A czy koń śpiewa?

Folk na barykadach
Wojciech Ossowski, 28 kwietnia 2014
Zmarł niedawno tytan amerykańskiego folku, ba, „ojciec założyciel” tego gatunku, Pete Seeger. Wprawdzie, w dobie, gdy możemy sobie sięgnąć po kolekcję nagrań kompaktowych, wyszukać clipy w sieci czy obejrzeć zwyczajnie DVD, odejście nie bywa już aż tak definitywne, ba, za facecjonistą, możemy powiedzieć „pogłoski o mojej śmierci były lekko przesadzone”.

Pete Seeger umarł, ale czy odszedł? Świat się zmienia i opisująca go sztuka także. W czasach, gdy Seeger przemierzał Stany ze swą gitarą czy banjo, był nie tylko bardem, ale i przedstawicielem swej publiczności. Dzielił z nią troski i o tym śpiewał. Dziś pamiętamy go przede wszystkim jako bezkompromisowego piewcę wolności i równości. Seeger, Guthrie, Leadbelly – to pokolenie śpiewało jeszcze na farmach, a gdy robotnikom nie w smak były ich pieśni, oprócz talentu przydawał się też i charakter w nogach.

Ktoś powie, że Seeger odszedł, a wraz z nim tamta epoka. Następcy, tacy jak grupa Sands Family (Tommy Sands przyjaźnił się ze staruszkiem i nawet razem nagrywali), w swoich pieśniach nawołująca do zaprzestania bezsensownej wojny domowej w Belfaście, dopięła swego i dziś może cieszyć się spokojną starością, ale świat chyba nie dorósł do świętego spokoju i co i raz słyszymy – a to o arabskiej wiośnie ludów, a to o Majdanie. Na Majdanie grali i śpiewali. Majdan miał też swój hymn. Z kolei arabscy muzycy z Kairu, wspierający protestujących, otrzymali, jako wyraz uznania, nagrodę na międzynarodowych targach WOMEX (wielce prestiżowe wyróżnienie). A zatem może świat nie tak bardzo się zmienia i wciąż jest miejsce dla barda z barykady?

Patrzę na naszą rzeczywistość i nie mogę powiedzieć, bym był szczęśliwy. Oglądanie wiadomości z kraju raczej wyprowadza mnie z równowagi niż uspokaja i po rozmowach z przyjaciółmi wiem, że irytacja (eufemizm) raczej dominuje i narasta. Szukam zatem jakichś manifestów w naszej sztuce. Skłaniam się bardziej ku wizji Guthriego czy Leadbelliego, który na pytanie czym jest muzyka folkowa, odparł zdziwiony, że jest nią każda muzyka, bo on osobiście nie słyszał, aby koń śpiewał (folk w angielskim = lud).

Z jednej strony mam zatem R.U.T.A., która sięgnęła po dawne wątki, ale przyznam się szczerze, że te pieśni nie powiodą mnie na barykadę. Są raczej intelektualną zabawą z tradycją. Gdybym miał wskazać na pieśń, oddającą w pełni moje rozterki, zdecydowanie wskazuję na „Idę prosto” Kazika na Żywo. Czy jest to folk??? Może dla ortodoksów nie – ale ja odpowiem – a czy ktoś widział, jak koń śpiewa???

PS. Przeczytałem swój felieton i przestrzegam przed interpretacją, że KnŻ cacy, a R.U.T.A. „be” – wciąż mam nadzieję, że kolejna wersja Bisurmana mnie zachwyci, a ta – jak wiem trafia do serc Rastamanów. Mam nadzieję, że nad barykadą unosić się będzie delikatna nuta zioła.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu