Byli chłopcy, byli

Odszedł Władysław Trebunia-Tutka
Witt Wilczyński, 7 grudnia 2012
Władysław Trebunia-Tutka
Fot. Dariusz Anaszko / etno.serpent.pl
Miał 70 lat. Odszedł w poniedziałek, 3 grudnia. Był muzykiem, prymistą - folk zawdzięcza mu bardzo wiele - a także, co często podkreślał, był artystą malarzem. Piewcą nie tylko Tatr i Góralszczyzny ale także polskiej kultury i historii.

Miesiąc temu zapalaliśmy znicze na grobach bliskich, którzy odeszli, wspominaliśmy muzyków folkowych, którzy tworzą po "tamtej" stronie. Od 3 grudnia w składzie Niewidzialnej Orkiestry przygrywa bardzo zacna postać - legendarny Władysław Trebunia-Tutka.

Był (i na zawsze pozostanie) muzycznym autorytetem na Podhalu. Postaci tej nie trzeba specjalnie fanom folku i muzyki tradycyjnej przedstawiać. Urodzony w Poroninie, osiedlił się w Białym Dunajcu. Jak powiedział nam jego syn, Krzysztof Trebunia-Tutka: "Władysław, nasz ojciec, był przysłowiowym "cudownym dzieckiem". W wieku 13 lat grał już jak dorosły, a uczył się od najlepszych - od Bronisławy Koniecznej-Dziadońki, która go bardzo ceniła, oraz od Stanisława Nędzy-Chotarskiego."

Władysław Trebunia-Tutka był nie tylko doskonałym prymistą, ale także (i jak podkreślał za życia - przede wszystkim) artystą malarzem. Ukończył Liceum Sztuk Plastycznych oraz Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. Studia rozpoczynał na Wydziale Malarstwa w pracowni Hanny Rudzkiej-Cybisowej, dyplom uzyskał na Wydziale Tkaniny Artystycznej. Na Podhalu pozostawił także wiele swych dzieł plastycznych, do najbardziej znanych należy polichromia kościoła parafialnego w Poroninie. W wielu innych podhalańskich świątyniach można spotkać jego sakralne kompozycje i witraże: w kościołach i kaplicach w Skrzypnem, Wielkim Cichem, Gliczarowie, Murzasichlu, Stasikówce i w Zakopanem.

W mej pamięci pozostaną koncerty Trebuniów-Tutków z Władysławem w karczmach Zakopanego (szczególnie w "Żabim Dworze") oraz Murzasichlu, gdzie grali tuż przed oberwaniem chmury a relacja z tego wydarzenia była jednym z mych pierwszych dziennikarskich kroków.  Pamiętać będę również rolę ojca głównego bohatera w filmie "Girl Guide".

Maria Baliszewska, dziennikarka Polskiego Radia, założycielka Radiowego Centrum Kultury Ludowej, jego wieloletnia dyrektorka, tak pamięta Władysława:

"Jak Go pamiętam? Nasze pierwsze spotkanie to rok 1976, Nowy Targ, przegląd i konkurs, nie pamiętam już, z jakiego powodu odbywający się, ale sporo muzykantów nie tylko z Podhala. I nagle do sali, która służyła nam - ekipie radiowej (wóz transmisyjny Robur, reżyser dźwięku, dwóch techników, kierowca - tak wówczas jeździliśmy w "teren") jako prowizoryczne studio - wchodzi młody (tak, tak…) góral z piszczałkami, kozą czyli dudami i złóbcokami. To był Władysław Trebunia-Tutka, skromny, ale pewny swojej Muzyki. Tak powstały pierwsze nagrania radiowe, potem było ich wiele i wiele spotkań.

Następne moje spotkanie w stanie wojennym, rok 1982, Kazimierz n. Wisłą, festiwal i znowu Władysław, tym razem już z małym Krzysiem i braćmi Stanisławem i Henrykiem. Występowali razem z kapelą i w konkursie "Duży-Mały", zawsze muzyka tradycyjna, podhalańska i liczne nuty - wierchowe, ozwodne, krzesane. I opowieści - wtedy nagrałam pierwszą rozmowę, w której Władysław opowiadał o początkach gry, o rodzinnym muzykowaniu, a ono było naprawdę rozbudowane! Bo grali wszyscy, od dziadka Józefa Lepsiaka - Mroza, najsłynniejszego dudziarza, przez stryjów, braci, po dzieci Krzysztofa, Jana i Anię. Kapela grała w różnym składzie, każdy z braci mógł prymować - czyli grać pierwsze skrzypce - góralski prym (to najważniejsza rola w kapeli). Zmieniali się więc podczas nagrań, a muzyka wciąż była świetna, pełna energii i tych "trebuniowych" ornamentów. Wielka zmiana nastąpiła w roku 1991, kiedy to Włodek Kleszcz  zaproszony przeze mnie do Kazimierza usłyszał kapelę Trebuniów-Tutków i wybrał właśnie tych muzyków do swego projektu jamajsko-podhalańskiego. Wówczas laureatów głównej nagrody "Baszty" na tym festiwalu. Tak powstało "Nasze reggae" - z Podhala. I współczesne nuty i teksty góralskie.

Ja jednak pozostaję przy widzeniu Władysława jako najwybitniejszego skrzypka podhalańskiej muzyki tradycyjnej.  Tak też ocenił Go inny nestor muzyki tego regionu, Bolesław Karpiel, ojciec Jana i Sebastiana, sam słynny muzykant. Pytany przez mnie przed laty (1997 rok), kogo widzi na pierwszym miejscu wśród muzykantów na Podhalu, bez wahania powiedział: Władek Trebunia-Tutka. "Byli chłopcy byli, ale się minęli". "Minął się” też i Władek, a żal."

Pogrzeb odbył się dziś, tj. 7 grudnia w Poroninie. Rodzinie składamy najszczersze kondolencje.

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu