Ilość a jakość

Juwenalia, Piknik Węgierski, Tydzień Grecki
Witt Wilczyński, 10 czerwca 2012
Tárkány Művek
Fot. Wojciech Małota
Właściwy obieg informacji i obecność danego wykonawcy w mediach to z jednej strony "oczywista oczywistość" a z drugiej wciąż temat - rzeka. Profesjonalne materiały PR można na scenie folkowej nadal liczyć w sztukach.

W stolicy, od 1 do 3 czerwca (i nie tylko) działo się naprawdę wiele. Na różnych targach, juwenaliach, dniach dziecka, turniejach rycerskich i innych szeroko rozumianych plenerach rozbrzmiewała muzyka. Mimo średnio sprzyjającej aury (zimnawo, deszczowo - co przetrzebiło nieco publiczność), spora grupa zawitała na juwenalia, w plenery kampusu SGGW oraz na Freta 39. Znacznie gorzej było na Plaży Wilanów...

Juwenalia Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego charakteryzowały się naprawdę nielichym rozmachem - tak w kwestii zaproszonych kapel jak i scenerii. Kampus SGGW na Ursynowie przeżył istny najazd ludzi. Nie ukrywam, ze gig thrashowego Slayera (może mało folkowy poza chilijskimi korzeniami Toma Arayi) był zdecydowanie lepszy niż mocno niedociągnięty wokalnie set Nightwish. I choć Finowie obok pirotechniki i gry świateł zastosowali też całkiem sporo folkowych motywów - to jednak nie dorównali Slayerowi... Szkoda, że to nie do Warszawy przybyli folkmetalowi In Extremo i Alestorm (grali w Jaworznie na konkurencyjnym plenerze przy relatywnie nielicznej widowni jak na 3-dniowy Open Air). Gusta są rzecz jasna różne - niezaprzeczalnym faktem była bardzo porządnie przygotowana promocja imprezy stołecznej jak i tej w Jaworznie. Szkoda, że imprezy się pokryły czasowo, wielu fanów musiało wybierać.

A co z mniejszymi, lokalnymi imprezami? Tych także nie brakowało w całej Polsce - wszak "Dzień Dziecka" zobowiązuje, a że wypadł w piątek, to przeciągnął się aż do niedzieli... W Warszawie grali m.in. DagaDana i Milo Kurtis z nowym projektem w Królikarni, Propabanda na Bródnie (Turniej Rycerski) przy różnej frekwencji, w Galerii Freta 39 wystartował, bardzo udanie (z kulminacyjnym koncertem poniedziałkowym Maji Sikorowskiej i Kroke) Tydzień Kultury Greków Polskich. Wiele działo się także poza Warszawą, np. w Makowie Mazowieckim czy na Śląsku.

Najmniej chyba szczęścia do publiczności miał stołeczny Węgierski Piknik na Plaży Wilanowskiej, który obejrzała dosłownie garstka fanów - fakt, że wiernych ale naprawdę żal mi było znakomitej formacji Tárkány Művek (na zdjęciu powyżej), która zagrała świetnie, wizytując po raz drugi stolicę. Ta niesamowita fuzja jazzu i węgierskiej muzyki tradycyjnej spięta klamrą chanson, uruchomiła spontaniczne tańce pod sceną, mimo, że publiczność była nieliczna - niemniej świadoma granej muzyki. Dla tych właśnie wiernych fanów, już po zejściu ze sceny i po pamiątkowych fotkach, zespół powrócił na scenę, by zagrać dodatkowy bis. Usprawiedliwieniem takiego stanu rzeczy mogła być kapryśna w tych dniach aura, która nie wpłynęła na scenę juwenaliów ale zaważyła na poważnych zmianach repertuarowych pikniku węgierskiego - niemniej nie można wszystkiego zwalić na pogodę...

Z jednej strony bardzo cieszy, że folk wciąż trafia (i to wcale licznie) na sceny imprez plenerowych - z drugiej obieg informacji wciąż kuleje... Parafrazując dość znane powiedzonko można rzec, że wciąż "Ilość fanów folku jest stała tylko liczba koncertów systematycznie wzrasta".

Cóż... Obieg informacji, obecność muzyki w mediach, ceny biletów, zmiany w świadomości słuchaczy pod wpływem internetu - to wciąż tematy do opracowania przez speców od promocji (folkowi bardzo potrzebnych) i wciąż sygnał, że żyjemy w ciekawych czasach. Tym bardziej, że wspomniany poniedziałkowy koncert Mai Sikorowskiej z Kroke (w ramach Tygodnia Kultury Greków Polskich) przyciągnął całkiem liczne grono słuchaczy mimo... poniedziałku. I był znakomity pod względem muzycznym i pod względem przybyłej publiczności. Maja, mimo zaawansowanej ciąży, dała z siebie wszystko, nagrodzona całkowicie zasłużonymi brawami. Organizator imprezy, de facto niszowej (Innerspace Production, znany m.in. z koncertów Loreeny McKennitt w Polsce), zadbał o stosowną informację w sieci i w terenie - plakaty jednak były widoczne na mieście a w sieci nie brakowało newsów. Strasznie szkoda, że organizatorzy pikniku nie wzięli przykładu znad Balatonu, gdzie folk promowany jest wręcz perfekcyjnie (nasz redakcyjny kolega sprawdził to niemal organoleptycznie). W Warszawie dano plamę organizacyjną (mimo znakomitej kapeli).

Kolejne imprezy - przed nami. Właśnie zaczęło się też Euro...

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu