Gramy, gramy!!!

O folklorze stadionów
Witt Wilczyński, 11 grudnia 2012
Mecz pisarzy Polska Włochy
Fot. Witt Wilczynski
Rumuńskie określenie "joca" oznacza grę. Słowo "cânta" oznacza śpiewanie i granie muzyki. W języku polskim "gra" oznacza i generowanie dźwięków na wszelakich instrumentach, i bieganie za piłką po boisku. Są też punkty wspólne.

Swego czasu jeden z moich znajomych na facebooku ogłosił, że industrial to przecież muzyka ludu miejskiego, zatem folkowa... Po zastanowieniu jestem w stanie przyznać mu rację. Te dźwięki powstały przecież wśród bloków, wygenerowane na tym, na czym się dało w warunkach miejskich. Warto zdać sobie sprawę, że tak zwany i szeroko rozumiany (a przez "folkowców" często pomijany) folklor miejski, to nie tylko znakomici starsi panowie w cyklistówkach z bandżolkami, śpiewający o Felku Zdankiewiczu. Folklor miejski to także współczesne zjawiska muzyczne występujące wśród bloków i kamienic, takie jak wiele mówiący o blokowym życiu hip-hop (piękny przykład z Fordonu można zobaczyć tu) oraz piosenki tworzone przez grupy kibiców piłkarskich. A skoro dobiegła końca runda jesienna w Polsce to jest to dobry moment, by i od folkowej strony przyjrzeć się footballowi.

Na polskich stadionach można usłyszeć przeróżne pieśni sławiące swoją drużynę (lub niekoniecznie sławiące inne drużyny) śpiewane przez grupy najwierniejszych kibiców na przeróżne melodie. Czy to te znane z radia (np. "Go West" Pet Shop Boysów, które de facto jest coverem znacznie wcześniejszego utworu), czy popularne melodie ludowe z różnych krajów (np. "Quantanamera", szkockie melodie bojowe itp).

Będąc lata temu w Rajgrodzie na meczu tamtejszej Jegrzni Rajgród z LZS Kleosin (w trakcie urlopu dowiedziałem się o lokalnym meczu i skorzystałem z okazji) słyszałem pieśń "Jegrznio, mistrzu ty nasz" śpiewaną przez starszego już wiekiem kibica na melodię "Dziewczyny o Perłowych Włosach" Omegi - przypuszczalnie pamiętającego złote czasy tego dawnego przeboju czasów "demoludów". W czym rzecz? Folklor miejski czerpał przecież garściami z popularnych melodii obiegowych (wtedy, przed wojną - głównie z tang i fokstrotów) a bezimienni twórcy tworzyli do nich własne teksty. Tak przecież powstała słynna "Siekiera, motyka" śpiewana na melodię południowo-amerykańską, jako że tuż przed wybuchem II Wojny Światowej odbywało się w Polsce tournee jednej z popularnych wtedy grup i melodia ta utkwiła w pamięci zbiorowej na tyle, że dziś jest melodią "naszą".

Piosenka piłkarska, czy to śpiewana a capella, czy z towarzyszeniem barabanów, jaka by nie była, jest swoistą częścią współczesnego folkloru miast i miasteczek. Nie można jej traktować tylko i wyłącznie jako "chuligańskie chamstwo", bo takowym ona nie jest. Podobnie jak i w pieśniach ludowych - w piosence piłkarskiej zawiera się kwintesencja danego środowiska, lokalnego klimatu a jednocześnie daje ona ludziom poczucie wspólnoty. Dodając do tego koloryt opraw meczowych oraz wzory i barwy szalików kibicowskich otrzymujemy to, czym kiedyś były np. lokalne stroje ludowe, wzory haftów na soroczkach i tak dalej. Do tego oddaje klimat tego, czym były średniowieczne turnieje rycerskie łącznie z obroną barw.

Zapytałem najpierw Mirka Samosiuka, basistę i wokalistę zespołu Czeremszyna (a jednocześnie czynnego piłkarza i prezesa klubu Kolejarz Czeremcha) co o tym sądzi.

"Piosenka piłkarska z uwagi na swoją formę i treści jakie niesie jest instrumentem, którego kibice używają do zagrzewania do boju swojej ukochanej drużyny. Pełni rolę narzędzia służącego do identyfikacji z klubem. Zgadzam się w tej kwestii z tobą, iż jest czymś w rodzaju spoiwa łączącego środowiska kibicowskie. Dodaje niesamowitego kolorytu podczas opraw piłkarskich spotkań. Z reguły jest żartobliwa. Jednak, gdy rozejrzymy się dookoła to powyższe zjawisko można rozpatrywać w kategorii czysto teoretycznej. Życie pisze niestety inny scenariusz, w rzeczywistości stadionowe piosenki niosą często za sobą treści, obraźliwe, obelżywe. Najgorsze jest to, że słuchają tego dzieci, które jak gąbka chłoną te informacje, przepełnione negatywną energią. Dorośli dookoła nie zdają sobie sprawy z zagrożenia jakie ta sytuacja może za sobą nieść. Idea sportowej walki, fair odchodzi na dalszy plan, a niemoc swoich piłkarskich idoli, kibice rekompensują wulgaryzmami skierowanymi w... No właśnie do kogo? Mam wrażenie, że Ci co artykułują z siebie nienawistne dźwięki tak do końca nie zdają sobie sprawy kto ma być ostatecznym odbiorcą. Bo jeśli śpiewają np.: "… wygramy, wygramy, wygramy … ku…wy pokonamy…" - to kto jest tą "ku…wą" ??? … piłkarze, działacze, kibice, a może "pani Jadzia" - klubowa sprzątaczka? Zupełnie bez sensu. Następstwem takiej sytuacji jest fakt, bezmyślnego powtarzania tych tekstów przez najmłodszych na szkolnych boiskach. Cóż jednak, możemy z tym zrobić? Niewiele, bo to działa jak metoda "śnieżnej kuli", jeden zacznie i już za nim gromadka powtarza. Kiedyś Alfred Adler powiedział że: "człowiek od wczesnych lat dzieciństwa przeżywa - z powodu swoich braków - poczucie małej wartości, które kompensuje dążeniem do przewagi i mocy nad innymi". Ale dlaczego w taki sposób - zadaję sobie pytanie?
Jednak, nie chciałbym tu narzekać i uprawiać czarnowidztwa, są miejsca na ziemi gdzie ludzie tworzą naprawdę piękny folklor stadionowy. Pamiętam jak kiedyś w Czeremsze kibice śpiewali:

"Jeden gol, drugi gol, trzeci leci; na tablicy 3:0 się świeci
A nasz trener (nazwisko, zamiast „nasz trener”) szczęśliwy już chodzi, 
bo zwycięską drużyną dowodzi

Jeden gol drugi gol już dwa gole; wielka radość panuje w zespole,
Jeden gol, drugi gol co za radość; ta drużyna przyjezdna to słabość”

Prawda, że piękne. Było jeszcze wiele fajnych przyśpiewek. Reasumując, zgadzam się z tobą, niewątpliwie jest to koloryt, folklor, zjawisko oddaje średniowieczny klimat rycerskich bitew. Jednak często jedynym wspólnym elementem są "zakute łby" wykonawców. Receptą na to jest promowanie pozytywnych treści, śpiewajmy więc z kulturą, artystycznym polotem, lekkim pazurem, ale w granicach przyzwoitości, tylko tak możemy przykryć chamskie zachowanie na stadionach. "Ole, ole, ole, nie damy się, nie damy się!" - powiedział Mirek.

Zachęcony rozmową z Mirkiem zapytałem też innych muzyków - kibiców:

"U nas mamy sporo niezłych, 10, 15 letnich piosenek piłkarskich z tekstami tworzonymi współcześnie ale na melodie popularnych piosenek. Nowe też są czerpane  z popularnych melodii, wiele jest zabawnych, część z nich zawiera sporo wulgaryzmów w tekstach." - napisał w odpowiedzi Sergiu Mureşan, perkusista deathmetalowej formacji Loudrage (oraz kibic FCM Târgu-Mureş).

Wokalista tegoż zespołu, Adrian "Molester" dodał: "Tak, w Rumunii kibice poświęcają pieśni przede wszystkim swoim zespołom, pieśni te stały się na tyle popularne, że stały się autentycznymi, folkowo-miejskimi hymnami. Część z tych hymnów ułożyli sami kibice a część melodii pochodzi z repertuaru wykonawców rumuńskich i światowych. Rapid Bukareszt, któremu kibicuję ma swój oficjalny hymn skomponowany przez doskonale u nas znanego pieśniarza folkowego Victora Socaciu ale oczywiście istnieje wiele innych pieśni kibicowskich dedykowanych klubowi i zawsze śpiewanych na meczach".

