Dzień premier
Ta dyskusja dotyczy artykułu "Dzień premier".
Wypowiedz się
-
Gość 1 września 2013, 15:57Widocznie niedoczekałem, albo byłem nieuważny - Beltaine informuje, że nowości w koncercie było 2 sztuki (czyli jak wyliczyli: na 11 utworów daje to prawie 20%!). Sporo. Zatem dopisuję do listy premier, co nie zmienia faktu, a własciwie tylko nakręca temat, że na płytę czekają tłumy ;)Odpowiedz
-
2 września 2013, 10:00Znów się poprawiam.
Duet Ceili (Krzysztof Szmytke i Paweł Szymiczek) gra nie tylko na gitarze i flecie, ale ma również w zestawie skrzypce, dudy - obok autorskich utworów, inspiruje się też tradycyjnymi melodiami, a wszystko czarno na białym - jeśli nie na koncercie to na www.ceili.pl (bądźcie uparci, bo strona ma jakieś zabezpieczenia i kilka razy trzeba zaakceptować).
Krzyśkowi za czujność dziękuję i przepraszam za to niedociągnięcie. -
2 września 2013, 10:02No to i ja dorzucę swoje trzy grosze, najpierw krytyka:
1. fatalna organizacja- gdybym pisał poradnik jak nie organizować imprezy masowej to XI FMC "Zamek" byłby wzorowym przykładem. Chaos kompletny, brak informacji, nikt nic nie wie, szukamy warsztatów, podchodzimy do namiotu z szumnym banerem "biuro organizatora" i pytamy gdzie są warsztaty, na co Pani (wyraźnie zaskoczona, że ktoś czegoś od niej chce) odparła "to tam nie ma?" (z gestem ręką w bliżej nieokreślonym kierunku). Jakby było to bym nie pytał. W końcu znaleźliśmy, ale miałem wrażenie, że całość zrobiona na trochę na siłę ("bo wypada, bo zawsze są"), ale i z organizacją i z miejscem były problemy.
2. fatalne nagłośnienie- dźwięk koszmarnie nieprzyjemny, scena dla tancerzy nagłośniona wybiórczo (poza środkiem sceny nie było słychać prawie nic, a to co było słychać tłukło po uszach szklistym, męczącym dźwiękiem z dziwnym pogłosem dzwoniących o siebie elementów), muzycy nagłośnieni jeszcze gorzej, zwłaszcza "Karaluchy", gdzie dźwiękowiec ewidentnie stwierdził, że jak podkręci wszystkie knefle na max to będzie git- nie było (tu osobne podziękowania dla akustyka/organizatora/Carrantuohill* za robienie próby w trakcie wystepu tancerzy- jakim ignorantem trzeba być, żeby w trakcie występu puścić tancerzom w odsłuchy dźwięk ze sceny, ja stałem pod sceną i to słyszałem, więc tancerzom serdecznie współczuję za szukanie rytmu własnej muzyki pośród dźwięków próbującego się zespołu)
*niepotrzebne skreślić- nie wiem czyj to "genialny" pomysł, więc niech się kaja ten co wymyślił
Na szczęście (dez)organizacja to tylko jedna strona medalu. Drugą są koncerty i występy. Choć i tu było różnie. Z jednej strony bardzo nierówny (jak jeden utwór zagrany z czuciem, to drugi "ciachany" i grany na czas) koncert Beltaine i poprawny, choć zachowawczy koncert Carrantuohill. A z drugiej rewelacyjny koncert Gwerenn na zakończenie pierwszego dnia imprezy (ogromny plus za "dęciaka") i równie świetny Danar, który ponownie (wcześniej w Toruniu) zaskoczył mnie swobodą i czuciem. Zgadzam się całkowicie: CIARY 2013 zdecydowanie dla Gosi i Andrzeja. Dla Gosi za lekkość, za czucie, za swobodę. Dla Andrzeja za pełne wykorzystanie możliwości jakie daje, często niedoceniana i traktowana jak zapchajdziura, "basówa". Bardzo lubię ten instrument i cieszę się, że na festiwalu choć jeden muzyk pokazał jak traktować gitarę basową (parę lat temu podobne wrażenie zrobił na mnie basista KV Express- to bezprogowe "wiosło" długo będę pamiętał).
A tancerzy jest mi, mówiąc wprost, żal. W zeszłym roku dostali więcej czasu i mozliwości na pokazanie dłuższego i bardziej spójnego show, a w tym roku ponownie zostali zredukowani do roli wypełniacza (jak pisałem już wcześniej- dodatkowo potraktowani zostali zupełnie z buta). A szkoda. W końcu kultura celtycka to nie tylko muzyka, ale również taniec i liczyłem, że tego tańca będzie więcej i nie zostanie potraktowany przez organizatorów tak bardzo na odwal. Oczywiście zespoły stanęły na wysokości zadania i pokazały się z najlepszej możliwej strony (tu szczególne ukłony w stronę mojego ulubionego Glendalough- za Flamenco, za Różową Panterę, za świetnego Turkisha z Danarem).
Z podsumowaniem artykułu zgadzam się w stu procentach i raczej nic nowego nie dodam. Może poza krótką odpowiedzią na pytanie czy warto organizować taki festiwal. Oczywiście warto (powody wiadome), ale zdecydowanie nie w taki sposób.-
2 września 2013, 10:31Dziękujemy za opinię... mam nadzieję, że pomoże w organizacji kolejnej edycji.
Niezrozumiałym dla mnie było przeniesienie warsztatów z Ośrodka Kultury, gdzie jest odpowiednie zaplecze, gdzie od lat się one odbywaly, w plener...
Moim zdaniem w tym roku wyraźnie brakowało "lidera, szefa, wodza, gospodarza, tego, który wie". Wystarczyło tylko przypilnować by wszystko szło wg, od lat wypracowanego schematu. Nie było chyba komu tego zrobić.-
2 września 2013, 11:13Zdaję sobie oczywiście sprawę, że łatwo krytykować siedząc przed komputerem i wiem, że do "dogrania" było bardzo dużo rzeczy. Oczywiście cieszy mnie, że pomimo problemów festiwal się odbył. Wiem, że dużo osób poświęciło dużo czasu na przygotowanie i za to należy się Wam wielkie DZIĘKUJĘ.
Dla mnie również dziwną decyzją było "uśpienie" Ośrodka. Dziwnie się czułem w piątek po południu. Zaparkowałem auto pod Ośrodkiem, wchodzę na dziedziniec, a tam... cisza. Bardzo niepodobne do wcześniejszych edycji Festiwalu. Choć z drugiej strony kilka osób, z którymi rozmawiałem doceniło pomysł zrobienia imprezy na zamku w piątek i sobotę, bez niedzieli. Na wcześniejszych edycjach widać było, że w niedzielę wieczorem wzgórze zamkowe pustoszeje (wiadomo- w poniedziałek do pracy), więc może coś w tym jest. Ale warsztaty zdecydowanie powinny w Ośrodku zostać, tak, by nie biegać po omacku szukając nie wiadomo gdzie.
Otóż to- "od lat wypracowanego schematu". To nie pierwsza, lecz jedenasta edycja, dlatego tym bardziej dziwią mnie takie problemy organizacyjne. Mam nadzieję, że wyjątkowe w tym roku i w kolejnych latach będziemy cieszyć się Festiwalem w pełnej krasie. Bez (zupełnie niepotrzebnych) wpadek i zgrzytów.
A propos wpadek: ma ktoś informację co się stało z jednym z tancerzy Treblersów? W trakcie jednego układu pośliznął się (?) i blisko było by poleciał ze sceny. Do końca koncertu już nie tańczył (chyba, że coś przegapiłem). Mam nadzieję, że kontuzja nie była poważna i wszystko jest w porządku.-
2 września 2013, 12:59
A propos wpadek: ma ktoś informację co się stało z jednym z tancerzy Treblersów? W trakcie jednego układu pośliznął się (?) i blisko było by poleciał ze sceny. Do końca koncertu już nie tańczył (chyba, że coś przegapiłem). Mam nadzieję, że kontuzja nie była poważna i wszystko jest w porządku.
Lekkie naciągnięcie mięśnia, ale jak napisała mi Marysia Nowak, wszystko już wporządku.
-
-
-
-
2 września 2013, 12:12Ciężko się nie zgodzić z zarzutami stawianymi festiwalowi przez Kuraka, ja jednak chciałem odnieść się do fragmentu relacji dotyczącego nocnych sesji, a który mocno dotyczy nie-muzycznych uczestników sesji.
Kto uczestniczy regularnie w będzińskich sesjach wie, że próżno mnie tam szukać. Mam kilka powodów, aby tam nie grać, a jednym z nich jest brak kultury sesji muzycznej. Tegoroczna edycja była mniejsza na tyle, że nie dało się tego aż odczuć, ale apogeum zostało osiągnięte na zeszłorocznej edycji, kiedy to muzycy musieli uspokajać zebrany w salce tłum (przypominam, wtedy na sesji był Flook).
Autor relacji "zarzuca" muzykom, że usiedli w kręgu (niektórzy z nich plecami do tancerzy), przez co było ich słabo słychać. Wyjaśniam - zrobili to dlatego, że sami siebie nie słyszeli! Na "szum" panujący w sali składają się zarówno tancerze, osoby uprawiające "pubowy social" (stojące z piwkiem i rozmawiające), jak również wszystkie inne przypadkowe dźwięki (przestawiane krzeseł, tłuczone szkło, itp. itd.). Wszystko to sprawia, że grający akustycznie muzycy, często dysponujący instrumentami o różnej dynamice, "walczą" o uchwycenie każdego dźwięku.
O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć tancerzy - wszak ta muzyka jest z tańcem ściśle związana - o tyle "sociali" już nie. Gwoli wyjaśnienia - sesja muzyczna to czas festiwalu przeznaczony przede wszystkim dla muzyków. W mniejszym stopniu dla osób, które chcą przyjść faktycznie posłuchać tego rzadko spotykanego, muzycznego zjawiska, w jeszcze mniejszym dla tancerzy (dla nich są warsztaty i koncerty). Jednak na pewno nie jest to miejsce dla ludzi, którym się wydaje, że "kilka piwek przy muzyce na żywo ze znajomymi" to sposób na spędzenie wieczoru na Będzinie. Takie osoby zapraszam do pubów - tam często leci muzyka mechaniczna, która się nie męczy, można ją ustawić tak głośno/cicho, jak się chce, a spotkania i rozmowy ze znajomymi są jednym z głównych celów, dla których się odwiedza te miejsca.
Muzykom najzwyczajniej w świecie to przeszkadza! Ich jest zaledwie kilkunastu a tancerzy średnio dwa razy tyle. Osób, które faktycznie "siedzą cicho i słuchają" ledwie tyle co muzyków, a "sociali"? Tak dużo, że ciężko przejść przez salę w stronę sceny.
I to jest ten element sesji, który "boli mnie" najbardziej. Potem własnie padają komentarze w stylu: "e, sesja była słaba". Jak się cały czas stoi i gada, to nic dziwnego. Wszystkim takim osobom serdecznie "dziękuję" za rokroczne psucie klimatu będzińskich sesji, a w przyszłym roku zapraszam na pogaduchy na zewnątrz. Jak się nagadacie, to zapraszam to tańca albo cichego słuchania w środku.
Szanujcie ludzi, którzy dla Was grają, a także ich wysiłek. Pamiętajcie, że to czas przede wszystkim dla nich, a dopiero w następnej kolejności dla Was. (Gwarantuję Wam, że sesja bez Was byłaby dla muzyków równie udana, jeśli nawet nie bardziej).
I tyle - koniec wylewania gorzkich żali. ;)-
2 września 2013, 12:52Andrzeju w pełni się zgodzę i nie zgodzę zarazem.
Jeśli jest tak jak piszesz, że sesja dla muzyków a tancerze na warsztaty - to przyznam, że jestem rozczarowany, bo wydawało mi się właśnie na festiwalu, jak nigdzie indziej, jest okazja by wszyscy razem, przy muzyce na żywo. Taniec, muzyka to organizmy połączone. I za każdym razemy, gdy gościłem na festiwalu, miałem takie wrażenie. Sesje, sesjami, reguły, bon ton - regułami, bon tonami, ale na czas festiwalu schodzą na bok - chodzi wszak o wspólne spędzenie czasu. Jeśli muzycy zasiadają na terenie festiwalu i grają, to dla mnei są jego częścią, a więc grają też dla mnie i dla każdego (wstęp był wolny), licząc się z tym, że będzie trochę gwaru, szumu, jak w każdym zamkniętym, małym pomieszczeniu. Stąd ton mojego komentarza. Ale skoro się myliłem, to przepraszam.
Co do rozmów, itp, wystarczyło, że pojawił się akordeon - głośny instrument fakt - i wszelki szum zamilkł, tancerze sobie zaczęli równo tańczyć, muzyka płynęła, ludzie przestali rozmawiać. Mogę się z Tobą założyć, że gdybyście siedli frontem do sali, od początku pokazując, "kto tu rządzi" ale też że "jesteśmy tu by grać dla was", ludzie też by inaczej to potraktowali.
Gdy wszedłem na salę, miałem wrażenie, że muzycy ćwiczą, tancerze coś tam sobie tańczą, a reszta czeka na rozpoczęcie imprezy. Skoro muzycy sobie, tancerze sobie - sam przyznaję, wdałem się w rozmowę.
Druga sprawa - nawet w kręgu muzków rozmawiano, więc...
Jak napisałem powyżej, czasem po prostu brakuje gospodarza, kogoś kto huknie pięścią i wprowadzi porządek. Za rok mogę się tym zająć, jeśli nikt się nie znajdzie, a ja będę mógł na festiwal przybyć ;))))
-