Folk słowiański za oceanem
Rozmowa z Eweliną Ferenc z zespołu POLKY z KanadyJak trafiłaś do Kanady i dlaczego zostałaś? To kawał świata z Katowic.
Do Kanady trafiłam przez przypadek pięć lat temu. W Katowicach dużo śpiewałam, ale też pracowałam w korpo i nie do końca to było to. Zawsze chciałam coś zmienić w swoim życiu. A że miałam bardzo dobrych znajomych w Kanadzie, którzy organizowali letni obóz folkowy, i trochę odłożonych pieniędzy, postanowiłam ich odwiedzić i na ten obóz pojechać. Przed wylotem do Kanady rzuciłam pracę. W Toronto poznałam cudownych ludzi, artystów i muzyków z całego świata, których, tak jak mnie, przyciągnęło wielokulturowe i otwarte miasto. I ci muzycy byli otwarci na moją kulturę i śpiew i chcieli coś tworzyć ze mną! Postanowiłam, że zostaję. Dodatkowo na horyzoncie pojawił się wysoki blondyn, który od samego początku mi pomagał i z którym się zaprzyjaźniłam, więc tym bardziej idea zostania wydała mi się atrakcyjna. Z tej „przyjaźni” urodziła się niedawno nasza córeczka Aurora, ale chyba miało być o muzyce, prawda?
Jak postrzegasz ten kraj, jak się w nim odnalazłaś?
Na początku byłam w szoku, że każdy tu może być, kim chce, że ja mogę śpiewać w swoim języku i grać muzykę z mojego kraju i że, pomimo że jest to dosyć niszowe, co robię, to jest grono ludzi, którym się to podoba. Emigracja to jedno z najtrudniejszych doświadczeń w moim życiu. Bycie na emigracji bez rodziny i przyjaciół oraz brak możliwości ekspresji w swoim własnym języku to są trudne momenty. Poza tym Kanadyjczycy są inni niż Polacy, mają zupełnie inne poczucie humoru. Emigracja mnie zmieniła. I parę lat mi zajęło, aby nową siebie zaakceptować.
Jak doszło do powstania zespołu POLKY i czy wcześniej były inne?
Polky powstały w 2017 kiedy poznałam Alę Stasiuk. Pamiętam, była zima. A zima kanadyjska to nie przelewki. I się z Alą zaprzyjaźniłyśmy dosyć szybko. Połączyła nas wspólna pasja do polskiej muzyki tradycyjnej. A że naszymi przyjaciółmi byli kanadyjscy muzycy, którym ta muzyka się podobała, postanowiliśmy stworzyć zespół. Niedługo później dołączyła do nas kanadyjska skrzypaczka Georgia Hathaway, która z muzyką polską nie miała nigdy wcześniej do czynienia, a która po roku grania z nami zaczęła komponować swoje własne oberki. Zespół stał się wtedy dosyć dziewczyński. Warto tutaj dodać, że nasz skład co chwilę się zmienia. Obecnie trzon grupy Polky to trzy… Polki – ja, Ala Stasiuk oraz Marta Sołek, która dołączyła do nas dwa lata temu. Marta jest znaną w Polsce multiinstrumentalistką (Same Suki, In Fidelis), a obecnie jedyną w Kanadzie osobą grającą na suce biłgorajskiej i fideli płockiej. Od niedawna występuje z nami też Peter Klaassen, klasycznie wykształcony basista i pogrywa z nami Tangi Ropars, akordeonista, były członek popularnego w Kanadzie Lemon Bucket Orchestra.
Jaka jest Twoja rola w tym zespole?
Ja to wszystko organizuję, czyli tzw. admin – organizuję próby i załatwiam koncerty oraz piszę granty. Ala z kolei zajmuje się marketingiem, a Marta komponuje. Każda z nas ma wiele różnorodnych talentów i się świetnie uzupełniamy.
Kiedy i gdzie Polky koncertowały pierwszy raz i jak udaje Wam się załatwiać koncerty?
Zagrałyśmy pierwszy koncert w styczniu 2017 r. na łemkowskiej małance, w pewnej sali bankietowej – nawet nie pamiętam nazwy. Dużo koncertów udało nam się zorganizować dzięki występom na tutejszych folkowych konferencjach, takich jak Folk Music Ontario czy Folk Alliance International. Jesteśmy na nich często pierwszym polskim zespołem. Na konferencje przyjeżdżają managerowie muzyczni, dyrektorzy folkowych festiwali, dziennikarze folkowi albo z kręgu tzw. world music. Dzięki temu np. w zeszłym roku udało nam się zagrać w Quebecu na tamtejszym festiwalu.