"Oczywiście, że pieśni wznoszone przez kibiców są folklorem, i to w różnym rozumieniu. Co więcej, można by tu dodać tańce, z których jeden został nawet wyeksportowany i obecnie jest tańczony na Wyspach jako "Lech Poznań", zwyczaje... Polski "folklor stadionowy" jest jednak dość jednorodny - najpopularniejsze przyśpiewki są w zasadzie te same, różnią się tekstem. W sumie, jak sądzę, to i takie opracowanie "standardów" jest charakterystyczne dla melodii folklorystycznych. Co lubię u siebie, na Polonii, to, że mamy własną pieśń, hymn niemal, opartą na melodii zapożyczonej z Hiszpanii ("Choć wiem, że są..."/"Con el Leon"). Z drugiej strony skojarzeń polonijno-folklorystyczno-warszawskich - jest jedna z flag wieszanych na Kamiennej, "Warszawska Ferajna", odwołująca się wprost do folkloru starej Warszawy." - mówi Hvar, basista stołecznej, deathmetalowej grupy Atropos.

"Ciekawy temat. Myślę, że można się zgodzić z tezą autora, że piosenka piłkarska, stadionowa czy boiskowa (bo przecież mówimy również o małych, zwykłych boiskach) jest jakąś odmianą czy dziedziną folku miejskiego. Szkoda tylko, że teren ten jest od wielu lat tak zachwaszczony językowo przez chuliganów, bandytów, rozmaitej maści prostaków emocjonalnych i wszystkich, którzy za nimi idą. Przez to nagromadzenie agresji i prymitywizmu przeważnie trudno zauważyć te folkowe analogie. Zostają one przykryte przez język związany z, owszem, "folkiem" ale więziennym, z grypserą itd. Być może ostatnio sytuacja zaczyna się minimalnie poprawiać. Kibice w Łodzi wymyślili fajne zabawy językowe, a na niedawnym meczu Wisły Kraków jej sympatycy zaczęli pod adresem słabo grających swoich własnych piłkarzy rzucać dowcipne przyśpiewki w rodzaju np. "jesteś legendą" (komentarz do słabych zagrań jednego z zawodników). Ale czy to oznaka trwalszej tendencji, czas pokaże. A może jakiś folkowy zespół się odważy poprowadzić doping, na którymś ze stadionów, z zastosowaniem własnej muzy??? To byłoby ciekawe doświadczenie? Czy w ogóle publika by za tym poszła, czy wyśmiała "wiochę"? " - to zdanie Wojtka Stasiaka, lidera etno-jazzowego Stilo (oraz kibica wielu drużyn, w tym najbardziej Legii Warszawa i Benfiki Lizbona).

"Chyba nie jestem ekspertem, byłam tylko kilka razy na meczu, ale śpiewałam pełną gębą, heh" - mówi Dagmara z formacji DagaDana (sympatyczka poznańskiego Lecha).

"Zgadzam się z tobą, amigo!" - stwierdził Nicuşor Manole, wokalista formacji Mahala Rai Banda i wierny kibic Steauy Bukareszt.

Na koniec o opinię poprosiłem Grzegorza Kolbreckiego, byłego piłkarza Białych Biały Dunajec, basistę Dikandy i Hajlanderów:

"Moje wspomnienia mi podpowiadają kiedy byłem obrońcą w LKS Biali Bialy Dunajec pod nadzorem trenera Stanisława Trebuni Tutki pseudonim "Ujyk" (czyli "Wujek")... Na początku muszę wspomnąć czasy kiedy się marzyło o śpiewaniu i graniu na naszym stadionie w Białych, wtedy znanym dla wszystkich "Kamieńcem". Sama nazwa mówi za siebie, że musieliśmy się sporo napracować, żebyśmy mogli rozegrać pierwszy mecz w 2000 roku 27 sierpnia z Deltą Pieniążkowice. Dla mnie bardzo wyjątkowy mecz. Dźwięki barabanów członków zespołu Dikanda dodawały nam siły i umilily czas rodzinom i kibicom drużyny Białych. Pamiętam pierwsze śmieszne okrzyki " Biali, Biali nigdy nie przegrali bo jeszcze nie grali" ha ha... Na następnych meczach zaczęły się śpiewy naszych wiernych kibiców :"Biali - my Ciebie kochamy. Serce swoje oddamy. Serca nasze jedyne oddamy swojej drużynie.", a gdy brakowało nam formy i lub po prostu "nie szło" śpiewali: "Biali gola taka jest kibiców wola".  Na koniec wyznanie miłości i wierności "Biali nigdy Cię nie zdradzimy. Nie opuścimy Cię. Bo z Białymi jesteśmy na dobre i na złe." - wspomina Grzesiek.

Na koniec przypomnijmy, że kibicem piłkarskim jest także znany czeski bard - Jaromir Nohavica, fan Banika Ostrava.

A co Wy o tym sądzicie?

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu