Do słuchania po zmroku

Rozmowa z Jolantą Kossakowską z zespołu Mosaik
Kamil Piotr Piotrowski, 22 maja 2016
Jolanta Kossakowska (Mosaik)
Fot. Krzysztof Helm
Laureatka "Złotych Gęśli". Autorka m.in. muzyki teatralnej, filmowej, gra na historycznych instrumentach smyczkowych, także z punkfolkową formacją Pchwalone i w nowozelandzkiej filmowo-muzycznej produkcji No Man's Land.

Przedstaw może krótko historię powstania zespołu, bo grupa istnieje już ładnych parę lat. Jak się spotkaliście i co zadecydowało o podjęciu współpracy?

Z Zosią znamy się od lat. Grałyśmy w zespole muzyki dawnej. Zainspirowane artystami, którzy sięgają i po muzykę dawną, i po tradycyjną z obszaru śródziemnomorskiego, stworzyłyśmy projekt, z którym Mosaik wystąpił na Nowej Tradycji w 2007. Zaprosiłyśmy do grania Mateusza i Wojtka. Rok później do składu dołączył Seba Wielądek i w tym składzie, już bardziej inspirując się polską muzyką tradycyjną, nagraliśmy z pomocą Polskiego Radia debiutancką płytę "Ludovava" i koncertowy album "... A my do Betlejem", z udziałem śpiewaczki z Mazowsza, pani Marii Bienias i Weroniki Grozdew.

Zaczęliśmy koncertować na ważnych festiwalach np. Skrzyżowaniu Kultur czy Ethnoporcie. Podróżowaliśmy, szukaliśmy inspiracji, nowych instrumentów. W 2013 roku wydaliśmy płytę "Całe szczęście". Opuścił nas Seba, ale w międzyczasie dołączył Bart Pałyga. Teraz przyszedł czas na nowe nagrania - w czerwcu ukaże się nasz nowy album "Wolno!".

Praktycznie każdy z Was działa w jakimś innym zespole, realizuje inne pomysły na muzykę, możesz to bliżej przedstawić?

Wszyscy prócz grania w Mosaiku zajęci są działalnością w innych zespołach i projektach. To sami świetni muzycy, dlatego są rozchwytywani. Mosaik odczuwa zarówno pozytywne, jak i negatywne tego skutki: każdy z muzyków rozwija się i doskonali i to się przenosi na jakość muzyki, jaką tworzymy razem. Z drugiej strony nasze grafiki napięte są do granic możliwości. Tygodniowa sesja nagraniowa "Wolno!" z udziałem wszystkich członków zespołu była małym cudem.

Ja gram w Pochwalonych i w innych projektach, ostatnio w nowozelandzkiej filmowo-muzycznej produkcji No Man's Land, która, mam nadzieję, zawita i do Europy. Zosia właśnie wydała wraz z Shareną nową płytę, pełną bałkańskiego szaleństwa. Mateusz występuje m.in. z Banda Nella Nebia, gra także inny repertuar, gitarowy – tanga. Wojtek z kolei gra w wielu projektach, choćby z Adamem Strugiem czy Marią Pomianowską. Bart koncertuje z Karoliną Cichą i promuje właśnie wydaną niedawno płytę Masala Soundsystem. Gwidon to supergwiazda folku sama w sobie.

Czy ta wasza "nadaktywność" nie jest powodem tego, że Mosaik słychać rzadziej na polskich scenach?

Po wydaniu poprzedniej płyty zagraliśmy sporo koncertów w Polsce i za granicą. Byliśmy m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Czechach, na Ukrainie, a nawet w Indiach. Od premiery "Całego szczęścia" minęło już sporo czasu, więc wydajemy nowy materiał w nowym składzie. Przed wakacjami planujemy pierwszy koncert, dla uczczenia kolejnego sukcesu wydawniczego i crowdfundingowego, ale promocja płyty ruszy pełną parą od jesieni.

A propos, intryguje mnie to "k" zamiast "c". Kiedy i dlaczego doszło do tej "kosmetycznej zmiany" - możesz coś więcej opowiedzieć naszym Czytelnikom?

Kiedy wydawaliśmy poprzednią płytę, chcieliśmy zmienić nazwę zespołu. Miało być bardziej radykalnie, ale skończyło się na kompromisie. Zmieniliśmy literkę "c" na "k".

Za chwilę premiera waszej czwartej płyty, drugiej po wspomnianych zmianach. Jaka będzie ta płyta?

Płyta będzie miała przede wszystkim inne tempo, dlatego nosi tytuł "Wolno!". Nagrywaliśmy zupełnie bez pośpiechu. Daliśmy sobie czas na to, żeby muzyka dojrzewała. Poszliśmy jeszcze bardziej w stronę improwizacji i swobodnego traktowania tematów muzycznych.

Czysama muzyka będzie się jakoś różnić od poprzednich nagrań, czy pojawią się jakieś nowe inspiracje, odkrycia?

"Wolno!" różni się od poprzednich płyt nie tylko tempem i średnią długością utworów, ale też składem: dołączył do nas Gwidon Cybulski, a wraz z nim przyszły inspiracje muzyką afrykańską. Chodzi już nie tylko o afrykańskie instrumenty, nowe w tym składzie: ngoni, balafony, kalimbę. Nowe inspiracje słychać też w warstwie wokalnej. Śpiewam i ja, i Gwidon. Udaje nam się razem tworzyć przestrzenie, jakich jeszcze w Mosaiku nie było. W pewnych momentach myślimy o głosie raczej jako instrumencie, niż nośniku słów. Wykorzystujemy go np. do efektu echa, jak w kołysance "Lulunia", w której śpiewamy z Zosią. W takie subtelności trzeba się wsłuchać. To jest płyta do słuchania po zmroku albo w otwartej przestrzeni.

Czy będą na płycie jacyś goście?

Gwidon Cybulski, który koncertował z nami już wcześniej, tak wsiąkł w Mosaik, że trudno go uznać za gościa. Na okładce płyty jest wymieniony jako członek zespołu. Początkowo myśleliśmy, że nagramy z Gwidonem tylko część materiału, ale kiedy usłyszał inne utwory, dołączył z entuzjazmem i nasza muzyka bardzo na tym zyskała. Bardzo się zżyliśmy podczas pracy nad płytą.

Gościnnie na płycie wystąpił Kamil Burzyński, nasz przyjaciel z Suwalszczyzny, dzięki któremu nagrania były w ogóle możliwe w tym pięknym miejscu Polski. Kamil zagrał w ostatnim utworze na jouhikko, skandynawskiej lirze.

Jak Wam się pracowało nad tym materiałem, gdzie nagrywaliście tę płytę, czy były jakieś "nowości", "zaskoczenia", coś się zmieniło w trybie pracy, w porównaniu z wcześniejszymi doświadczeniami? Czy tak doświadczonych muzyków jak wy, może w ogóle coś jeszcze zaskoczyć?

Pracowaliśmy nad "Wolno!" w podobny sposób, jak nad "Całym szczęściem" - pojechaliśmy na tydzień w miejsce z dala od cywilizacji, mieliśmy zarys i przygotowaną część materiału, a resztę zaimprowizowaliśmy. Chcieliśmy, żeby na nagraniach było słychać coś związanego z miejscem, w którym byliśmy, coś, co nam się pojawi tam pod palcami. Później wybraliśmy przekonujące nas fragmenty i dodaliśmy do zarysu. Przez tych kilka lat i płyt nauczyliśmy się, że pośpiech bywa szkodliwy. Warto móc pracować w spokoju, żeby to, co z siebie dajemy, nie było powierzchowne i łatwe. Chcemy opowiadać dźwiękami prawdziwe historie. Nie chcemy natomiast uciekać w efekciarstwo.

Co jeszcze o płycie chciałabyś opowiedzieć, co polecić specjalnie, na jakie rzeczy słuchacze powinni zwrócić uwagę?

Tak jak już mówiłam, to jest płyta do słuchania. My sami, tworząc ją i grając te utwory, przede wszystkim słuchaliśmy się nawzajem. Moim zdaniem na tej płycie jest dużo melodii i śpiewności. Moje śpiewanie i myślenie o głosie ludzkim bardzo się zmieniło przez różne doświadczenia, które zdobyłam w ciągu dwóch ostatnich lat. W Mosaiku każdy instrument śpiewa, warto słuchać wszystkich muzyków razem i każdego z nich z osobna.

Jest piękna piosenka Gwidona, dedykowana jego synkowi, Miłoszowi. I chociaż to autor przemawia do dziecka, to ma się wrażenie, że każdy z muzyków chciałby coś dopowiedzieć. Jest też dużo emocji i dźwięków, od których w głowie mogą powstać obrazy – smutek tropikalnego lasu w mazowieckim tańcu – "Owczarku" – czy wołanie ukochanego na sawannie w malijskim "Sorsonecie".

Czy w związku z premierą jest szansa byśmy Was w najbliższych 12 miesiącach mogli posłuchać częściej? Może jakaś trasa promocyjna?

Trasę promocyjną planujemy na jesień. Ale przedsmak będzie już na festiwalu w Czeremsze, 23 lipca.

Środki na wydanie krążka, zdobyliście poprzez portal crowdfundingowy. Nie pierwszy to chyba raz? Jakie są Wasze doświadczenia z takiego pozyskiwania finansowania, co Wam się w tym podoba, co byście poprawili, jakie rady dalibyście tym, którzy dopiero zamierzają tak zdobyć fundusze na wydanie płyty?

Byliśmy jednym z pierwszych zespołów folkowych w Polsce, który zdecydował się na taką formę pozyskiwania środków. Na wydanie płyty "Całe szczęście" zebraliśmy ponad 6 tysięcy złotych. W crowdfundingu dobre jest to, że dociera się do wielu osób. Omija się przy tym duże wydawnictwa, które i tak nie są zbytnio zainteresowane niszową muzyką. Osoby, które wspierają płytę są de facto jej współwydawcami, mają realny wkład w działania, które trzeba wykonać, żeby płyta powstała. Wsparcie jest nie tylko finansowe, ale i moralne – widać, że jest dla kogo grać, zainteresowanie naszą muzyką rośnie, a my mamy motywację. Ogólny kryzys na rynku wymusza na nas poniekąd powrót do złotych lat DIY ("do it yourselve" – przyp.red.). Zamiast zgrywać gwiazdę, trzeba zakasać rękawy, wziąć się samemu do roboty, wyjść do ludzi, ciekawie opowiedzieć o sobie i zachęcić do swojej muzyki. Czasem trzeba stawać na głowie, żeby się wszystko udało. Ale udaje się. Czasy, w których żyjemy, kryzys ekonomiczny wzmagają kreatywność.

Tym, którzy zaczynają przygodę z crowdfundingiem, życzymy wytrwałości i dobrej organizacji. Spontaniczność też działa, ale bywa, że się człowiek więcej przy tym naszarpie.

No i na koniec chciałbym zapytać o kilka technicznych informacji. Kiedy premiera, ile utworów, ile minut muzyki, kto będzie wydawcą, kto projektuje grafikę, kto produkował, mixował, no i gdzie będzie można ją zdobyć?

Premiera w czerwcu. Będzie na niej 10 utworów, w tym jeden wykraczający poza formułę, dlatego będący bonus-trackiem. Naszym wydawcą jest Verge Sound, okładkę zaprojektowała Zosia Kolbe-Wojdyr. Miks i mastering to dzieło Wojtka Lubertowicza i Denisa Dubielli. Płyta będzie dostępna w dobrych sklepach i przez internet, w sklepie serpent.pl, a także przez iTunes i Spotify itp.

Dziękuję.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu