Ostry zawrót głowy
Na Mazowszu, Śląsku i w Beskidzie ŚląskimDzieje się! Zaproszeń na imprezy bez liku, aż żal część odrzucać - ale nie opanowałem jeszcze metody bycia w kilku miejscach na raz. Nie byłem zatem na Flogging Molly w Warszawie (6.09) gdyż bardziej interesowało mnie zobaczenie i usłyszenie na żywo ukraińskiego Spiritual Seasons, również w stolicy. I tu przykra (tylko na początku) niespodzianka - zespół odwołał koncert na około dwie godziny przed jego rozpoczęciem! Planowany support, czyli człowiek orkiestra Jarek "Ethnotrans" Żeliński stanął jednakże na wysokości zadania i koncert odbył się, choć zmienił klimat z celtycko-nordyckiego folku na słowiańsko-celtycki neofolk/electro. I jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Publiczność bardzo dobrze przyjęła połączenie słowiańskiej nostalgii fletów i fujarek wszelakich z przyjemnie rytmiczną elektroniką w klimacie Kraftwerków. Zatem rozpoczynające się już w czwartek folkowe granie weekendowe, summa summarum okazało się udane.
Sobotni (8.09) wieczór w Warszawie należał do Leśnego Licha, przynajmniej w tematyce folkmetalowej. Grupa po zmianie składu i chwilowym zawieszeniu działalności powróciła w wielkim stylu. Znakomity basista, nowy gitarzysta i nowy perkusista oraz powracająca za klawisze Shonhor - w takim ustawieniu zespół wychodził, jako drugi tego dnia, na scenę "Piwnicy pod Harendą". Prawie godzinny set potwierdził to, czego się spodziewałem. Leśne Licho poszło zdecydowanie do przodu. Moc, żywioł, nieustanne pogo pod sceną, piękny głos Aminae i melodyjne, stare utwory w nowych aranżacjach...
- "Joy Division i stara Metallica czyli słychać bas i konkretne riffy" - żartowaliśmy z Szopenem, basistą grupy po koncercie.
- "I o to chodzi, dobre wzorce to podstawa, lubimy takie właśnie metalowe granie" - dodał Miki, gitarzysta i lider zespołu. W rzeczy samej - Leśni szykują się do nagrania debiutanckiej płyty. Szczerze powiem, że nie zapamiętałem dwóch pozostałych zespołów tego wieczoru...
W Bielsku-Białej, w niedzielę, było nieco inaczej niż w Zabrzu. Tu, w klubie "Rude Boy", w kameralnej atmosferze niedzielnego wieczoru to Percival Schuttenbach rozpoczęli dynamiczny, folkmetalowy show, łącząc to co najlepsze na "Moribuce" i "Reakcji Pogańskiej" z niewydanymi jeszcze dźwiękami "Svantevita". Niesieni dopingiem Bielskiej Drużyny Najemnej, po raz kolejny okazali się znakomitą ekipą koncertową. Percivale zawsze brzmią troszkę inaczej, ich folkmetal jest rubaszny, ludowy, nienapuszony, nie ma bariery między zespołem a publicznością a miejsce patosu zajmuje sowizdrzalski, zaczepny i często przaśny, jak na ludowe dźwięki, humor. Ciekawostką było pożyczanie perkusisty od Radogostów oraz wspólnie z nimi wykonany cover Metalliki z "Kill'em All" - ale z solówką bazującą na "Prząśniczkach". Piękne!!! Z kolei "Satanismusa" Percivale wykonali razem z najmłodszymi uczestniczkami koncertu - dwiema przesympatycznymi dziewczynkami w wieku wczesnopodstawówkowym, które przyszły na koncert z ojcem - i znały teksty Percivala!
Radogost zastosował metodę "pół na pół" - czyli stare i nowe kawałki podzielone 50/50 - i tradycyjnie już podczas grania utworu "Bracia, klnijmy się na Słońce" publiczność zagłuszyła wręcz wokalistę. Stare, dobre granie okraszone dźwiękiem skrzypiec rozkręcało atmosferę - szkoda, że szeregi fanów topniały. Związane to było z niedzielnym kursowaniem komunikacji miejskiej.
Silent Stream of Godless Elegy zagrali już tylko dla tych, którzy albo byli zmotoryzowani, albo postanowili wracać do domów piechotą - tudzież przyjezdnych (jako i my), którzy i tak pociągi mieli dopiero nad ranem. A SSoGE wypadło znakomicie - tak jak opisał w relacji z Zabrza Kamil. Nie zabrakło ukłonu w stronę polskiej publiczności - Hanka starała się mówić po polsku, "Tańczyłabym" zaśpiewali po naszemu a "Sławę" wykrzyczeliśmy wspólnie w refrenach (znaczy się SSoGE i publiczność). Co ciekawe, tym razem zagrali bez cymbałów, które leciały w części kawałków z podkładów. Zespół zastosował podobny trik w kwestii chórków na wokalach - przez to Hankę można było usłyszeć podwójnie w części utworów. Koncertowo sprawdziło się to naprawdę nieźle. Na koniec Mikołaj zaprosił wszystkie zespoły na scenę i wręczył Czechom "to co mamy najlepsze" czyli butelkę Żubrówki.
SSoGE powróci do Polski w październiku, a tymczasem nasi jadą z rewizytą do Czechów, szczegóły będziemy podawać sukcesywnie na portalu.
Zwiedzanie Bielska nocą - bezcenne, a prosto z dworca do pracy - ale WARTO BYŁO!!!