Folkowy plan miasta

Jesienne koncerty w stolicy
Witt Wilczyński, 25 grudnia 2015
Heidevolk
Fot. Witt Wilczyński
Tegoroczna, właśnie zakończona stołeczna jesień obfitowała w folkowe wydarzenia w wielu miejscach miasta. Wręcz nie sposób było być wszędzie, ale tam gdzie tylko się dało dotarliśmy by posłuchać bardzo różnorodnych dźwięków i rytmów.

"We Warsiawie" sypnęło koncertami. Po Skrzyżowaniu Kultur nastał czas klubowego grania w różnych częściach miasta.

FolkOFF Tour

Dla nas redakcyjny "folkhopping" zaczął się na Pradze 5 listopada, gdzie w Fabryce Trzciny Kapela Ze Wsi Warszawa promowała nowy krążek "Święto Słońca", w ramach trasy "FolkOFF tour". Jednym z gości zaproszonych przez zespół był Michał Rudaś, który znakomicie wpasował się we "wsiokowe" rytmy. I choć ten późny, czwartkowy wieczór nie był idealnym czasem grania, to całkiem sporo ludzi przybyło i wcześniej podziwiało niesamowity set Kapeli Maliszów  i tria Trad.Attack!, znanego już nam z zeszłorocznych Mikołajek Folkowych.

I Malisze i Estończycy połączyli tradycję z nowinkami technicznymi - u Bałtów były to sample pieśni tradycyjnych uświetniające minimalistyczny etno-jazz-rock a u Maliszów efekty dźwiękowe, nałożone na dźwięk skrzypiec, które w zacny sposób potęgowały siłę tradycji i muzycznego kunsztu.

Z nową płytą

Niedługo później (13 listopada) z koncertem do stolicy przybyła Čači Vorba. W surowej i ciasnej sali Przestrzeni Prywatnej (klubu położonego w starej  kamienicy w ścisłym centrum miasta) materiał z "Šatriki" zabrzmiał po prostu jak z autentycznej cygańskiej knajpki gdzieś na przedmieściach Bukaresztu, Belgradu, Sofii czy Skopje. Kameralnie i swojsko; ludowo, ale z pełnym zaangażowaniem i po mistrzowsku - czyli tak, jak to grają Cyganie na Bałkanach.

zaKorbieni

Minęło kilka dni i oto w siedzibie Polskiego Radia przy ul. Myśliwieckiej (19 listopada) nagrywany był kolejny odcinek "Radiowego Klubu Trójki" z udziałem publiczności oraz gościa specjalnego - wieloletniego polskiego korespondenta z Rosji, Macieja Jastrzębskiego. Wydał on książkę "Krym: Miłość i Nienawiść", która była głównym motywem przewodnim spotkania, okraszonego muzycznie przez ukraińską formację Joryj Kłoc, promującej swój najnowszy krążek "Korba". Mieliśmy szczęście otrzymać specjalne zaproszenie na to wydarzenie. Chłopaki, oprócz ukraińskich, zagrali również jeden kawałek po polsku oraz specjalnie przygotowany na tę okazję nieoficjalny hymn tatarski:

Tradycyjne doiny

Nie wypada nie wspomnieć o recitalu rumuńskiej gwiazdy muzyki tradycyjnej Doiny Lavric na Saskiej Kępie, który odbył się 17 grudnia. Pieśni o uczuciach prostych ludzi - czyli tradycyjne doiny - tak stało w zapowiedziach. Wcześniej zaciągnąłem "języka" u dobrych znajomych, muzyków z Trei Parale, którzy z panią Doiną koncertowali w Bukareszcie. "Doina ma świetny głos i znakomite rozeznanie w naszych pieśniach tradycyjnych i ludowych romansach. Gwarantuję, że będziesz zadowolony!" - powiedział mi Popa Mircea, wokalista i flecista Trzech Groszy. I tak właśnie było! Zabrzmiały proste doiny o dziewczynie opuszczającej wieś i idącej w świat przez leśne polany, dużo ujmujących pieśni o mniej lub bardziej nieszczęśliwej miłości. Clou kameralnego wieczoru w PROMie Kultury był także krótki, bukowiński rytuał pasterski za pomyślność i ku czci przodków, odprawiony przez Doinę Lavric w czasie koncertu.

Folkmetalowo

Działo się też całkiem sporo w folkmetalu i paganfolku. Najpierw Percival w ramach trasy akustycznej odebrał statuetkę "Wirtualnych Gęśli", a stało się to dopiero jesienią (3 grudnia), gdyż wcześniejsze próby przekazania zespołowi nagrody internautów, na którymś z folkowych festiwali, nie powiodły się. Podczas koncertu w klubie Voodoo (miejscu, drzewiej znanym jako Kotły i B65)  zespół pochwalił się podpisaniem kontraktu z Sony Music, czego Mikołajowi i jego ekipie gratulujemy!

Dzień później (4 grudnia) warszawska Acrimonia w nowej, etnojazz-thrashowej odsłonie uświetniła (obok deathmetalowych Symbolicali i  death/doom/symfonicznemu Atropos) charytatywny koncert na Woli, poświęcony ofiarom pożaru w bukareszteńskim klubie Colectiv, grając ponad 40 minutowy set na zakończenie koncertu. Koncert ten zainicjowany przez naszą przyjaciółkę z Rumunii został podchwycony przez warszawskie środowisko metalowe i udał się nadspodziewanie dobrze, jak na działania stricte oddolne. 

Tydzień później (11 grudnia) na Mokotowie w ramach drugiej edycji "Roar Fest" zagrały m.in. Łysa Góra, dodająca świeżego powiewu rodzimej scenie folkmetalowej, Runika - ogrywająca nowy folk/powermetalowy materiał, promująca nowy krążek Morhana oraz litewska formacja Juodvarnis, łącząca nostalgiczny smutek sutartines z doom/black metalem, w klimacie zbliżonym do starej Negury.

Kolejny tydzień później (18 grudnia), ponownie na Woli, zagrały folkmetalowe potęgi czyli Dalriada, Metsatöll, Heidevolk i tradycyjnie już, i niezależnie od politycznych zwirowań, rosyjska Arkona. Set Węgrów był bardzo krótki i dość mocno "przetrzebiony" dźwiękowo przez akustyka, przez co stracił na mocy. Po koncercie Dalriada odwołała występ w Gdańsku i wrócili na Węgry z przyczyn zdrowotnych. Metsatöll okazał się czarnym koniem gigu. Grający fuzję "oldskulowego" thrashu, heavy i folku bałtyjskiego Estończycy, mówiąc kolokwialnie, pozamiatali i "nie wzięli jeńców". Dużym plusem ich setu był fakt użycia tradycyjnych instrumentów ludowych (nykelharpa, kankle, drumla, dudy, flety) oraz udanych chóralnych prób śpiewania pieśni tradycyjnych a cappella, gdy inni raczej bazowali na folkowych orkiestracjach, nałożonych na dźwięk gitar i perkusji. Heidevolk (na zdjęciu powyżej) to jeszcze inna odsłona folkmetalu, który żartobliwie określiłbym (cytując za częścią starszej części publiczności) jako "teutoński". Proste do bólu, ale rzemieślniczo poprawnie wykonane riffy, dwóch wokalistów a la Bruce Dickinson (grunt to dobre wzorce, nieprawdaż?)  i holenderski pęd do bycia bardziej germańskimi niż sami Niemcy czy Norwedzy - tak w zasadzie można opisać ich set. Niemniej słychać było (mimo nienajlepszej pracy akustyka), że muzyczną lekcję odrobili już dawno, a spora część młodej publiki nieźle się przy nich spociła, kręcąc pogo pod sceną. Zwieńczeniem tego wieczoru była Arkona - która, podobnie jak w poprzednich latach, nie zeszła poniżej pewnego, dawno już wypracowanego poziomu. Materiał z nowej płyty musiał się "przegryźć", ale gdy poleciały starsze hiciory tłum oszalał i na hasło Maszy "Ręce do góry bracia, dziękuję Warszawa", wzniósł ręce do góry, wspierając wokalistkę.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu