Spektakl pełen emocji
Ta dyskusja dotyczy artykułu "Spektakl pełen emocji".
Wypowiedz się
-
26 marca 2012, 9:02Koncert Loreena McKennitt w Warszawie przeminął, nuty ucichły już w uszach ale wrażenia pozostają. Głębokie, piękne, żywiołowe obcowanie z piękną muzyką cudownej kobiety i fantastycznego zespołu. Było cudnie... :)))
Tak było wczoraj po powrocie do domu, tak jest nadal... jak dla mnie niezapomniane wrażenie. Chciałoby się więcej, dłużej.
Fakt, nagłośnienie było bardzo dobre, wręcz podkreśliło piękno... -
26 marca 2012, 10:26Koncert rzeczywiście miał swój niesamowity klimat, który niejednokrotnie był zakłócany przez telefony komórkowy i aparaty fotograficzne. Niestety przed takimi koncertami powinien być jasny komunikat w tej kwestii. Po drugie z całego klimatu wybiła mnie prawie 30 min przerwa po godzinnym występie przepełnionym zbyt długimi monologami Loreeny. W sumie z bisami koncert trwał 2 godziny więc spokojnie można było go zagrać jednym ciągiem, co bez wątpienia bardziej utrzymałoby klimat. Jesli chodzi o muzyków to nie zgodzę się z "nierównym" graniem skrzypka. Moją uwagę zwrócił raczej bębniarz, którego gra była pozbawiona emocji. Absolutnie mnie ten muzyk nie przekonał. Lepszym wyborem był jednak Tal Bergman, którego mozna posłuchać i obejrzeć na Nights from the Alhambra. Wystarczy posłuchać jak Tal gra "Santiago" czy "The Mummers' Dance". Dla mnie największy kunszt pokazali jednak Caroline Lavelle - ona jest po prostu genialna. Każde wydobywane przez nią dźwięki to ciarki na ciele oraz Hugh Marsh - fenomenalna gra tego skrzypka. Reasumując koncert genialny, pełen emocji. Jednym słowem wczoraj doświadczyłem nieba:-)
-
26 marca 2012, 12:36Spektakl pozbawiony emocji!!!
Chciałem podzielić się moimi odczuciami odnośnie rzeczonego koncertu, które są odmienne od wrażeń autorki i dotychczasowch wpisujących. Koncert był dla mnie prawie całkowitym rozczarowaniem i to nie za sprawą samej Loreeny z zespołem, tylko fatalnej realizacji dźwiękowej koncertu. Mam wrażenie, że autorka była na jakimś innym koncercie niż ja. Przyznam się, że to najgorzej nagłośnony koncert na jakim w życiu byłem. Trochę konkretów: 1. dźwięk płynął z głośników od razu z pogłosem i echem, tak że wrażenie było, jakby zaspół na kilkakrotnie mniejszej sali niż w rzeczywistości 2. dolna średnica i dół pasma całkowicie głuche i niewyraźne (co było słychać szczególnie na wiolonczeli, która grając na górnej średnicy grała dźwięczniej, a na dolnej całkowicie głucho) 3. perkusja grała jakby kocioł i werble przykryto kocem, a talerze słyszalne były przy wybrzmiewaniu (głuchym), jakby bez uderzenia pałeczką 4. gitary klasycznej w ogóle nie było słychać 5. gitara elektryczna głucha i bezbarwna 6. jedynie głos ustawiony był poprawnie i dzięki temu można było podziwić wielki talent i nie mniejszy kunszt wokalny Loreeny (chociaż ten pogłos przeszkadzał). Jakby to wszystko mogło zabrzmieć dobrze ustawione? Koncert jest doskonałym przykładem jak amatorszczyzna realizatora i kiepska sala mogą obniżyć poziom artystyczny wydarzenia prawie do zera, przy świetnych muzykach i wybitnym wokaliście. Koncert był dla mnie nudny i bez emocji, wyszedłem skonfudowany na przerwie, żeby nie utrwalić złego wrażenia. Być osoby które siedziały blisko sceny miały możliwość lepszego odbioru poprzez kontakt z zespołem, ale dla mnie koncert był całkowitą porażką. Rozumiem, że emocje związane z kontaktem i odbiorem muzyki ulubionego artysty mogą być ważniejsze dla kogoś od realizacji, ale nie piszmy na Boga, że realizacja była dobra, skoro to nieprawda!
Pierwszy raz również spotkałem się, żeby przed wejściem wyraźnie infomrowano, żeby nie robic zdjęć podczas koncertu, a mimo to artysta musiał prosić o to samo widzów i wyjaśniać im, że to przeszkadza muzykom.
Pozdrawiam wszystkich krytycznych i bezkrytycznych.-
26 marca 2012, 13:05Być osoby które siedziały blisko sceny miały możliwość lepszego odbioru poprzez kontakt z zespołem, ale dla mnie koncert był całkowitą porażką.
Tak, w 7-mym rzędzie pod sceną słychać było naprawdę nieźle. II set był trochę inny od pierwszego także wcześniejsze wyjście nie było dobrym rozwiązaniem - lepiej było po prostu zejść trochę bliżej sceny, w miarę możliwości rzecz jasna. Koło nas było jedno miejsce wolne przez cały koncert ;) a i pewnie kilka jeszcze by się znalazło. Kongresowa jaka jest taka jest - ale obawiam się, że np. na Torwarze byłoby gorzej.
-
27 marca 2012, 18:02Spektakl pozbawiony emocji!!!
Chciałem podzielić się moimi odczuciami odnośnie rzeczonego koncertu, które są odmienne od wrażeń autorki i dotychczasowch wpisujących. Koncert był dla mnie prawie całkowitym rozczarowaniem i to nie za sprawą samej Loreeny z zespołem, tylko fatalnej realizacji dźwiękowej koncertu. Mam wrażenie, że autorka była na jakimś innym koncercie niż ja. Przyznam się, że to najgorzej nagłośnony koncert na jakim w życiu byłem. Trochę konkretów: 1. dźwięk płynął z głośników od razu z pogłosem i echem, tak że wrażenie było, jakby zaspół na kilkakrotnie mniejszej sali niż w rzeczywistości 2. dolna średnica i dół pasma całkowicie głuche i niewyraźne (co było słychać szczególnie na wiolonczeli, która grając na górnej średnicy grała dźwięczniej, a na dolnej całkowicie głucho) 3. perkusja grała jakby kocioł i werble przykryto kocem, a talerze słyszalne były przy wybrzmiewaniu (głuchym), jakby bez uderzenia pałeczką 4. gitary klasycznej w ogóle nie było słychać 5. gitara elektryczna głucha i bezbarwna 6. jedynie głos ustawiony był poprawnie i dzięki temu można było podziwić wielki talent i nie mniejszy kunszt wokalny Loreeny (chociaż ten pogłos przeszkadzał). Jakby to wszystko mogło zabrzmieć dobrze ustawione? Koncert jest doskonałym przykładem jak amatorszczyzna realizatora i kiepska sala mogą obniżyć poziom artystyczny wydarzenia prawie do zera, przy świetnych muzykach i wybitnym wokaliście. Koncert był dla mnie nudny i bez emocji, wyszedłem skonfudowany na przerwie, żeby nie utrwalić złego wrażenia. Być osoby które siedziały blisko sceny miały możliwość lepszego odbioru poprzez kontakt z zespołem, ale dla mnie koncert był całkowitą porażką. Rozumiem, że emocje związane z kontaktem i odbiorem muzyki ulubionego artysty mogą być ważniejsze dla kogoś od realizacji, ale nie piszmy na Boga, że realizacja była dobra, skoro to nieprawda!
Pierwszy raz również spotkałem się, żeby przed wejściem wyraźnie infomrowano, żeby nie robic zdjęć podczas koncertu, a mimo to artysta musiał prosić o to samo widzów i wyjaśniać im, że to przeszkadza muzykom.
Pozdrawiam wszystkich krytycznych i bezkrytycznych.
Nie wiem z jakiego miejsca słuchałeś, ale dla mnie (na poziomie 8. rzędu) dźwięk był ok, jedyne z czym się zgodzę to z faktem, że gitary akustycznej nie było słychać za bardzo (za wyjątkiem miejsc, gdzie grała unisono linię melodyczną z uliinean pipes).
Barwowo nagłośnienie nie było w moim guście (wolałabym bardziej akustyczne brzmienie) ale nie zmienia to faktu, że wszystko było bardzo dobrze słyszalne (no za wyjątkiem tej gitary), a perkusja, która Ci się tak nie podobała, moim zdaniem brzmiała świetnie.
-
-
26 marca 2012, 13:36Potwierdza się obiegowa opinia że Kongresową nagłośnić można dobrze (...mniej więcej do połowy parteru). Dlatego jeśli tylko jest taka możliwość staram się kupować bilety jak najbliżej sceny. Tym razem był to piąty rząd, skąd słychać i widać było wyśmienicie. Ale współczuje wszystkim, którym dźwięki odbijały się, zniekształcały i tłumiły.
Nie zapomnę koncertu Tori Amos w Zabrzu, kiedy od basu Jona Evansa wibrowało coś u góry sali (szyba reżyserki?) Wyszedłem ostro poirytowany. Pozostaje nadzieja, że coś już z tym fantem zrobiono.
Recenzja Pani redaktor wydała mi się za bardzo skupiona na opisie warsztatu poszczególnych członków ekipy. A tu klimat całości był tu najważniejszy. Koncert miał fantastyczną setlistę, dobrą dramaturgię (zakłóconą jedynie przez potrzebną jak dziura w moście przerwę) i oddał z detalami wszystko, co jest cenne w twórczości Loreeny McKennitt. Gdybym miał się czegoś czepiać, to realizacji świateł, która była za bardzo dosłowna w myśl zasady "jak gra skrzypek to na niego jasne". No i perkusista też mnie nie przekonał, gdybym siedział za konsoletą, znacząco bym go wycofał, a tu jego ledwie poprawne bębnienie było aż natto wyeksponowane. Jednak nic nie mogło popsuć ogólnego wrażenia. Do teraz jestem myślami w Kongresowej. -
26 marca 2012, 14:07Play lista od Ani:
Set 1
1. Spered Hollvedel
2. Morrison's Jig
3. Bonny Portmore
4. The Star of the County Down
5. The Highwayman
6. The Emigration Tunes
7. As I Roved Out
8. Down by the Sally Gardens
9. The Bonny Swans
Set 2
1. The Wind That Shakes the Barley
2. All Souls Night
3. Santiago
4. The Lady of Shalott
5. The Mummers' Dance
6. The Old Ways
1. Never-ending Road (Amhrán Duit)
2. The Parting Glass
3. Huron 'Beltane' Fire Dance-
28 marca 2012, 10:20Poprawka do set listy! W naszej wersji zabrakło w drugiej części "Raglan Road" i "Stolen Child". Nie zgadzało mi się w Zabrzu i przez moment myślalem, że Loreena zagrała więcej, ale później okazało się, że to po prostu nasze przeoczenie spowodowane zmęczeniem. Za pomyłkę przepraszamy a poprawny set drugi, za etnosystemem, drukujemy ponieżej:
Set 2
1. The Wind That Shakes the Barley
2. Raglan Road
3. All Souls Night
4. Santiago
5. Stolen Child
6. The Lady of Shalott
7. The Mummers' Dance
8. The Old Ways
-
-
26 marca 2012, 14:47Zacznę od minusów: "dostawki" w Sali Kongresowej to jednak mały skandal. Za komfort rodem z korytarza pociągu PKP powinno się jednak płacić mniej. Nie rozumiem, jak organizator (operator sali?) może sprzedawać tego typu miejsca po normalnej stawce dla tego sektora. Stali bywalcy Sali Kongresowej musieli patrzeć z rozbawieniem na sznurek niewarszawiaków, którzy przez trzy godziny starali się ze wszystkich sił skupić na koncercie, a nie tylnej części ciała lub kręgosłupie ;-).
Drugi minus za przerwę w czasie koncertu, o której już poprzednicy wspomnieli. Jak dla mnie w ogóle jej mogło nie być, a jeśli potrzebna była wykonawcom - to czemu aż taka długa? Prawie pół godziny mnie osobiście wybiło z rytmu i nastroju.
Ale dość narzekania. Pierwsze pozytywne zaskoczenie, to moc głosu Loreeny (ponieważ siedziałam z przodu sali na nagłośnienie nie mogę narzekać). Drugie pozytywne zaskoczenie - oświetlenie. Nie spodziewałam się, że będzie grało jakąkolwiek rolę podczas występu, więc mnie urzekło. Chociaż zgadzam się, że można było wykorzystać jego możliwości jeszcze bardziej.
Trzecie zaskoczenie, to ostre, "rockowe" wersje takich utworów jak "Santiago" czy "The Bonny Swans". Zdecydowanie wolę taką opcję od studyjnej! No i na koniec, podobnie jak autorka artykułu, zakochałam się w wiolonczeli. W wiolonczelistce zresztą też ;-). Niesamowite brzmienie instrumentu i pięknie dopełniający głos Loreeny wokal. Brawo! -
26 marca 2012, 15:50Czytając wypowiedzi odnoszę nieodparte wrażenie muzycznego przygotowania, w pozytywnym tego złożenia znaczeniu :), co jakby miło łechce mnie, posiadającego "słuch absolutny" ;), lecz nawet i ja w skrajnych przypadkach wiem, że coś tu nie gra, znaczy przeszkadza albo w ogóle ginie.
Czy przerwa była potrzebna??? Można dyskutować, może i zespół chciał lub potrzebował. Jak dla mnie możliwość wyjścia, przejścia, powrotu była zbawienna biorąc pod uwagę "rozmiary" w Sali Kongresowej :( Faktem przerwa mogłaby być krótsza.
Jednym słowem, przeżyłem koncert, nie fizycznie lecz w warstwie odczuwania i tu nie mogę żałować. Światło jak i w innych koncertach Loreen'y odgrywało swoją rolę, choć drażniło mnie, nieco, nieskładność jego zastosowania.
Wniosek dla mnie jest jasny, że Warszawie potrzebna jest sala z prawdziwego zdarzenia, a nie odgrzewany kotlet, który pomimo niezauważalnych starań, należy co najmniej wyremontować co nie bynajmniej nie oznacza, że cokolwiek to poprawi, a może mnie wystarczy przeżywanie, choć musiałem skręcać szyję i szukać luki między głowami i plecami innych. To mimo wszystko nie odebrało mi radości z tego koncertu.
Przyjmując mój muzyczny laicyzm mimo wszystko cieszę się, że uczestniczyłem w tym koncercie, przeżywałem go, pomimo wszelkiego rodzaju mankamentów. Nie jestem sędzią przyznającym punkty za to czy za tamto, choć trudno tu krytykującym odmówić konkretnych racji. W zakresie zdjęć, wielokrotnie polactwo i ułańska fantazja dają o sobie znać. Bo niezłe zdjęcia można było zrobić i bez lamp błyskowych, bez jakiegokolwiek dodatkowego światła, ale to trzeba umieć i poczuwać się... Ja w zasadzie nie rozstaję się z aparatem, ale też wyczuwam kiedy mogę, a kiedy nie wypada. Na koncercie nie miałem aparatu i żadnego zdjęcia nie zrobiłem. Poza tym śmieszą mnie "fotograficy" co aparcikiem ... robią zdjęcia z 40 metrów z błyskiem wbudowanej lampy błyskowej... technicznie bez komentarza, ale tu jak ja nie mam wątpliwości co do swojej wiedzy muzycznej (mała ;) ) tak wielu nie ma samokrytyki co samych siebie. -
26 marca 2012, 18:46Zoabczymy jak się dziś sprawi DMiT ale w ciemno mogę pisać, że porządna sala to i na Śląsku by się też przydała...
-
27 marca 2012, 1:48No i koncert w Zabrzu za nami, zakończył się po 22:00, a jeszcze autografy, kolejka i pewnie ostatni widz opuścił DMiT sporo po 23:00, na szybko, na świeżo napiszę, że:
- sala do wymiany, krzesła tak niewygodne, że dramat, a siedziałem tylko przez drugą, krótszą część, balkon nawet dobrze nagłośniony, przynajmniej pierwszy rząd miał dobry odbiór, "parter" nie narzekał; totalny brak miejsc parkingowych przed budynkiem. Na pytanie, gdzie mam zaparkować, usłyszałem, że "w mieście" - dobre, dla pana ochroniarza nagroda jakaś (bo do "miasta" kawałek)
- skrzypek dobry, ale instrument do wymiany. To elektryczne brzmienie pozbawia instrumentu dynamiki i sprawdza się - jeśli o mnie chodzi - tylko w utworach nazwijmy je umownie "world music" - czyli źródła irlandzkie przemieszane z innymi inspiracjami, głównie orientalnymi, i jazzem. W utworach na wskroś irlandzkich brzmiały jak kapeć, płasko, bez dynamiki, nawet jak się Hugh rozkręcił, to niewiele z tego wynikało. Kupa bajerów na ziemi, sprawiała, że czasami wydawało mi się, że słyszę flet a nie skrzypce. Może to był efekt zamierzony, ale dla mnie chybiony. Po co dublować coś, co brzmi za "moimi plecami" naturalniej, bo zagrane jest na prawdziwym instrumencie?
Loreena w świetnej formie, bawiło mnie co prawda to "granie" na akordeonie, ale harfa, fortepian, no miodzio, a głos - ten głos! "Down by the Sally Gardens" zabrzmiało sto razy lepiej niż na płycie. Zgadzam się też, że wersja rockowa "Santiago" zdecydowanie powinna się częsciej pojawiać.
Rzeczywiście na drugą gwiazdę wieczoru wyrastała Caroline Lavelle. Gra bez zarzutu i świetnie współbrzmiała też wokalnie z Loreeną. No pozazdrościć wyboru współpracowników.
Światła OK, nawet mnie zaskoczyli w pewnym momencie. Publicznosć chyba bardziej zdyscyplinowana, choć oczywiście bez kilku fleszy się nie obeszło.
Doskonałe dudy - dodały koncertowi tej dynamiki, energii - brawo.
I dla Loreeny, która mimo późnej pory spotkała się z fanami. Byliśmy, rozmawialiśmy chwilę, podziękowaliśmy za wywiad i wręczyliśmy prezenty od redakcji.
To na razie tyle, bo oczy mi się kleją.-
27 marca 2012, 8:06Dzięki portalowi folk24.pl miałem okazję, acz dość niespodziewanie, być na wczorajszym koncercie w Zabrzu. Loreena faktycznie brzmi niekiedy lepiej niż na płytach, a to naprawdę nieczęste zjawisko i zarezerwowane jedynie dla artystów najwyższej klasy. Wieczór zdecydowanie pozytywny i na długo pozostanie w mej pamięci.
I faktycznie Kamilu najsłabszym ogniwem zespołu były skrzypce, które wogóle mi "nie robiły", a szkoda... Za to wiolonczela...... miodzio.-
27 marca 2012, 9:47I faktycznie Kamilu najsłabszym ogniwem zespołu były skrzypce, które wogóle mi "nie robiły", a szkoda... Za to wiolonczela...... miodzio.
a bo chyba z jazzmanami tak bywa, że nie "bałdzo" pasują do tego całego "folku" ;)))-
27 marca 2012, 13:01I faktycznie Kamilu najsłabszym ogniwem zespołu były skrzypce, które wogóle mi "nie robiły", a szkoda... Za to wiolonczela...... miodzio.
a bo chyba z jazzmanami tak bywa, że nie "bałdzo" pasują do tego całego "folku" ;)))
Do skrzypiec to i ja mam zastrzeżenia - aczkolwiek laik jestem, to i nie śpieszyłam się z wypowiedzią. ;) Za dużo elektroniki, a za mało naturalnego grania, do którego przyzwyczaiły mnie różne folkowe zespoły. Co do kiepskiego nagłośnienia w Kongresowej - to jakoś nie rzuciło mi się to w uszy. Wręcz przeciwnie - gdyby nie te skrzypce, to mogłabym to uznać za koncert wręcz idealny. Siedziałam z boku z wykręconą w lewo głową - może to ma znaczenie. :D
Tak "pozamuzycznie" - podobało mi się, że Loreena każdemu z towarzyszących jej muzykom oddała swoisty hołd, pozwalając każdemu z nich mieć swoje pięć minut na scenie, przez co mogliśmy zwrócić uwagę na ich kunszt.-
27 marca 2012, 14:28Tak "pozamuzycznie" - podobało mi się, że Loreena każdemu z towarzyszących jej muzykom oddała swoisty hołd, pozwalając każdemu z nich mieć swoje pięć minut na scenie, przez co mogliśmy zwrócić uwagę na ich kunszt.
W Katowicach, pewnie w Warszawie też, kilka słów podziękowania padło też do Inner Space Production i pracowników Domu Muzyki i Tańca (my również się przyłączamy) także duża klasa.
-
-
-
-
-
27 marca 2012, 14:03Byłem na koncercie w Zabrzu. Choć to mój pierwszy koncert w tej sali to nie byłem zaskoczony brakiem miejsc parkingowych przed DMiT. W zasadzie trudno w Polsce o salę koncertową przed którą nie byłoby takiego problemu. Mnie w samej organizacji wkurzyło coś innego. Chodzi o fotoreporterów a właściwie pseudofotreporterów. Kupiłem bilet w 2 rzędzie. Nagłośnienie ok, ale jak się potem okazało zamiast skupić się na muzyce przez 5 utworów oglądałem plecy skaczących jeden przez drugiego fotografów. Wyglądało to na jakiś-przepraszam za wyrażenie- małpi wyścig kto więcej przysiadów zrobi wychylając głowę nad scenę. Kilka razy ludzie z pierwszych rzędów zwracali uwagi- bezskutecznie. Mnie (po może zbyt ostrej reakcji) powiedzieli że mają pozwolenie na 5 utworów a Pani Loreena będzie grać 1,5 godz. Więc właściwie 1/4 koncertu mogę oglądać ich plecy i słuchać ciągłych dźwięków migawek. Czekałem pół życia na jej koncert w Polsce, dałem 160 zł za bilet ale co tam.......Oni maja pozwolenie.
Wiem, że to ich praca ale chyba da się to zrobić w bardziej profesjonalny sposób.
Mnie więc przerwa się przydała na opanowanie nerwów po tym nieprzyjemnym zgrzycie i zdecydowanie bardziej podobał mi się 2 część z trochę mocniejszymi dźwiękami. Może dlatego że pierwsza połowę zepsuli mi fachowcy od zdjęć.
Co do wolnej przestrzeni dzielącej widownię od zespołu to podobno było to konieczne żeby otrzymać jak najlepsze nagłośnienie. To kolejny przykład na to że nie ma w Polsce idealnej sali koncertowej.
Zgodzę się ze wcześniejszymi komentarzami, że niektóre utwory trochę inaczej zaaranżowane wypadły nawet lepiej niż na płytach.
Na koniec Pani Loreena wyraźnie wzruszona dostała bukiet kwiatów. Bardzo żałowałem że nie mam drugiego dla Pani Caroline.
MW-
27 marca 2012, 14:52Mnie w samej organizacji wkurzyło coś innego. Chodzi o fotoreporterów a właściwie pseudofotreporterów
Drogi MW, jednym z tych "pseudo" byłem ja. Powiem tak... nie wiem co by zrobił w takich warunkach ten nie "pseudo" ale ja (i inni też - stąd te przysiady) starałem się jak mogłem by nie przeszkadzać. W umowie mieliśmy dokładne instrukcje i z tego co mogłem zauważyć, wszyscy się ich trzymali. Po prostu nie dało się inaczej.
Nie było żadnego spotkania dla fotoreporterów przed, miejsca dla nas w trakcie, a scena była wysoko, muzycy daleko.
Uwierz mi, że staraliśmy się jak mogliśmy by nie przeszkadzać, ale tak jak ktoś powiedział - mieliśmy mało czasu, warunki fatalne, a każdy zrobić zdjęcia MUSI.
Ja zrobiłem swoje podczas 3 pierwszych utworów i poszedłem słuchać.
Bardziej chyba wkurzało to, że mimo zakazu robienia zdjęć z fleszem, przez CAŁY koncert niektórzy mieli to gdzieś (i tak podobno było kulturalnie w porównaniu do Warszawy). Tobie to nie przeszkadzało?
PS. Wszystkich, którym przeszkadzają fotoreporterzy proszę o wyrozumiałość. Z reguły "przeszkadzają" tylko przez pierwsze minuty (5-10) i tyle. Nie walą fleszami, i zasłaniają tylko w momencie robienia foty. Czasami trwa to kilkanaście sekund, czasami ułamek sekundy. Dzięki nim, ich pracy, możecie później oglądać w mediach zawodowe foty, a nie nieostre, niedoświetlone, badziewne pikczersy właśnie tych "pseudo".
-
-
27 marca 2012, 21:52Moja muzyczna wiedza jest poniżej poziomu dolnej krawędzi monitora, na którym to czytacie :) i zawsze miałem taki dystans do siebie. W Zabrzu z oczywistych powodów nie byłem. Pomijając "polactwo" udające fotoreporterów, pomijając kwestie nagłośnienia (ciekawe czy keidykolwiek w Kongresowej nagłośnienie było idealne, tak retorycznie pytam), pomijając wszelkie niedoskonałości wynikające z braki w POLSCE porządnej sali koncertowej (no może jakaś jest, ale gdzie?), pomijając catering, sklepik mnie obcowanie i przeżywanie (to taka warstwa uczuć) tej muzyki, śpiewu i gry podczas tego koncertu było bardzo ważnym i niezmiernie wartościowym przeżyciem.
Już bez szczegółów, lecz zarzucono, że wokalistka za długo gadała swoje monologi, a ja jestem z tego powodu przeszczęśliwy, bo to był swoisty dialog, klasa sama w sobie. Przeczytajmy ile we wszystkich wpisach "-" a jak mało zadowolenia. Cóż, owacje były na stojąco, a więc nie było tak źle, choć zawsze może być lepiej. Następnym razem będzie :)-
27 marca 2012, 22:17...zarzucono, że wokalistka za długo gadała swoje monologi, a ja jestem z tego powodu przeszczęśliwy, bo to był swoisty dialog, klasa sama w sobie.
Loreena dużą wagę przykłada do korzeni i źródeł muzyki, którą wykonuje, ma na tym polu bogatą wiedzę i doświadczenie i lubi się nimi dzielić, ale w sposób nienahalny. Jej zapowiedzi są bardzo dobre, wprowadzają w klimat, a przy tym nie używa wyszukanych słów, więc nawet przy średniej ogładzie językowej można ją łatwo zrozumieć. Mnie także się ten aspekt jej koncertów podoba.
Fotoreporterom wybaczamy jeśli faktycznie ograniczają się do pierwszych trzech utworów.
A fotoamator który nie umie wyłączyć flesza w swojej idiotenkamerze zasługuje na zgnojenie. Zawsze się zastanawiałem co on chce sobie doświetlić... Dymy od świateł?
Dajcie setlistę Zabrza co? Zobaczę co stracone... -
28 marca 2012, 10:21Było tak jak w Warszawie, to nam się wdarła pomyłka - przepraszam. W naszej wersji zabrakło w drugiej części "Raglan Road" i "Stolen Child", poprawione (za etnosystemem i sprawdzonymi już na spokojnie własnymi notatkami ;) ).
Spered Hollvedel
Morrison's Jig
Bonny Portmore
The Star of the County Down
The Highwayman
The Emigration Tunes
As I Roved Out
Down by the Sally Gardens
The Bonny Swans
The Wind That Shakes the Barley
Raglan Road
All Souls Night
Santiago
Stolen Child
The Lady of Shalott
The Mummers' Dance
The Old Ways
Bis:
Never-ending Road (Amhrán Duit)
The Parting Glass
Huron 'Beltane' Fire Dance -
28 marca 2012, 10:29Przeczytajmy ile we wszystkich wpisach "-" a jak mało zadowolenia.
bo chyba już taki ten duch w narodzie, że jak ma coś dobrego napisać to milczy, uaktywnia się tylko, gdy można komuś coś "poprawić" ;)
-
-
28 marca 2012, 9:28Mnie się elektryczność brzmienia skrzypiec nie podobała ale oni wszyscy byli w takim klimacie nagłośnieni, to po prostu nie miało być z założenia akustyczne! Tak samo jak ich bardziej orientalne kawałki nie miały być rzeczywiście orientalne (pomijam melodię "Santiago") tylko były imitacjami. Dlatego, mimo, że mi to nie zbyt pasowało nie oceniam tego źle, bo ich wizja była spójna, i jasno mi ją przekazali. Loreena to nie jest czysty folk, tylko jakiś world bazujący na celtyckich korzeniach, prezentowany dla szerokiej publiczności (stąd czasem momentami aranżacyjnie i wyrazowo blisko było do popu, i do rocka, i do funka). Może się to komuś nie podobać ale ciężko mówić, że w Kongresowej zrobiła to źle.
Co do przerwy i dostawek za 200 zł - również moim zdaniem jest to porażka.
Hugh Marsh wypadł dla mnie niekorzystnie w "Morisson's Jig" bo na tle Harpera i McManusa grających stylowo (puls i ornamentacja) wyszedł bardzo blado grając tylko to, co w nutach.
-
28 marca 2012, 10:37(...) Loreena to nie jest czysty folk, tylko jakiś world bazujący na celtyckich korzeniach, prezentowany dla szerokiej publiczności (stąd czasem momentami aranżacyjnie i wyrazowo blisko było do popu, i do rocka, i do funka). Może się to komuś nie podobać ale ciężko mówić, że w Kongresowej zrobiła to źle.
Dzięki Ewelina za zwrócenie na ten fakt uwagi, bo w ocenie koncertu i brzmienia tego a nie innego instrumentu zapominamy chyba, że to nie ekipa ze Sligo, tylko międzynarodowy skład różnych, bardzo dobrych, nagradzanych w swojej działce muzyków, którzy dlatego zostali wybrani, bo mogli wnieść do programu Loreeny coś własnego, innego.
Dla mnie ten koncert też był spójny i powiem szczerze, że nawet ta przerwa nie wybiła mnie z rytmu za bardzo, bo "The Wind That Shakes the Barley" pięknie nawiazał do... "tematu".
PS. ciekawostką w Zabrzu był fakt, że obsługa na sali informowała przed koncertem, że przerwy nie będzie - słyszałem to kilka razy, ciekawe skąd mieli takie wieści-
30 marca 2012, 11:10(...) Loreena to nie jest czysty folk, tylko jakiś world bazujący na celtyckich korzeniach, prezentowany dla szerokiej publiczności (stąd czasem momentami aranżacyjnie i wyrazowo blisko było do popu, i do rocka, i do funka). Może się to komuś nie podobać ale ciężko mówić, że w Kongresowej zrobiła to źle.
Dzięki Ewelina za zwrócenie na ten fakt uwagi, bo w ocenie koncertu i brzmienia tego a nie innego instrumentu zapominamy chyba, że to nie ekipa ze Sligo, tylko międzynarodowy skład różnych, bardzo dobrych, nagradzanych w swojej działce muzyków, którzy dlatego zostali wybrani, bo mogli wnieść do programu Loreeny coś własnego, innego.
Co racja, to racja - ale jakoś inne instrumenty nie rzuciły mi się tak w uszy, jak skrzypce. Bodhran był genialny, bouzouki, gitara - miodzio! I dudom czy fletom nic nie mogę zarzucić - tylko skrzypce były jakby z innej bajki.-
30 marca 2012, 13:13tylko skrzypce były jakby z innej bajki.
Niemniej dialog instrumentalny skrzypce-gitara wypadł fajnie, był ciekawym urozmaiceniem koncertu.
-
-
-
Trafiły do nas do sprzedania dwa bilety, bardzo dobre miejsca, cena 160 zł/ szt. Jeśli ktoś jeszcze chciałby się wybrać, proszę o kontakt z redakcją (redakcja@folk24.pl)
Dwa
W dzisiejszym folkletterze, który trafi do was przed południem można wygrać - niespodzianka - jeszcze podwójne zaproszenie do Zabrza - last moment :).