Muzyka pod Alpami

Chudoba była w Austrii
Kamil Piotr Piotrowski, 30 października 2011
Chudoba & Fensageiger
Fot. Press
Coraz częściej polskie zespoły koncertują zagranicą. Słychać o tych spektakularnych wyjazdach jak Kapeli ze Wsi Warszawa, Mikołajów czy ostatnio Dikandy, ale grupy, których media jeszcze nie zauważają radzą sobie też nieźle - np. Chudoba.

Ta wrocławska grupa, powstała w 1993, ma na swoim koncie już wiele zagranicznych wyjazdów. Poza Polską Chudoba koncertowała w Austrii, Belgii, Czechach, Niemczech, Norwegii, USA, we Włoszech i na Węgrzech. Niedawno wrócili z dwudniowego wypadu do Austrii. Podpytaliśmy ich o wrażenia.

Pierwszy koncert odbył się w prestiżowej sali koncertowej "Bruckenerhaus" w Linzu, podczas "Festival Music der Volker". Sala była szczelnie wypełniona przez publiczność, która tego wieczoru mogła posłuchać dwóch zespołów.

- "Najpierw na scenie pojawił się Fensageiger z Austrii. Grupa folkowa nawiązująca do dawnych tradycji muzycznych z regionu Steiermark (Styria). Następnie pojawiliśmy się my. Nasz koncert publiczność przyjęła bardzo ciepło. Dlatego też na koniec w ramach podziękowania, zaprosiliśmy do wspólnego muzykowania muzyków z zespołu Fensageiger" - pisał nam Janusz Wawrzała, grający w Chudobie na bębnach. Jak dodaje w mailu, publiczność po wspólnym jam session nie chciała tak łatwo obu grup wypuścić ze sceny, więc występ przedłużył się znacznie.

Drugiego dnia wylądowali w Kreims-Stein.

- "To miasto położone nad Dunajem. Tam, w kameralnej sali Regionalnego Domu Kultury, zagraliśmy drugi koncert w ramach trwającego cały rok festiwalu "Volkskultureuropa" - opisuje dalej Janusz.

Zapytałem o powody tak częstych wizyt w Austrii, bo przypomnijmy nie był to pierwszy wypad Chudoby w te strony. Austriacy jakoś nie kojarzyli mi się z fanami słowiańskich melodii.

- "Austria to kraj do którego lubimy wracać. Są ku temu dwa powody" - wyprowadzał mnie z błędnego przekonania bębnista Chudoby.

- "Pierwszy to oczywiście to, co w tym kraju zawsze nas pociągało czyli góry, łagodne wzgórza nad Dunajem, pełne starych winnic. Urokliwe miasteczka... jedyne w swoim rodzaju. Drugi powód, dla którego często wracamy to słuchacze. Inni niż u nas w kraju. Mniej żywiołowi, bardziej analizujący. Obserwujący świat z wyczuwalnym dystansem, ale jednocześnie na swój sposób mili i prawdziwi w swoim byciu."
Koncert był bardzo dobrz eodebrany, nie obyło się bez bisów i długich rozmów kuluarowych po występie. Jak pisze na końcu Janusz - wrócili zmęczeni... ale szczęśliwi... i z nowymi propozycjami koncertów.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu