Skromniej, lecz ciekawie
Ta dyskusja dotyczy artykułu "Skromniej, lecz ciekawie".
Wypowiedz się
-
6 września 2012, 12:11inni jeszcze śpią ;)
Po każdym festiwalu obiecuję sobie, że tym razem albo słucham albo robię zdjęcia, bo potem dowiaduję się, że coś mi umknęło ;)))). Co do Flooka, dla mnie - niestety nie jestem tak osłuchany z ich muzyką jak ty, zagrali świetnie. Może muzycznie masz rację, nie polemizuję, bo aż tak nie wniknąłem w strukturę utworów, jednak jak dla mnie, mówienie, że zespół "zagrał jak na płycie" jest zawsze trochę przesadzone. Wierzę, że mogli zagrać nuta w nutę (trzeba brać poprawkę, że jakiś czas razem nie grali, więc chyba bym się zdziwił, gdyby całkowicie odjechali), ale jednak nie ma chyba prawdziwego muzyka na świecie, który nie poddawałby się atmosferze festiwalu, nie wkładał więcej emocji gdy taka jest. I właśnie o takie emocje, zabawę, rozmowy, chodzi. O "cztery piwa", o pochwalenie warsztatowiczów. Może nie do końca jasno się wyraziłem, ale chodz o to, że nigdy się nie zgodzę z tym, że koś gra dokładnie tak jak na płycie, bo jeśli tak gra to niech sobie daruje koncerty - nie ma po co, jak piszesz, płytę mogę odsłuchać w domu. W przypadku Flook, ze sceny naprawdę było słychać, że byli tu, z nami, że trochę nas poznali, że si ęcieszą tym faktem i oddają to na scenie. Podobnie jak pozostałe zespoły, choć myślę, że dla Flooków, to były akurat takie emocje jak dla nas wypad do Irlandii, do pubu na sesyjkę. Ja to wszystko na ich koncercie słyszałem, na płycie nie.
W ogóle dla mnie tegoroczny festiwal był naprawdę, poza drobnymi momentami, zwartą całością. Nie wiem jak bywało ostatnio rok i dwa lata temu (byłem raptem na czterech, pięciu), ale program tegoroczny, jak dla mnie - nie wiem czy przypadkiem czy planowo - świetnie był ułożony.
Wykonawcy pięknie się uzupełniali, jakby każdy następny, nakręcał się poprzednikami, muzyka rosła, emocje również. Naprawdę żal było opuszczać teren Podzamcza, zwłaszcza w niedzielę.
Dawno, naprawdę dawno nie byłem na tak spójnej imprezie. Ostatnio chyba na... "Zamku" ;)
Potężną siłą tej imprezy są uczestnicy. Zwarta ekipa, znająca się jak łyse konie, tańczaca, grająca, śpiewająca ze sobą od lat. To wielki kapitał Zamku i jego organizatorów.
Drobne wpadki techniczne, właściwie nie wpadki, a ot los, naprawdę szybko starano się naprawiać - zresztą chyba jak wszędzie - nikt nie lubi jak mu coś niespodziewanie miesza w imprezie.
-
6 września 2012, 14:17Fajna relacja.
Ale zabrakło mi w niej, ważnej moim zdaniem, informacji o niedzielnych występach Glendalough. Nie wiem jak inni to oceniają, ale dla mnie obok rewelacyjnego koncertu Bran i świetnego kontaktu Flooka z publicznością, pokazy Glendalough były najmocniejszym punktem niedzieli. Stworzyli rewelacyjny spektakl (zwłaszcza wieczorem) i nie nudziłem się ani sekundy.
Zresztą to też jest element, który warto podkreślić. Chyba po raz pierwszy na festiwalu tancerze nie stanowili jedynie zapchajdziury dla muzyków. Zawsze było tak, że jeden układ i wio ze sceny. W tym roku zespoły taneczne miały możliwość zaprezentowania dłuższego, a przez to ciekawszego, show. Myślę, że warto utrzymać taką formułę. -
6 września 2012, 23:51Tak Kurak, masz rację. Już zwrócono mi uwagę, nadrobione/poprawione. Z tekstem trochę się męczyłem przyznaję, i gdy wreszcie udało mi się złapać to "coś" pospieszyłem się z publikacją, żeby "już, już", no i umknęło.
Glendalough przepraszam, bo rzeczywiście byli mocnym punktem programu, zwłaszcza pokaz, jak piszesz w światłach reflektorów, robił wrażenie.
Jak napisałem, to już zawodowa grupa i wszystko mogą zrobić...
Fakt, faktem, nie rzuciło mi się to w oczy, ale słusznie zauważasz, że tańca było więcej. Pierwszego dnia, ze względu na techniczne problemy i przesunięcie występu Comhlanu mogło to umknąć, ale drugiego faktycznie widać było, że zespoły taneczne dostały więcej czasu niż przysłowiowe "pięć minut". Też mam nadzieję, że "tyn trynd" będzie kontynuowany. -
7 września 2012, 7:25Jeśli chodzi o Glendalough także uważam, że "chyba po raz pierwszy tancerze nie byli zapchajdziurą". To co pokazali było nie tylko profesjonalnie ale i bardzo ciekawe. Świetnie, że jakiś zespół tańca irlandzkiego poszukuje, kombinuje w ten sposób.
Mnie chyba najbardziej podobało się tango i taniec a la flamenco.
Rzeczywiście szkoda, że o nich nie wspomniałeś Kamilu, bo komu, jak komu ale Glendalough należy się by o nich mówić i ich chwalić :) Życzę im wielu sukcesów! -
-
7 września 2012, 12:31Dziękuje, Kamilu, za interesując relację. Dzięki Tobie dowiedziałam się, co straciłam; niestety, w tym roku dotarłam na będziński festiwal dopiero w niedzielę.
Nie ukrywam, że celowałam głównie w koncert zespołu Flook, który nie tylko mnie nie znudził, a wręcz podarował mi - a sądząc z reakcji publiczności nie tylko mnie - ogromną dawkę pozytywnej muzycznej energii. Energii, która nie opierała się na zrobieniu scenicznego "szoł", a pochodziła z genialnie zagranej wspaniałej tradycyjnej muzyki, pomimo dość wyraźnych problemów z nagłośnieniem. Tylko tyle? Aż tyle.
Odniosłam wrażenie, że muzykom nie zależało aż tak bardzo na ukazaniu swojej wirtuozerii za wszelką cenę, akcent padał nie na artystów, a na samą muzykę. Czułam to w każdej nucie. Ich wirtuozeria była doskonale widoczna i nie potrzebowała specjalnej obrony w postaci jakichś improwizowanych czy jazzujących wstawek, które są tak lubiane przez różne zespoły naszej sceny folkowej.
Oczywiście, wszystko jest kwestią gustu. Jedni wolą tradycyjne granie, inni hołdują "tworzeniu czegoś nowego" na kanwie muzyki tradycyjnej. Dla mnie, jako słuchacza pełnego pokory dla bogactwa muzyki tradycyjnej i doceniającego jej piękno, zawsze doskonale zagrany koncert tradycyjny, bez "cudów na kiju", będzie lepszy niż koncert, w którym "cuda na kiju" będą na pierwszym planie; bez obrazy, oczywiście. Zawsze muzyka będzie istotniejsza niż muzyk. Dlatego też bardzo dziękuję Szanownym Organizatorom za tę muzyczną ucztę: interesującą, pełną energii, i z pewnością nie nudną.
Na marginesie wspomnę, że również bardzopodobał mi się koncert zespołu Bran, głównie za sprawą sprawnego wokalisty. A Glendalough znów zaskoczył mnie swoją pomysłowością i "iskierką w oku". Brawo :)
Już czekam na kolejną edycję festiwalu. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się być na wszystkich koncertach, nie tylko na deserze.
-
-
7 września 2012, 14:01I jeszcze a propos Beltaine.
Cyt.: "Ale zaskoczyli mnie też jednym (drugi w kolejności?) utworem, grając go kompletnie inaczej, ja nie poznałem, a ktoś z was? (szybki konkurs: kto wie, który to był, dostanie od redakcji płytę "Triu"!)".
Nie wiem gdzie napisać, ani czy to jeszcze aktualne, ale piszę tu :). Chodzi o utwór, który rozpoczął się od gwizdu Adama Romańskiego? Jest to "Beltaine" z pierwszej płyty. Faktycznie mocno przearanżowany, ale brzmiał świetnie. Powinni grać więcej utworów z pierwszej płyty. "Beltaine" i "Astrailhad" to moim zdaniem najlepsze obecnie koncertowe punkty zespołu.-
8 września 2012, 14:36
Nie wiem gdzie napisać, ani czy to jeszcze aktualne, ale piszę tu :). Chodzi o utwór, który rozpoczął się od gwizdu Adama Romańskiego? Jest to "Beltaine" z pierwszej płyty. Faktycznie mocno przearanżowany, ale brzmiał świetnie. Powinni grać więcej utworów z pierwszej płyty. "Beltaine" i "Astrailhad" to moim zdaniem najlepsze obecnie koncertowe punkty zespołu.
O tak, brzmiał zaskakująco. I też się zgadzam, że do tej płyty powinni wracać częściej, zwłaszcza, że ja akurat lubię bardziej ten krążek. O płytce "Triu" na privie...
-
-
8 września 2012, 14:37W naszej "pozamkowej" galerii zdjęć będą się pojawiać kolejne obrazy - dziś Gwerenn - zapraszamy.
Moje odczucia co do koncertu Flooka były jednak zgoła inne. Grali świetnie i perfekcyjnie, też zdumiała mnie (jak zawsze z resztą) siła i energia płynąca tylko z dwóch fletów (whistla!), gitary i bodhranu! Ale mimo ciekawych momnetów i interakcji z publicznością (np. końcowy motyw zabawy pt. Hotel California :) koncert miejscami wydawał mi się nudny. Dlaczego? Dlatego, że w moim odczuciu Flooki grały dokładnie tak jak na płycie... brakowało mi klimatu wykonania koncertowego: ciut innych wersji, większych emocji...
Tym zapewne odznacza się profesjonalizm: perfekcja wykonania muzyki, że brzmi ona jak w studio, jak na płycie, tylko, że płyty to ja sobie mogę posłuchać w domu.
A co myślą inni?:P