Prusinowski & Kompania

„Wielka improwizacja” we Wrocławiu
Kamil Piotr Piotrowski, 22 lutego 2021
Janusz Prusinowski Kompania w NFM
Fot. Kamil Piotr Piotrowski
Czwartek rano dowiaduję się, że piątkowy koncert Maniuchy i Ksaweregow NFM we Wrocławiu, ze względu na chorobę artystki został odwołany. Czyżby wyczekiwany od tak dawna sezon koncertowy rozpoczął się od falstartu?

Koncert, na który ostrzyłem sobie zęby odkąd go ogłoszono, pierwszy od wielu, wielu miesięcy, który dałby mi wreszcie okazję, by posłuchać żywej muzyki w towarzystwie innych słuchaczy, fanów, przepadł. Na szczęście na krótko. Szybko przyszła bowiem wiadomość, że wydarzenie jednak się odbędzie a w zastępstwie wystąpi Janusz Prusinowski Kompania. Dla mnie też bomba!

Wyludnione, ale nie do końca NFM

Piątkowego wieczoru jestem już w Narodowym Forum Muzyki. Trochę dołujące wrażenie sprawiają puste ogromne przestrzenie tej nowoczesnej instytucji. Poza witającą i sprawdzającą każdego wchodzącego obsługą, w środku żywego ducha. Moje obawy co do frekwencji szybko zostały jednak rozwiane, bo Sala Czerwona, w samych kazamatach NFM-u, w momencie rozpoczęcia koncertu była wypełniona niemal w całości.

Widzów przywitał po polsku i angielsku (transmisja koncertu szła m.in. za ocean) gospodarz wieczoru Piotr Turkiewicz, dyrektor festiwalu „Jazztopad” oraz pomysłodawca i koordynator cykli koncertowych w NFM – „Muzyka świata” i „Wielka Improwizacja”. Krótko przedstawił ideę koncertów i zaprosił na scenę muzykantów. No i zaczęło się…

Od obera

Ponieważ na zrobienie zdjęć miałem tylko pierwsze pięć minut koncertu, skupiłem się na obrazach i ober trochę mnie ominął, ale później już oddałem się muzyce. Popłynęły m.in. mazurek (od Michała Rydza), kujawiak („Deszczowy” – piękny utwór), chodzony, obery od Piotra Gacy, i kolejne wiązanki tańców ludowych. Wszystkie doskonale znane widzom z wydanych przez grupę płyt i przede wszystkim z koncertów. Widownia, reagowała żywiołowo, spontanicznie dodając muzykom energii i zachęcając do kolejnych utworów. Czuć było, że wszyscy byli bardzo spragnieni tego kontaktu, tej wzajemnej wymiany energii, tego jawnego dowodu, że może być znów „normalnie”.

Stęsknieni za żywą muzyką widzowie, stęsknieni za muzykowaniem dla ludzi muzycy i do tego idealna niemal sala, z dobrą akustyką i zawodową ekipą nagłośnieniową. Czegóż chcieć więcej…

więcej… więcej… więcej…

I koncert trwał, długo, niemal dwie godziny. Z czasem kapela nabierała rozpędu, Janusz Prusinowski snuł opowieści o kolejnych utworach, a nawet zespołowych przygodach. Ta, o tym jak to Piotr Piszczatowski nabywając od wiejskiego muzykanta baraban (jedyny w okolicy) niemal przyczynił się do wymarcia jednej z lokalnych tradycji, bezcenna i przezabawna.

W 2011 roku to było...

Przypomniałem sobie moje pierwsze spotkanie z zespołem, wtedy jeszcze Janusz Prusinowski Trio, które miało miejsce niemal dziesięć lat temu w Katowicach na festiwalu muzyki… śródziemnomorskiej (sic!). Gdy po piątkowym koncercie czytałem napisaną dekadę temu relację (czytaj tu: Janusz zwany Jackiem), stwierdziłem, że właściwie mógłbym napisać to samo.

Wtedy i teraz miałem niemal te same odczucia, urzekło mnie to samo. Była ta sama energia, to samo zaangażowanie i mistrzostwo wykonania, nawet ten sam skład (choć wtedy muzyków było nieco więcej) i sporo z utworów zagranych w Katowicach, usłyszałem znów we Wrocławiu.

Jednak dziś jeszcze bardziej niż wtedy zachwycił mnie głos Janusza Prusinowskiego. Ma taką specyficzną manierę śpiewania, takie brzmienie, które z czasem nabrało jeszcze bardziej charakterystycznej barwy. Lubię tę barwę. O ile mazurki, oberki, kujawiaki to jednak nie mój świat, słucham czasem, ale ultrafanem nie jestem, o tyle śpiewającego Janusza Prusinowskiego mógłbym słuchać godzinami. Żałowałem na przykład, że w „Oj chmielu” instrumenty akompaniujące weszły tak szybko, nie dały pośpiewać Januszowi a cappella trochę dłużej. Oczywiście całość pięknie zabrzmiała, dobrze to zaaranżowane, ale ten wibrujący dziwnie głos aż wkręcał w fotel, ta nostalgia w śpiewie budowała niesamowity klimat.

Głos to najcudowniejszy instrument, każdy może i powinien śpiewać jak najwięcej, ale nie każdy ma to „coś”. Janusz Prusinowski z pewnością to „coś” ma. Obok innych oczywiście muzycznych umiejętności – jak chociażby talent do improwizacji. W czym nie odstają od niego pozostali koledzy z zespołu. Dlatego tak do końca nie był to ten sam koncert co przy pierwszym naszym spotkaniu, bo zmieniło się sporo. I u muzyków – są dojrzalsi, z nowym doświadczeniem i umiejętnościami – i w utworach – zmieniły się niektóre aranżacje, brzmienie instrumentów czy wreszcie partie improwizowane, co jest naturalne.

Dlatego chodzimy po wielokroć na koncerty swoich ulubionych zespołów, bo każdy przynosi nam zupełnie inne odczucia, zależne od miejsca, czasu, kondycji i nastroju wykonawcy, ale też i kondycji i nastroju współsłuchaczy. Widownia i jej reakcje także przecież mają wpływ na nasz odbiór całości. Podczas piątkowego koncertu w NFM we Wrocławiu wszystko było jak trzeba. A finał godny miejsca, w którym byliśmy. Trzy bisy – w tym przecudny „Powiślak” z pierwszej płyty – i kilka par, które nie wytrzymały i ruszyły wreszcie w tany. Na koniec „Serce”, które z Januszem Prusinowskim śpiewali i ci, którzy tańczyli i ci, którzy siedzieli.

Oby jak najdłużej

Naładowałem akumulatory i mam nadzieję, że na tydzień wystarczy, i że w kolejny weekend będę znów mógł je podładować tym razem na koncercie Dikandy. Czego sobie życzę, a Wam okazji jak najwięcej do podładowania Waszych muzycznych akumulatorów. Pojawiają się już kolejne anonse o koncertach na żywo – np. w Lublinie Orkiestry św. Mikołaja.

Gdy kończę tę relację za oknami panuje wiosna. We Wrocławiu niemal 20 stopni w słońcu sprawia, że lud wyległ na deptaki, do parków, na spacery. Zamarzyły mi się już plenerowe koncerty. Ale zima z pewnością jeszcze wróci i nie raz virus namiesza jeszcze w naszych planach. Ruszajcie, jeśli to możliwe w teren. Korzystajcie z tych chwil z muzyką na żywo nam danych, bo nie wiadomo dziś jak długo będziemy się nimi cieszyć – oby jak najdłużej.

Zapytany przeze mnie po koncercie Piotr Turkiewicz o dalsze plany w związku z oboma cyklami stwierdził, że...

– Dziś trudno jest powiedzieć coś konkretnego, bo w związku z panującą sytuacją wszyscy planują krótkoterminowo. Na pewno będziemy się starali by wystąpił w końcu w NFM duet Maniucha i Ksawery. Dwa razy się nie udało, ale podobno do trzech razy sztuka.

Trzymam zatem kciuki by plany koncertowe NFM się pojawiały i udawały. A Wrocławski koncert Janusz Prusinowski Kompania odbywał się w ramach cyklu „Wielka improwizacja w Narodowym Forum Muzyki” i był transmitowany w kanałach internetowych kilku instytucji: Center for World Music, Polish Music Center USC Thornton School of Music, Center for Traditional Music, Narodowego Forum Muzyki / Jazztopad Festival oraz Polish Cultural Institute New York.

Organizatorem cyklu z ramienia NFM jest Jazztopad Festival a partnerem Instytut Kultury Polskiej w Nowym Jorku.

 

„Wielka improwizacja w Narodowym Forum Muzyki” – Janusz Prusinowski Kompania, 19.02.2021, NFM, Wrocław

Newsletter

Zapisz się na cotygodniowy newsletter folkowy
Pokaż menu