Jaki jest odbiór wschodnioeuropejskiej muzyki przez Kanadyjczyków, a jaki przez Polonię?
Muzyka wschodnioeuropejska ma się tu całkiem nieźle. Kanadyjczykom kojarzy się z podróżowaniem do Europy. I choć śpiewamy po polsku, to jednak jest to dosyć taneczna muzyka, która się tu podoba, bo Kanadyjczycy lubią tańczyć. Inspirujemy się też muzyką żydowską, a muzyka klezmerska jest tutaj bardzo popularna.
Wydaje mi się, że niestety Polonia nie jest zbytnio otwarta i gotowa na nasze muzyczne eksperymenty. Jest to głównie Polonia, która wyemigrowała w latach 80., a która nie zawsze rozumie nasze potrzeby łączenia polskiej muzyki tradycyjnej z arabskim śpiewem czy żydowskimi melodiami. A ta potrzeba wynika ze środowiska, w którym tutaj żyjemy. Każdy z naszych muzycznych przyjaciół ma inne korzenie. Więc naturalne jest to, że czerpiemy inspiracje z wielu kultur. Oczywiście mamy fanów wśród Polonii, zwłaszcza wśród przedstawicieli młodszego pokolenia, ale słuchają nas głównie Kanadyjczycy.
Za Wami premiera pierwszej płyty, jakie utwory się na niej znalazły i jacy goście Was w nich wspierają?
Postanowiliśmy na nowej płycie powtórzyć kilka nagrań z naszej EP-ki. Jest więc „Cabbage Leaves”, tym razem w nowej wersji ze wspaniałą wokalizą irakijskiego piosenkarza Ahmeda Salaha Moneki, a także „Wishing Kasia”, również w nowej aranżacji ze znakomitym solo na akordeonie Tangiego i Marty Sołek na suce biłgorajskiej.
Na płycie zagrali znakomici goście. Wspomniany Ahmed, który śpiewa o miłości i pokoju po arabsku. Jest wspaniały jazzowy trębacz Andrew McAnsh – zagrał nam cudownie na trąbce w „Jewish Dance”, Wojtek Lubertowicz, znany polski multiinstrumentalista (Mosaic, Adam Strug), zagrał na duduku w otwierającym całą płytę utworze „Hej z pola, z pola”, do którego dopisałam własny tekst o emigracji. Z kolei perkusista Lemon Bucket Orchestry Jaash Singh zagrał na darbuce w „Kopanitsy”, utworze inspirowanym bułgarskim tańcem tradycyjnym oraz naszą rodzimą „Karczmareczką”. Dodatkowo płytę pomógł nam wyprodukować znany kanadyjski muzyk Jaron Freeman-Fox.
Jest plan przyjazdu do Polski (oczywiście po pandemii)?
Pewnie! Marzy nam się! Jak tylko się wszystko uspokoi. Ale pomimo że sami nie możemy przyjechać, mamy dla Was niespodziankę. 6 grudnia oprócz naszej pierwszej płyty premierę miał także nasz pierwszy teledysk, zaangażowany politycznie, wspierający strajk kobiet w Polsce. Chcemy pokazać nasze wsparcie dla Polek walczących o swoje prawa. Mamy nadzieję, że w ten sposób uda nam się nagłośnić problem tutaj w Kanadzie.
A powiedz jeszcze na koniec krótko coś o drugim Twoim zespole – BLISK?
Dwa lata temu wraz z innymi wokalistkami założyłyśmy BLISK. Zespół ten powstał ze wspólnej pasji do śpiewania a cappella i do wokalnej muzyki wschodnioeuropejskiej. Tworzą go cztery dziewczyny, różnych narodowości – ja, urodzona w Polsce, Ekaterina urodzona w Kazachstanie, Nastasya urodzona na Ukrainie oraz Stephania urodzona w Kanadzie – ale ukraińskiego pochodzenia.
Dziękuję, powodzenia i czekamy w Polsce.
Wywiad ukazał się też w Magazynie FOLK24 nr 11, wydanym 23 grudnia 2020 r.
Podobne artykuły
- Shanties po raz czterdziesty
- Ryczące, Perły i Banany
- #ShantyTok, czyli szantowe szaleństwo na TikToku
- Najbardziej znana pieśń wielorybnicza
- O "My Mother Told Me" słów parę
- Prusinowski & Kompania
- Początek krakowskich "Shanties"
- Szanty i reggae, czyli niedaleko pada jabłko
- Shanties XL na Spotify
- Debiut płytowy Marty Kani