aby wystąpić z układem tanecznym na scenie. Może teraz nie zabrzmi to rewolucyjnie, ale wtedy była to rewolucja w traktowaniu przez ludzi kultury tradycyjnej. To stworzyło nowy paradygmat, który wszystko zmienił. Przedtem kultura tradycyjna widziana była jako stara, martwa i odległa rzecz dla intelektualistów, którzy żyli w europejskiej, miejskiej kulturze. Korzystali oni z tradycji tylko jako ze źródła inspiracji. A założeniem ruchu táncház było stwierdzenie: "hej, kultura tradycyjna jest dobra, jaka jest!". To jest o wiele głębsze niż na to wygląda, to nie jest tylko muzyka i taniec, ale również sposób na życie, sposób myślenia. Więc intelektualiści z miasta zaczęli jeździć na wieś, zostawać tam na jakiś czas i uczyć się wszystkiego. Muzyki, tańca, gwary - jednym słowem - całej kultury. To jest długa historia... w każdym razie, ludzie, którzy w latach 70 zapoczątkowali amatorski ruch domów tańca stworzyli potem instytucje. Moje pokolenie dorastało właśnie w tych instytucjach.

Jakie przedmioty miałeś w trakcie studiów?

W Akademii Muzycznej im. F. Liszta jest wydział klasyczny, jazzowy i muzyki tradycyjnej. Na tym ostatnim zgłębiamy teorię muzyki tradycyjnej, która znacznie różni się od klasycznej. Są to rytmy, tonacje, skale, które nie są używane w klasycznej muzyce europejskiej. Aby je opisać potrzeba odmiennego podejścia. Mamy również klasę tańca tradycyjnego. Jeśli ktoś chce grać muzykę taneczną, to wie, że poznanie tańca jest koniecznością. Transkrypcja nut jest tylko po to, by usłyszeć muzykę. Nie jest łatwo zrobić transkrypcję instrumentów takich jak cytra, dudy czy lira korbowa. Studiujemy folklor, aby lepiej zrozumieć tradycyjne społeczeństwa i słowa piosenek ludowych. Znajomość repertuaru jest tematem, który umożliwia nam widzieć setki i tysiące pieśni ludowych jako jeden system. Piosenki mają warianty, które z kolei tworzą grupy - mówimy wtedy o "stylu". Studiujemy historię muzyki tradycyjnej, europejską muzykę klasyczną i instrumenty tradycyjne. Poznajemy również estetykę, filozofię, teorię muzyki i poszczególne instrumenty (np. fortepian).

Jak wspominasz naukę gry na cymbałach w klasie Kálmána Baloga? Czy jest on bardzo wymagającym nauczycielem?

Stałem się muzykiem dzięki niemu, ale to było znacznie wcześniej przed studiami. On jest moim mistrzem, odkąd mam 14 lat. Zaczął mnie uczyć, gdy byłem nastolatkiem. On nie jest wymagający, tylko inspirujący. Jest bardzo wrażliwym, duchowym i uczciwym człowiekiem. Daje mi przykłady ćwiczeń oddechowych Bruce Lee i nawet teraz, gdy jesteśmy kolegami, mogę prosić go o wszystko. Niezmiernie go podziwiam.

Jak skomentujesz otrzymanie Junior Prima Award we wrześniu b.r. (przy okazji - gratulacje!)?

O, bardzo dziękuję! Pracowałem w tym zespole ciężko przez 5 lat i teraz okazuje się, że moje wysiłki nie poszły na marne. Ta nagroda, przyznawana młodym ludziom, którzy zasłużyli się dla promowania sztuki i kultury ludowej, może być kamieniem milowym, dzięki któremu może osiągniemy następny etap rozwoju naszego zespołu. Z drugiej strony, każda nagroda jest jak złote jabłko niezgody bogini Eris.

Jakie są Wasze najbliższe plany?

W tej chwili pracujemy nad drugim albumem. Niektóre z tych piosenek są gotowe, graliśmy je na koncertach w Polsce. Zrobiliśmy też profesjonalne video - "Semmi sem hasonlít hozzád"-"Nothing compares to you". To wspaniała sprawa, bo na scenie tradycyjnej nie ma zbyt wielu teledysków, bo są za drogie. Jak już wspomniałem, pracujemy nad nowym albumem. Mam nadzieję, że skończymy nagrania w tym roku i wypuścimy go na rynek w marcu 2013. W listopadzie br piosenka "Itt a nyár" z naszego letniego maxi wygrała konkurs na najlepszą adaptację utworu muzycznego, organizowany przez Węgierskie Jazzy Radio. W 2013 będziemy mieli 42 koncerty w szkołach, zagramy też w Pałacu Sztuk, będziemy mieć super hiper-super-mega wielką premierę nowego albumu w marcu i już teraz otrzymaliśmy kilka zaproszeń na letnie festiwale. Jak widać, będziemy ciągle zajęci.

Dlaczego Wasz zespół nazywa się Tárkány Művek? Wiem, że pierwsze słowo to część Twojego nazwiska: Bálint Tárkány Kovács...

Tak, zgadza się. Művek z kolei oznacza "to działa", albo "przemysł". To niezbyt popularna nazwa jak na zespół. Podkreśla, że jest on jak laboratorium, w którym pracujemy i eksperymentujemy z dźwiękiem. Tworzymy różnorodne projekty: od bardziej tradycyjnych, ze skrzypcami po elektroniczne - z DJem.

Gdzie w sieci możemy znaleźć info o Waszym zespole?

Tu jest nasza strona: http://tarkanymuvek.hu/en/; natomiast tu możemy posłuchać niektórych z naszych piosenek: www.soundcloud.com/tarkanymuvek. Polecam również nasz kanał na youtube: www.youtube.com/tarkanymuvek.

Bardzo dziękuję za rozmowę!

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu