Na wije, zjawy i utopce

Zapomniane obrzędy nocy świętojańskiej
Maciej Sztorc, 22 czerwca 2011
W górach
Fot. Maciej Sztorc
Przez wieki zwyczaje związane z Kupałą uatrakcyjniały okres przesilenia letniego. Barwne korowody, szalone zabawy, tajemnicze rytuały, pomagały zrozumieć niewyjaśnione zjawiska, przygotowywały ludzi do nadchodzącej, ciężkiej pracy polowej.

Od kilku lat zauważyć można niepokojącą tendencję nasiąkania rodzimej kultury wzorcami obcymi. Najlepszym tego przykładem są walentynki, święto patrona epileptyków, w trakcie którego rzesze naszych rodaków wydają majątki na kolorowe serduszka i sztuczne prezenty. Czy w naszej tradycji brak jest święta odnoszącego się swoimi obrzędami do uczuć tak nam wszytkim bliskich jak miłość, przywiązanie i radość?

Otóż nie. Najlepszym przykładem tradycyjnego święta miłości jest Kupała zwana inaczej Nocą Świętojańską lub Sobótką. Na temat kupalnocki napisano już wiele artykułów omawiając w nich zwyczaje związane ze świętymi ogniami, puszczaniem wianków i poszukiwaniem kwiatu paproci. Ja przybliżę nieco tradycje i obyczaje dawno już zapomniane i z rzadka praktykowane w czasie sobótkowych nocy.

Przeciwko wodnym strachom

Wiele zapomnianych zwyczajów wiązało się z wypędzaniem złych duchów i innych demonicznych istot. Od wieków wierzono, że kąpiel w rzece, stawie lub jeziorze przed nocą świętojańską może mieć poważne konsekwencje dla śmiałka, który odważy się przeciwstawić wodnym potworom. Dopiero po Kupale woda była ochrzczona przez Świętego Jana i żadne utopce, wiły i mary nie wciągały pod wodę i nie kusiły do frywolnych kąpieli. Po północy, gdy już "Jan ochrzcił wszystkie wody, odtąd wam nie będzie szkody" wchodzono do rzeki lub jeziora. Starsi z należytą powagą mocząc nogi przy brzegu, młodzież zaś w szale zabawy zrzucała z siebie ubrania i rozkoszowała się w szalonych wodnych zabawach. Aby tradycji stało się zadość trzeba było jeszcze oczyścić wodę w studniach wrzucając do nich kawałek żelaza, święconą wodę lub sypiąc soli.

Pogonić kota

Po uporaniu się z wodnymi strachami przyszedł czas na te zamieszkujące pola, miedzę 
i domostwa. W niektórych rejonach Polski istniał zwyczaj przeganiania kota lub psa. Zawinięte w worek zwierzę przynoszono w okolice sobótkowego stosu i w obecności wszystkich mieszkańców wsi wypuszczano na wolność. Parobkowie poganiali zlęknione czworonogi krzycząc "Dusza leci! Dusza leci!", aż przerażone zwierze znikało w nocnych ciemnościach.

Niezłe ziółko i zły z pola

Ochronie domostw przed złymi marami służyły zebrane w noc świętojańskie zioła. Zioła te miały magiczną moc odstraszania czarownic, demonów, służyły zabezpieczeniu przed piorunami i dawały pomyślność gospodarzowi i jego całej rodzinie. Najbardziej znanym od pokoleń zielem stosowanym w tym celu była bylica. Wieszano ją na drzwiach domów, obór i stajen, wrzucano w świętojańskie ognie, wszywano w ubrania. Panny przepasywały się bylicą, czyniły to także dorosłe kobiety, po to, aby chronić się od bólów krzyża w czasie ciężkich prac polowych, a także jako środek na płodność.

Jedną z wielu zapomnianych tradycji świętojańskich było przepędzenie złego z pola. Obchodzono z pochodniami granice, sypano iskry na młode zboże, aby je uchronić od błyskawic. Wszystkie magiczne praktyki miały na celu zabezpieczenie człowieka przed niewyjaśnionymi zjawiskami. Wiara naszych przodków pełna była demonicznych istot, strzyg, mamun, czarownic i diabłów, którym trzeba było składać podarki lub je przepędzać.

Kania pod topór

Kolejnym wartym opisania zapomnianym obrzędem jest "ścinanie kani". Od dawien dawna na Kaszubach wierzono, że pojawienie się kani niesie za sobą zapowiedź nieszczęścia. Aby temu zapobiec łapano kanie i przetrzymywano ją aż do 24 czerwca. Czasami kanię, ptaka dość rzadkiego, zastępowano kawką. Kawka, zwłaszcza mieszkająca w kominie kuźni, była uosobieniem "purka" - kaszubskiego diabła. Aby mógł się dokonać krwawy sąd chłopcy, którzy pasą bydło, na trzy tygodnie przed Sobótką układali w jednej linii swoje czapki do każdej z nich przypisując jakiś urząd. Pierwsza z prawej nosi tytuł sołtysa, druga i trzecia – przysiężnych, czwarta - kata, piąta - leśniczego, następna - rakarza a ostania pachciarza. Potem odmierzali trzysta kroków, czekali na sygnał zeszłorocznego "sołtysa" i pędzili do czapek. W ten sposób wybierani byli urzędnicy na sąd. "Sołtys" i "kat" byli najbardziej widocznymi postaciami uroczystości, pierwszy przyozdobiony był szarfą drugi płaszczem. Do 24 czerwca "leśniczy" musiał złapać kanię, następnie urzędnicy odświętnie wystrojeni szli 
z nią na plac. Na placu pomocnik kata układał ptaka na palu. Po przemówieniu "sołtysa"
 i "kata", ten ostatni prosił "sołtysa" o pozwolenie na ścięcie kani. Po usłyszeniu "Zwolę! Zwolę! Jeśli nie zetniesz, to twoja szyja będzie ścięta", głowa kani została obcięta. "Kat" miał na to trzy podejścia. Jeżeli mu się to nie udało "sołtys" albo mu jeszcze trzy razy ciąć pozwolił albo sam kończył rytuał. Po egzekucji "rakarz" chował ciało kani do dołu a pal wyrzucał do pobliskiej wody lub ogrodu. Zgodnie z tradycją ptaka należało tak ciąć, aby wytoczyć jak najwięcej krwi. Cały pal powinien być nią zbroczony. Po ceremonii "kat" starał się wytrzeć nóż o fartuszki otaczających go dziewcząt. Ten oryginalny zwyczaj związany z nocą świętojańską zaczął zanikać na początku XIX wieku. Możliwe, że magiczny charakter "egzekucji" miał zapewnić urodzaj plonów lub przez przelanie krwi unicestwić zło.

W dzisiejszych czasach pełnych sztucznych, skomercjalizowanych świąt dobrze jest podtrzymywać rodzimą tradycję i cieszyć się z tak barwnego święta, którym niewątpliwie jest Noc Świętojańska.

Teledysk zespołu Żywiołak dedykujemy wszystkim tym, którzy nocy sobótkowej (23/24.06) nie prześpią.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu